NHL: Pierwszy karny wydłużył serię Sabres (WIDEO)
Po raz pierwszy w karierze w NHL Conor Sheary został wyznaczony do strzelania rzutu karnego. Nie zawiódł swojego trenera i dał Buffalo Sabres najdłuższą zwycięską serię od czterech lat.
Sheary przez trzy lata gry w Pittsburgh Penguins nigdy nie dostał szansy wykonania rzutu karnego. Od tego sezonu gra w Buffalo, ale trener Phil Housley też raczej nie uważał go za podstawowego strzelca karnych. Wczoraj w meczu z Winnipeg Jets do strzelania wyznaczył go dopiero w siódmej kolejności, bo po sześciu rundach był remis 2:2. Dla Sabres trafiali Jack Eichel i Jason Pominville, a dla Jets Patrik Laine i Kyle Connor. Sheary się nie zastanawiał, nie robił zwodów. Szybko oddał strzał, którym nie dał szans stojącemu tej nocy w bramce "Odrzutowców" Laurentowi Brossoitowi i rozstrzygnął mecz na korzyść swojego zespołu. "Szable" wygrały w Winnipeg 2:1. Co ciekawe, Sheary przez 65 minut spotkania nie oddał ani jednego strzału z gry.
Zanim doszło do karnych, na początku trzeciej tercji Jeff Skinner w przewadze strzelił gola, który pozwolił mu osiągnąć granicę 400 punktów. To jego 218. trafienie w najlepszej lidze świata. Ze wszystkich zawodników wybranych w drafcie NHL w 2010 roku tylko Tyler Seguin strzelił więcej goli, a jeszcze również Taylor Hall ma więcej punktów. Skinner odpowiadał wczoraj na gola, którym w 28. minucie prowadzenie dał gospodarzom Connor. W trzeciej odsłonie goście pozwolili gospodarzom oddać pierwszy celny strzał dopiero w 51. minucie. Wiedząc, że Jets najlepiej w NHL wykorzystują przewagi Sabres trzymali się z dala od ławki kar. Dali rywalom tylko jedną okazję do gry w przewadze, której ci nie wykorzystali.
W ekipie Sabres Carter Hutton obronił 25 strzałów z gry i 5 rzutów karnych, co pozwoliło mu po raz 10 w NHL wygrać karne. Zastępujący Connora Hellebuycka Brossoit z gry zaliczył nawet 31 interwencji, ale w decydującej serii karnych obronił tylko 2. W trzech próbach w najlepszej lidze świata jeszcze nigdy nie wygrał karnych.
Drużyna z Buffalo powoli zapomina o poprzednim sezonie, w którym była najgorsza w całej lidze. Zespół czekający na grę w play-offach od 8 lat odniósł czwarte zwycięstwo z rzędu, co nie zdarzyło mu się od grudnia 2014 roku. W ciągu trzech dni podopieczni Housleya pokonali najpierw lidera konferencji wschodniej Tampa Bay Lightning, a wczoraj zespół Jets, również uważany za jednego z kandydatów do zdobycia Pucharu Stanleya. - To powinno dać nam trochę pewności siebie - powiedział po wczorajszym spotkaniu Skinner. - Na pewno daje nam wiarę w Cartera Huttona, który był bardzo ważny w obu tych meczach, chociaż myślę, że nie powinniśmy pozwalać, żeby miał aż tyle pracy.
Sabres mają na koncie 24 punkty i zajmują obecnie trzecie miejsce w dywizji atlantyckiej, które daje awans do play-offów, choć do tego na razie jeszcze długa droga, bo sezon zasadniczy NHL dopiero dochodzi do 1/4. Warto jednak zwrócić uwagę, że w poprzednich rozgrywkach na tym etapie ekipa z Buffalo miała o 10 "oczek" mniej.
Tymczasem Jets przegrali pierwszy mecz po powrocie z Helsinek, gdzie rozegrali na początku miesiąca dwa mecze z Florida Panthers. Porażką zakończyli serię czterech meczów u siebie, w których jednak zdobyli 7 punktów na 8 możliwych. Dlatego też zadowolony, mimo wczorajszej porażki, jest kapitan zespołu Blake Wheeler, którego seria 11 meczów ze zdobytym punktem tej nocy się zakończyła. - To nie była perfekcyjna seria, ale pod względem punktów byliśmy w niej tak blisko perfekcji, jak to możliwe - skomentował. - To jest coś, na czym możemy budować swoją grę. Teraz spróbujemy podobnie grać na wyjeździe. Zespół z Winnipeg czeka teraz seria czterech spotkań wyjazdowych. Wybierze się na nią mając 24 punkty i zajmując trzecie miejsce w dywizji centralnej.
Winnipeg Jets - Buffalo Sabres 1:2 (0:0, 1:0, 0:1, 0:0, 0:1)
1:0 Connor - Laine - Little 27:10
1:1 Skinner - Eichel - Dahlin 40:53 (w przewadze)
1:2 Sheary (decydujący rzut karny)
Strzały: 26-32.
Minuty kar: 6-2.
Widzów: 15 321.
