Komorski: Rywalizacja w zespole jest wymagana i niezbędna
O bolesnej kontuzji, powrocie do zdrowia i jakości w drużynie GKS-u Tychy porozmawialiśmy z Filipem Komorskim. Kapitan trójkolorowych spodziewa się ciekawego sezonu. – Wydaje mi się, że liga będzie naprawdę fajna – zaznaczył 31-letni środkowy.
HOKEJ.NET: – Zacznę chyba od najważniejszego pytania. Jak zdrowie?
Filip Komorski: – Na szczęście już lepiej. Miałem naderwany mięsień przywodziciela, w okolicy pachwiny. Nie był to przyjemny uraz, ale na szczęście z każdym dniem jest już coraz lepiej.
To był efekt tego pierwszego etapu przygotowań?
– Problem pojawił się na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Później przeszedłem badanie rezonansem magnetycznym, odbyłem kilka konsultacji ze specjalistami i okazało się, że muszę przejść zabieg wzmacniający.
Odkąd poszedłem pod skalpel, minęło już siedem tygodni. 1 sierpnia dostałem zielone światło od lekarza i pojawiłem się na treningach. Cieszę się, że wróciłem do zajęć, ale muszę zaznaczyć, że przede mną jeszcze sporo pracy.
Wchodzisz do szatni i widzisz sporo nowych twarzy. Spoglądasz na kadrę i chyba odnosisz wrażenie, że Wasz zespół ma naprawdę dobrą jakość. W mojej ocenie jest on silniejszy niż rok temu...
– Od razu tę jakość widać na treningach. Jest duża konkurencja i rywalizacja wśród zawodników, ale jeśli chcesz walczyć o miejsce w wysokich formacjach, grać jak najwięcej, to na każdym treningu musisz dawać z siebie wszystko. Jeżeli drużyna ma iść do przodu i osiągać sukcesy, to rywalizacja jest wymagana i niezbędna. Tak jest właśnie teraz, jednak muszę od razu zaznaczyć, że mamy w zespole fajną, miłą i zdrową atmosferę.
Trener Andriej Sidorienko rozpisał już zapewne formacje, zdradź proszę czy znów zobaczymy na lodzie duet Komorski-Łyszczarczyk z Frydka-Mistka.
– Oj tego jeszcze nie wiem, bo to już jak trener będzie oceniał. Jestem jeszcze na innym etapie przygotowań niż chłopaki. Póki co mam rolę „wolnego elektrona” i skupiam się na tym, aby szybko dojść do formy. Najważniejsze jest to, aby nasza drużyna wygrywała, a to czy będę grał z Alanem, to kwestia drugorzędna.
Nie da się jednak ukryć, że trenerzy budując zespół na pewno w głowach mieli już plan na poszczególnych zawodników. Ale jak to bywa – wszystko zweryfikuje lód. Po serii meczów sparingowych trenerzy będą wiedzieć, czy są zadowoleni z dyspozycji poszczególnych zawodników i poziomu zgrania wszystkich formacji.
Wasz cykl przygotowań zakłada udział w dwóch turniejach. Tradycyjnie wybieracie się do Zwolenia, a nowością jest Turniej Czterech Prezydentów, który można potraktować jako próbę generalną przed sezonem. Z takiego formatu chyba najbardziej cieszą się trenerzy, bo będą mogli dokładnie sprawdzić, jak radzicie sobie ze zmęczeniem...
– Zgadza się (śmiech). Ale trzeba też dodać, że mamy szeroki skład, więc te trzy mecze dzień po dniu nie będą stanowić dla nas problemu. Nasz sztab szkoleniowy będzie mógł - mówiąc kolokwialnie - "przemielić" skład. Sprawdzić poszczególnych zawodników w różnych warunkach meczowych, zobaczyć, jak radzimy sobie ze zmęczeniem i jak szybko się regenerujemy. To niezwykle cenny materiał do analiz.
Gdy popatrzymy na ruch transferowy w lidze, to można odnieść wrażenie, że czeka nas niezwykle ciekawy sezon.
– Wydaje mi się, że liga będzie naprawdę fajna. W zeszłym roku poziom był naprawdę dobry i wydaje mi się, że systematycznie się podnosi. Odczułem to tuż po tym, jak wróciłem po sezonie spędzonym w Chance Lidze.
Naprawdę jest więcej zespołów, które chcą się liczyć i zdobywać punkty. Każdy mecz wymaga od ciebie koncentracji i odpowiedniego zaangażowania. Już w zeszłym sezonie byliśmy świadkami sytuacji, w których trzy porażki zespołu sprawiały, że mocno obsuwał się w tabeli. Zresztą zwycięzca fazy zasadniczej skończył rozgrywki bez medalu. Chyba wszyscy możemy się cieszyć, że ta liga jest atrakcyjna.
Czasy, w których przed meczem dopisywało się punkty chyba odeszły w niepamięć...
– Zdecydowanie. Ta nieprzewidywalność jest czymś, za co kocha się sport i hokej. Gdyby jej nie było, to zmagania sportowe nie byłyby tak atrakcyjne.
W zeszłym roku przegraliście w finale z GKS-em Katowice 0:4, a porażka w takich rozmiarach w finale nigdy nie jest czymś przyjemnym. Pozbyliście się już tego "kaca" i do kolejnego sezonu przystąpicie z zamiarem odegrania się?
– Powiem tak: to była dla mnie dobra lekcja, z której dużo wyciągnąłem. Faktycznie - w finale zaprezentowaliśmy się słabo. Jestem tego w pełni świadomy i wydaje mi się, że cała drużyna również. Dostałem dużego kopniaka, miałem też czas, aby pewne rzeczy ułożyć sobie w głowie.
Jeden z moich byłych trenerów reprezentacji mówił mi, że mecze albo się wygrywa, albo wyciąga się z nich lekcje.
Pachnie Tomkiem Valtonenem...
– Nie wygraliśmy tego finału, ale wyciągnęliśmy z niego dużą lekcję. Zresztą pamiętasz, że trochę tych finałów nie udało nam się rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Teraz przegraliśmy 0:4, ale wcześniej dwukrotnie ulegaliśmy po siedmiu meczach Cracovii, choć prowadziliśmy już 3:1 i 3:2. Każda taka porażka boli, ale trzeba umieć wyciągać z nich wnioski. W tym drugim przypadku efekt był taki, że zdobyliśmy trzy mistrzostwa Polski z rzędu. Oby teraz było podobnie.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze