Malasiński: Jeśli nasz narybek będzie na odpowiednim poziomie, to nie będzie nam potrzeba tylu obcokrajowców
– Wiadomo, fajnie byłoby zakończyć swoją hokejową karierę w swoim macierzystym klubie, ale mnie, jak i mojej rodzinie jest tutaj dobrze. Jesteśmy szczęśliwi i - jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego - pewnie zostaniemy tutaj na dłużej – powiedział nam Tomasz Malasiński, z którym porozmawialiśmy też o lidze open, szkoleniu młodych zawodników oraz życiu w Wielkiej Brytanii.
HOKEJ.NET: – Zaczniemy o pytania o Twoje zdrowie. Ostatnimi laty było z nim trochę problemów, jak wygląda więc sytuacja dzisiaj?
Tomasz Malasiński: – Jak wiadomo hokej to szybki i kontaktowy sport, więc kontuzji jest bardzo dużo. Ja natomiast nie narzekam, oczywiście co mecz jestem posiniaczony, ale jak to mówił trener Tom Coolen: jak cię nic po meczu nie boli, to tak jakbyś nie grał. Na szczęście odpukać w nie malowane - nic poważanego mi się nie przydarzyło.
W Swindon Wildcats grasz od paru sezonów. Jesteś topowym zawodnikiem zaplecza brytyjskiej ekstraligi, więc zapytam co robiszm by utrzymać organizm na takim poziomie, mimo kontuzji?
– Staram się dawać z siebie wszystko i zawsze dążyć do zwycięstwa. Wiadomo nie zawsze się to uda, ale nie można podchodzić do meczu z myślą, że się przegra.
Czy w utrzymaniu formy pomaga stabilizacja w życiu? Jeśli tak, to dlaczego?
– Na pewno stabilność pomaga, ale w moim wieku znam już na tyle swój organizm, że wiem kiedy odpuścić jakiś trening, a kiedy dodać mocniejszą jednostkę. Tutaj bardziej rozchodzi się o właściwą regenerację.
Co chciałbyś osiągnąć ze swoją drużyną w tym sezonie?
– Zawsze celuje by wygrać ligę lub puchar ligi, ale tak realnie patrzeć chcielibyśmy być w czołowej trójce po sezonie zasadniczym i oczywiście zagrać w finałowym turnieju play-off. Na razie mimo problemów z lodowiskiem w pierwszej części sezonu nasze wyniki nie są złe i przesuwamy się pomału w górę tabeli.
Wielkimi krokami zbliżają się MŚ Elity w Czechach, czy zgłosisz swój akces do kadry trenera Kalábera, by wziąć udział w turnieju?
– Nie, nie. Mój rozdział w reprezentacji się zakończył, ale bardzo miło jest patrzeć na chłopaków, jak dają sobie radę z drużynami teoretycznie mocniejszymi od nas. Mam zamiar oglądać ten turniej i trzymam kciuki za naszą reprezentację.
Jak minęły święta w domu Malasińskich?
– Tak naprawdę świąteczny okres miałem bardzo napięty. Graliśmy bardzo dużo meczów, jeśli się nie pomyliłem to było to 5 spotkań w 7 dni, czyli tak jak na Mistrzostwach Świata. W Wigilię oraz Boże Narodzenie udało się spędzić w rodzinnym gronie.
Oglądałeś zmagania Pucharu Polski w Krynicy?
– Niestety miałem możliwość obejrzenia tylko meczu GieKSy z JKH GKS-em Jastrzębie. Powód jest prosty, w pozostałe dwa dni miałem swoje mecze.
W takim razie jak wyglądał ten mecz Twoim zdaniem?
– GieKSa była moim faworytem i liczyłem, że w tym roku uda się jej zdobyć to trofeum. Wydaję mi się, że brakło im w meczu z Jastrzębiem drugiego gola. 2:0 był by takim przysłowiowym „gwoździem do trumny”, a jastrzębianie walczyli do końca i ostatecznie znaleźli się w finale. Drugi półfinał i finał widziałem tylko w skrótach. Wydaję mi się, że turniej stał na wysokim i wyrównanym poziomie.
Korci czasem, aby wrócić do Polski i zakończyć karierę w ojczyźnie?
– Nie, już raczej nie myślę o tym na poważnie. Wiadomo, fajnie byłoby zakończyć swoją hokejową karierę w swoim macierzystym klubie, ale mnie, jak i mojej rodzinie jest tutaj dobrze. Jesteśmy szczęśliwi i - jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego - pewnie zostaniemy tutaj na dłużej.
Zapytam inaczej, do jakiej drużyny najchętniej byś wrócił?
– Lubię oglądać mecze mojego macierzystego klubu Podhala Nowy Targ i śledzić poczynania Patryka Wronki, który jest świetnym zawodnikiem i pokazuje to w każdym meczu. Chciałbym widzieć, jak świętuje z „Szarotkami” zdobycie 20. tytułu Mistrza Polski. Kibicuje też GieKSie, by pokazała się z dobrej strony w Cardiff w Pucharze Kontynentalnym. Tak więc czysto hipotetycznie to chyba są dwa kluby, w których bym się widział.
Od paru lat w Polsce mamy ligę open. Czy według Ciebie hamuje to rozwój młodych polskich zawodników czy wręcz przeciwnie?
– Myślę, że liga open podniosła rywalizację w drużynach i poziom całej ligi. Jeśli chodzi o młodzież, to nie jest tak, że hamuje ich rozwój. Myślę, że hamulcem rozwoju młodzieży jest brak ich odpowiedniego szkolenia i brak planu na poprawę szkolenia. W tej chwili młodzież nie jest w stanie rywalizować z doświadczonymi obcokrajowcami i nie dostaje odpowiednio wielu szans na pokazanie się w pierwszej drużynie. MHL to też duży przeskok między THL. Jeśli nasz narybek będzie na odpowiednim poziomie, to nie będzie nam potrzeba tylu obcokrajowców.
Czego życzyłbyś sobie w 2024 roku?
– Przede wszystkim by omijały mnie kontuzje, ale chciałbym, żebym nigdy nie stracił radości z tego co robię i w każdym meczu mógł pomagać swojej drużynie w odniesieniu sukcesu.
Na koniec prosiłbym o życzenia dla kibiców hokeja na lodzie na nadchodzący 2024r.
– Oczywiście chciałbym życzyć wszystkim hokejowym kibicom wielu niezapomnianych hokejowych chwil dużo emocji, a przede wszystkim by nasza reprezentacja na stałe zagościła na salonach, ale też by w hokejowej Polsce zaczęło się myśleć o szkoleniu młodzieży i by ona szła w stronę Elity.
Rozmawiał: Sebastian Taborek
Komentarze