Komorski: To było najlepsze zgrupowanie, na jakim byłem
Filip Komorski był jednym z bohaterów ostatniego meczu towarzyskiego, jaki reprezentacja Polski rozegrała z gwiazdami NESHL. Wychowanek warszawskiej Legii skompletował hat tricka, a biało-czerwoni wygrali 6:3.
HOKEJ.NET: – Na zakończenie pobytu w Kanadzie zagraliście z reprezentacją ligi NESHL. Jak ocenisz to zwycięskie spotkanie 6:3?
Filip Komorski: – Był to kolejny fajny mecz. Na pewno spotkanie na mniejszych lodowiskach sa zdecydowanie bardziej widowiskowe. Bardzo cieszę się z naszego pierwszego zwycięstwa w Kanadzie. Meczy był bardzo kontaktowy, nie brakowało też walki przy bandach.
Jednak musieliście gonić wynik…
– Ale od razu zaznaczę, że pomimo tego, że jako pierwsi straciliśmy bramki, to kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Mieliśmy dużo sytuacji bramkowych. Z każdym meczem się rozkręcaliśmy, mniejsze lodowiska to dla większości z nas nowość, więc potrzebowaliśmy kilku treningów i meczów, aby się przyzwyczaić.
Na sam koniec zaskoczyliście ze skutecznością. Sam zdobyłeś trzy bramki. Tego chyba brakowało w poprzednich spotkaniach ?
– Na pewno, bo we wszystkich spotkaniach oddawaliśmy więcej strzałów niż przeciwnik. Nie da się ukryć, że były to trzy wymagające spotkania. To jest Kanada, tutaj hokej jest religią i jest widoczny w każdym miejscu. Myślę, że nie skłamię, jeśli powiem, że każdy Kanadyjczyk spróbował swoich sił w hokeju, z większym lub mniejszym efektem.
Co do moich bramek, to bardzo się cieszę, że udało mi się zdobyć hat tricka. Nie ukrywam, że bardzo dobrze grało mi się z Radkiem Sawickim i Kamilem Kalinowskim. Dużo czasu spędzaliśmy w tercji ofensywnej, czego efektem było to, że nasz atak zdobył aż cztery bramki z sześciu bramek.
Nie zabrakło też bójek. Można powiedzieć, że zasmakowaliście hokeja także w tym elemencie?
– Zgadza się. Był to mecz najbardziej agresywny z tych wszystkich rozegranych przez nas w Kanadzie. Pokazaliśmy, że nie boimy się ostrej gry, a kwintesencję tego była bójka Bartka Ciury, który stanął w obronie kolegi. Dwa razu w ciągu jednej bójki „posadził” przeciwnika na czterech literach.
Na koniec powiedz nam, jak podsumujesz wyjazd do Kanady? Dla Was to na pewno dużo nowych doświadczeń, zobaczenie nieco innego hokeja i poznanie jego kolebki. Ale sceptycy mogą mówić o świetnej wycieczce i porażkach z półamatorami lub studentami...
– Sceptyków odsyłam do dokładniejszego poznania drużyn, z którymi graliśmy. W pierwszym meczu rywalizowaliśmy z byłymi zawodnikami, którzy mają na swoim koncie po kilka sezonów w DEL, NLA czy AHL. Nie byli oni od nas ani szybsi, ani silniejsi. Po prostu byli zdecydowanie „mądrzejsi” i doświadczeni na lodzie. Tych dwóch cech nauczyli się z pewnością podczas gry w najlepszych ligach Europy.
Drugi mecz był z dwukrotnym mistrzem ligi uniwersyteckiej w Kanadzie. Był on wyrównany, ale niestety zabrakło skuteczności. Tak jak już powiedziałem wcześniej, w kraju „Klonowego Liścia” hokej jest religią! Tutaj nie ma słabych lig. U nas ligi można policzyć na palcach jednej ręki, w Kanadzie jest ich na pewno grubo ponad 50, a ilość mieszkańców jest zbliżona do Polski. Tak więc cieszmy się z tego, co mamy i że od kilku lat coraz mocniej „pukamy” do elity.
A jaki był sam wyjazd?
– Jestem pewny, że było to najlepsze zgrupowanie, na jakim byłem. Bardzo dużo się na nim nauczyłem, zetknąłem się z zupełnie innym hokejem niż mamy przyjemność obserwować w Europie. Dodatkowo bardzo wiele zwiedziliśmy i dużo dowiedzieliśmy się o samej Kanadzie.
Rozmawiał: Sebastian Królicki.
Komentarze