Komorski po golu w Tipsport Extralidze. „Warto było zaryzykować”
W wieku 30 lat Filip Komorski postanowił spróbować swoich sił za granicą. Dziś nie żałuje i dzięki swojej ciężkiej pracy zaliczył debiut w czeskiej Tipsport Extralidze, a wczoraj zdobył swojego pierwszego gola w tych rozgrywkach. – To spełnienie kolejnego marzenia – powiedział „Komora”.
HOKEJ.NET: – Jakie emocje towarzyszyły przy debiutanckim golu?
– Super przeżycie! Strzelić debiutanckiego gola w czeskiej Extralidze, w koszulce HC Oceláři Trzyniec w Werk Arenie i to na dodatek po podaniu Arona Chmielewskiego? To spełnienie kolejnego z marzeń, o którym jeszcze kilka lat temu bym nawet nie śnił. Bardzo się cieszę, że w tym samym meczu swojego debiutanckiego gola strzelił też Alan Łyszczarczyk. Będziemy razem wspominać ten mecz z uśmiechem na twarzy.
To twój trzeci mecz w Trzyńcu. Miałeś już mniejszą tremę jak w debiucie?
– Zdecydowanie. Przy trzecim meczu trema trochę ze mnie zeszła, duży wpływ na to miało bardzo pozytywne przyjęcie mnie przez „szatnię”. Wiesz wchodzisz do szatni mistrza Czech, wypełnionej zawodnikami z przeszłością w NHL, KHL czy zawodnikami, którzy dopiero wrócili z olimpiady w Pekinie, a tu nagle okazuje się, że... przyjmują cię jak jednego z nich. Bardzo mi to pomogło.
Jak duża jest różnica pomiędzy poziomami PHL, czeskiej 1. ligi czeskiej i Tipsport Extraligi?
– Ogromna. Największe różnice to: przede wszystkim tempo (!) i twardość gry oraz bardzo wysoka jakość wyszkolenia zawodników. Czasami nie masz czasu podnieść głowy. Po prostu trzymanie się systemu staje się bezwzględnym obowiązkiem.
Tercet Polaków z Frydka Mistka to idealny przykład na to, że marzenia się spełniają. Ryzyko, ciężka praca i cierpliwość się opłaciły?
– Dokładanie, ciężka praca oraz często podjęcie ryzyka wyjazdu za granice to taka przesłanka dla młodszych graczy. Teraz, patrząc na wiek zawodników we Frydku lub Trzyńcu, wiem, że ja zdecydowałem się na ten ruch za późno. A przy tym o wiele łatwiej byłoby mi wyjechać tylko z żoną niż tak jak u mnie to miało miejsce z żona i dwójką dzieci. To jest to ryzyko, które podjęliśmy i w naszym przypadku było warto, bo udało nam się zrobić kolejny sportowy krok naprzód.
Cztery mecze w pięć dni. Czuć już trudy tego natłoku spotkań?
– Rzeczywiście dużo, ale jak dostajesz „call up” do Trzyńca, to adrenalina dodaje ci energii i nawet o tym nie myślisz. Zmęczenie pewnie przyjdzie z czasem, ale dam radę.
Co do przepisów, to jak to obecnie wygląda. Sezon dokończycie we Frydku czy w Trzyńcu?
– Nie wiem, naprawdę nie wiem. To jest duża hokejowa organizacja, funkcjonująca jak jeden duży mechanizm. My jesteśmy jego małymi trybikami, wszystko się może zmieniać z dnia na dzień lub z godziny na godzinę. Musimy ciężko pracować, bo nigdy nie wiemy, co będzie jutro.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze
Lista komentarzy
Andre z Niemiec
Morski możesz w tyłek włazić Czechom ,ale bez przesady.Jak wazeliny ci braknie to ja ci dostarczę całą beczkę .
Andre z Niemiec
Przepraszam za przekręcenie nazwiska nie Morski a Komorski.