NHL zakazuje tęczowych strojów i strzela sobie w stopę
Przeciwnicy jak i zwolennicy wiedzieli, że ten moment zbliża się wielkimi krokami. Można kochać, można nienawidzić, ale łatwo można było przewidzieć, że wieloletni konflikt światopoglądowy w końcu będzie musiał rozwiązać się w jedną lub w drugą stronę. Nikt nie zakładał „pokojowego” czy salomonowego rozwiązania sprawy. Każda ze stron uważała, że ich racja jest bardziej ichniejsza niż tamtejsza. No i doczekaliśmy się werdyktu. Liga NHL zarządziła zakaz używania tęczowych flag i innych symboli związanych z „Pride Month”. Nietrudno się domyślić, że tym samym organizacja włożyła kij do mrowiska o niesamowitej skali. W tym momencie muszę przyznać, że zupełnie szczerze jestem tą decyzją rozczarowany, a włodarze zawiedli mnie na całej linii.
Zanosiło się na to od dłuższego czasu
Jeśli ktoś śmiał się z „legendarnego” już pranku, gdzie anonimowy Internauta oznaczył plac zabaw jako plac imienia Krzysztofa K. (najbardziej znanego polskiego przestępcy seksualnego), to z pewnością się już nie śmieje. Mamy grubą aferę związaną z tym, że okazało się, że ludzie grający w gry dla dzieci z dziećmi mają „niejasne” upodobania w pewnych sferach życia. Tak więc afera związana z banem na Pride w NHL została przyćmiona jak wszystko inne w naszym kraju. Jednak zmiana nakazu w zakaz była jedynie kwestią czasu.
Przez lata problem z zakładaniem tęczowych koszulek i używanie tęczowych taśm do kijów nie istniał, gdyż nikt nie zakładał możliwości, że jakikolwiek zawodnik tego nie zrobi. Oczywiście, w wywiadach kapitanowie i wielu innych zawodników mówiło, że wszyscy wspierają inicjatywę i cieszą się że mogą wspierać społeczność LGBTQ+ jak tylko mogą, ale wiara w to, że sto procent z kilku tysięcy zawodników tak samo mocno popiera dowolny pogląd jest jak wiara w to, że niedźwiedź cię nie zeżre jeśli jesteś wegetarianinem/wegetarianką. Tyle, że dopiero w poprzednim sezonie nastąpił bardzo duży „wysyp” mniej lub bardziej grzecznych odmów w tym temacie.
Najgłośniej zrobili to rosyjscy zawodnicy, co przy nienajlepszej opinii świata o ich ojczyźnie w tym czasie, doskonale zlało się wszystkim w słowo „onuca”. Iwan Proworow (wówczas Flyers) odmówił założenia tęczowych elementów stroju zasłaniając się religią, co skończyło się niewyjechaniem na rozgrzewkę. Szybko pojawiły się plotki, że Iwan ma poglądy także rasistowskie itp., natomiast potwierdzenia tego nie znaleziono. Poglądami politycznymi zasłonił się Ilja Ljubuszkin (wówczas Buffalo Sabres), a także Dienis Gurianow (Canadiens) i Andriej Kuźmienko (Canucks). Medialna linia o zorganizowanej akcji rosyjskich zawodników posypała się jednak, gdy najgrzeczniej jak tylko się dało, odmówił „tęczowej rozgrzewki” bramkarz James Reimer z San Jose Sharks. Na rozgrzewki w barwach społeczności LGBTQ+ nie zdecydowali się także bracia Eric i Mark Staalowie z Florida Panthers. Zrezygnował także sam car hokeja, czyli Aleksandr Owieczkin, który przyjął jeszcze więcej medialnych batów po tym, jak nie usuwał swoich zdjęć z prezydentem swojego kraju z mediów społecznościowych.
Niedługo potem cała organizacje jako całość, mianowicie Blackhawks, Wild i Rangers, wycofują się z tej kampanii tłumacząc się chęcią dania wyboru zawodnikom. Słowo homofobia odmieniano wobec tych drużyn przez wszystkie przypadki, a dziennikarze ścigali się na krytykę takiego rozwiązania.
Nie dało się dłużej udawać, że wszyscy chcą zawsze tego samego.