Do dogrywki musieli czekać na gola kibice w Dallas, gdzie miejscowi Stars ostatecznie pokonali Boston Bruins 1:0. Zwycięskiego gola w dodatkowej części meczu strzelił Jason Dickinson. Było to jego drugie zwycięskie trafienie w NHL i drugie właśnie w dogrywce. Co więcej, oba miały miejsce w odstępie zaledwie 13 dni, bo 3 listopada przesądził o triumfie nad Washington Capitals. "Gwiazdy" wygrały po dogrywce 1:0 dopiero po raz pierwszy w historii klubu. Ich bramkarz Ben Bishop obronił wszystkie 23 strzały graczy Bruins i zaliczył drugi mecz bez wpuszczenia gola w tym sezonie, a 26. w NHL. Tuukka Rask po drugiej stronie tafli dwoił się i troił, zatrzymując 36 uderzeń, ale tego ostatniego już nie obronił. W drugiej tercji urazu po ostrym wejściu Radka Faksy doznał kapitan Bruins Patrice Bergeron. Po kilku minutach wrócił do gry, ale w końcówce meczu już nie grał. Dziś ma przejść dokładniejsze badania. Stars mają 24 punkty i zajmują czwarte miejsce w dywizji centralnej. Ich wczorajsi rywale zdobyli dotąd o jedno "oczko" mniej i też są na czwartej pozycji, ale w dywizji atlantyckiej.
Kontuzja Patrice'a Bergerona
Los Angeles Kings po rzutach karnych pokonali Chicago Blackhawks 2:1 w meczu dwóch pogrążonych w kryzysie drużyn, które w tym sezonie zmieniły już trenerów. Celne strzały w serii karnych Ilii Kowalczuka i Anže Kopitara przesądziły o wygranej "Królów". Z gry trafił Tyler Toffoli, a bramkarz Kings Calvin Petersen obronił 34 strzały plus jeszcze oba karne rywali i odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w NHL. Kings wygrali 2 z 5 meczów pod wodzą Willie'ego Desjardinsa, który 4 listopada zastąpił na stanowisku trenera Johna Stevensa. Nadal jednak z 13 punktami są ostatni w tabeli całej ligi. Z kolei Jeremy Colliton, który objął Chicago Blackhawks dwa dni później niż Desjardins "Królów", wygrał dotąd tylko 1 z 5 rozegranych spotkań. Jego zespół ma 19 "oczek" i jest przedostatni w dywizji centralnej.
Washington Capitals pokonali Colorado Avalanche 3:2 po dogrywce. Zwycięskiego gola w dodatkowym czasie gry strzelił nie najlepszy specjalista od goli w dogrywkach w historii NHL Aleksandr Owieczkin, a Nicklas Bäckström. Szwed rozstrzygnął mecz wykorzystując przewagę po karze Iana Cole'a z końcówki trzeciej tercji. To ósmy gol Bäckströma w dogrywce w historii występów w NHL. Wcześniej także asystował przy bramce Owieczkina, a na listę strzelców w ekipie obrońców Pucharu Stanleya wpisał się też Devante Smith-Pelly. Wszyscy oni pokonali stojącego w bramce "Lawiny" Philippa Grubauera, który razem z nimi jako rezerwowy bramkarz zdobył puchar w czerwcu. W bramce Capitals stał Pheonix Copley, który zajął miejsce Niemca w roli zmiennika Bradena Holtby'ego. Najskuteczniejszy gracz NHL Mikko Rantanen nie oddał ani jednego strzału i nie punktował. Capitals mają 21 punktów i zajmują trzecie miejsce w dywizji metropolitalnej. Avalanche z dorobkiem 22 "oczek" spadli na piątą pozycję w dywizji centralnej.
St. Louis Blues pokonali na wyjeździe Vegas Golden Knights 4:1. Ryan O'Reilly poprowadził zespół z Missouri do zwycięstwa dwoma golami. Ponadto na listę strzelców wpisali się: wracający do składu po kontuzji Brayden Schenn i Oskar Sundqvist, a Jake Allen obronił 32 strzały. O'Reilly po raz pierwszy w tym sezonie strzelił dla swojego zespołu zwycięskiego gola, mimo że z 10 bramkami jest najlepszym snajperem drużyny. Do tego jak zwykle dominował we wznowieniach. Wygrał 14 z 23. W tym sezonie ma we wznowieniach skuteczność 62,1 %. Blues skończyli mecz bez obrońcy Carla Gunnarssona, który doznał urazu w drugiej tercji. Z 17 punktami nadal są ostatni w dywizji centralnej. Z kolei Golden Knights przerwali serię trzech zwycięstw u siebie. Także mają na koncie 17 punktów i w tabeli dywizji Pacyfiku wyprzedzają tylko najsłabszych w całej lidze Kings.
Nowym liderem tabeli całej ligi jest zespół Toronto Maple Leafs. Gol obrońcy Morgana Rielly'ego w dogrywce pozwolił "Klonowym Liściom" pokonać 2:1 Anaheim Ducks i z 28 punktami wyprzedzić w klasyfikacji Nashville Predators oraz Tampa Bay Lightning. Rielly po raz drugi w tym sezonie strzelił zwycięskiego gola i po raz drugi zrobił to w dogrywce. Z 9 bramkami oraz 25 punktami jest liderem obu tych klasyfikacji wśród obrońców. Już po 20 meczach tych rozgrywek wyrównał swój rekord kariery w NHL pod względem strzelonych w jednym sezonie goli. 3 lata temu także trafił do siatki 9-krotnie, tyle że w 82 meczach. Wczoraj dla Maple Leafs trafił też Patrick Marleau, któremu krążek odbił się od łyżwy po zagraniu Jake'a Gardinera, a zastępujący między słupkami odpoczywającego Frederika Andersena Garret Sparks obronił 38 strzałów graczy "Kaczorów". Drużyna z Toronto odniosła komplet 3 zwycięstw w serii wyjazdowych meczów w Kalifornii, co nie zdarzyło jej się od 23 lat. Ducks mają 20 punktów i zajmują czwarte miejsce w dywizji Pacyfiku.
Komentarze