Jasne plany doświadczonego Kanadyjczyka
– Chcę zagrać dobre play-offy i powalczyć o mistrzostwo – takie cele wyznaczył sobie Jeremy Welsh, nowy nabytek Comarch Cracovii, który pod Wawel trafił po rekomendacjach jednego z byłych zawodników „Pasów”.
Transfer Welsha jest jednym z najgłośniejszych w tym sezonie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo 32-letni napastnik ma w swoim dorobku grę w NHL, AHL i DEL. Do najlepszej hokejowej ligi świata trafił po niezwykle udanej przygodzie z ligą akademicką NCAA (119 spotkań, 53 gole i 47 asyst).
Na taflach NHL rozegrał 27 meczów, w których zdobył 1 bramkę i zaliczył 1 kluczowe zagranie. Znacznie lepiej radził sobie w AHL; tam jego licznik zatrzymał się na 267 spotkaniach i 110 punktach (56 G + 54 A).
– Przez cztery lata grałem w AHL, gdzie rywalizowałem z zawodnikami na kontraktach z NHL walczącymi o powołanie poziom wyżej. To była harówka. Najwięcej frajdy sprawiało mi, kiedy grałem z nimi w piątek czy sobotę, a w poniedziałek widziałem ich w NHL. To było naprawdę miłe uczucie, by znajdować się tak blisko najlepszej ligi świata – mówił z uśmiechem.
– Dla Kanadyjczyka gra w NHL jest wielkim marzeniem. Szczególnie, kiedy masz okazję grać dla rodzimego zespołu. Ja przed kilkoma laty występowałem w Vancouver i to było coś ważnego i specjalnego – podkreślił zawodnik, który imponuje dobrymi warunkami fizycznymi (191 cm, 95 kg) i uniwersalnością. Może bowiem występować zarówno na lewym skrzydle, jak i na środku ataku.
Cztery lata temu Jeremy Welsh postanowił wyjechać do Europy, a konkretnie do DEL. Na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Niemczech rozegrał 156 meczów, w których strzelił 37 goli, a przy kolejnych 45 notował asysty.
– Teraz chętnie poznaję inne kultury hokejowe. Miło było rywalizować w Niemczech, tamtejsi kibice są bardzo zaangażowani, a w lidze gra wielu świetnych zawodników. Ponadto, ciekawym doświadczeniem było zetknięcie z inną kulturą, więzią kibiców z hokejem, a także innym punktem widzenia gry, gdzie można być typem ciężko walczącego żołnierza, czy też kreatywnego zawodnika o nieco bardziej artystycznym podejściu– wyjaśnił kanadyjski napastnik.
Obszernie opowiedział też o różnicach w grze za oceanem i w Europie.
– Największą różnicę robi samo lodowisko. We wszystkich ligach tafla jest trochę mniejsza, a jak wiemy na małej przestrzeni gra jest szybsza, krócej trzyma się krążek na łopatce kija i jest mniej czasu na ruszenie się spod jednej bramki pod drugą – wyjaśniał 32-letni napastnik.
– W Europie nie grasz w stylu „chip and chase it”, czyli nie ścigasz krążka. Możesz rozegrać go spokojnie, przytrzymać go i kontrolować grę. Więcej czasu i większa przestrzeń. W Niemczech – dodał.
Zapewne wielu kibiców zadaje sobie pytanie, jak zawodnik takiego kalibru trafił do Cracovii?
– Dużą rolę odegrał Andrew McPherson. Grałem z nim w moim pierwszym sezonie w Niemczech w Bremerhaven (Fischtown Pinguins – przyp. red.). Dołączył do krakowskiego klubu podczas play-off w sezonie mistrzowskim. Kiedy wrócił, mówił wiele dobrego o samym mieście i klubie. Rozmawialiśmy i dobrze wspominał grę w Polskiej Hokej Lidze. To była duża zachęta dla mnie. Chciałem się tu pojawić, by poznać Polskę – opowiedział Jeremy Welsh, który jako swoje atuty wskazał dobrą grę w ofensywie, dobre dogranie i umiejętność przytrzymania krążka.
Komentarze