Z czego to wynika?
Zawodnicy, którzy odmówili wzięcia udziału w rozgrzewkach z tęczowymi strojami na piersiach, spotkali się z ostracyzmem medialnym. Od wyrazów smutku z powodu niepopierania sprawy, do nie najmądrzejszego wyzywania ich od rasistów i nazistów (najwyraźniej komuś wydało się to tożsame). Wielu zwolenników wyrażania swoich uczuć i przekonań stwierdziło, że takiego przekonania jak wyżej wymienieni panowie wyrażać nie wolno. Żaden z nich jednak nie przeprosił i nie wycofał się z podjętej decyzji, prawdopodobnie przy pełnej świadomości skutków takiej decyzji.
Przez lata, gdy NHL wspierała społeczność, powstawały nawet drużyny składające się wyłącznie z osób transseksualnych, programy szkoleniowe skierowane stricte do właśnie tej grupy społecznej i wszelkiego rodzaju marketing mający na celu zachęcanie osób nieheteronormatywnych do spróbowania swoich sił w najszybszej grze zespołowej świata. Przy okazji „Pride Month” tęcza była wszechobecna, opowiadano historie zawodników związanych ze społecznością i starano się wypełnić tym świętem każdy metr kwadratowy lodowiska. Do wielu szlachetnych z założenia inicjatyw pechowo dla LGBT!+ przyłączył się emerytowany dziś Kurtis Gabriel, który swoim żywym poparciem zwyczajnie „zanudzał” dziennikarzy wygłaszając kilkunastominutowe tyrady nie wnoszące absolutnie niczego poza uczuciem znużenia słowotokiem krewkiego napastnika.
Wielu kibiców podpinało tę celebrację i jej rozmach pod „wokism”, czyli społeczność „wybudzonych”, jak w USA określa się przekonania lewicowe bardzo mocno sprzyjające właśnie tego rodzaju inicjatywom. Kilka miesięcy wcześniej producent piwa Bud Light traci astronomiczne sumy po kampanii reklamowej z udziałem osoby transseksualnej, czyli Dylana Mulvaney’ego. Wstrzymanie produkcji nowej wersji „Królewny Śnieżki” było efektem niechęci głównej bohaterki do tradycyjnego stylu oryginalnej postaci czy chociażby zatrudnienie osób „normalnego” wzrostu do ról krasnoludków, co miało zapobiegać dyskryminacji osób niskorosłych.
W końcu Gary Bettman stwierdza, że każdy z klubów urządzał sobie tak wiele różnych celebracji różnych grup społecznych, że „stało się to dystrakcją” od samej gry i zrobiło się problematyczne. W związku z tym, zakazano wszelkich celebracji rozgrzewkowych w jakiejkolwiek formie.
Jest wielce prawdopodobne, że taka decyzja była efektem niczego innego, jak słupków i sondaży. Badanie rynku być może wykazało, że tęczowe wieczory w NHL mogą spowodować spadek sprzedaży czy frekwencji. To oczywiście przypuszczenie bez dostępu do jakichkolwiek danych uzyskiwanych przez samą organizację. Firmy, które zdaniem klientów i konsumentów zrobiły o jeden krok za daleko w wyrażaniu światopoglądu zaliczyły w pewnych przypadkach pokoleniowe straty finansowe. Być może z jakichś danych wynikało dla NHL, że może ją spotkać podobny los, jeśli kibice uznają, że organizacja poszła zbyt mocno w sprawy światopoglądowe.
Moim zdaniem stało się bardzo źle
Internet bardzo szybko podzielił się na prawicę i lewicę. Ci pierwsi cieszą się twierdząc, że NHL kończy z „wokismem” i obiera inny kierunek. Ci drudzy z kolei biją na alarm obawiając się, ze da to początek nowej fali homofobii wśród zawodników i fanów dyscypliny. YouTube musi dźwigać setki gigabajtów contentu z obu stron, a dziennikarze prześcigają się w skrajnych opiniach na ten temat.
Moim zdaniem decyzja ligi jest niezwykle niefortunna. Po pierwsze, NHL nie mogła sobie pozwolić na wycofanie tylko tej jednej inicjatywy. W związku z tym nie będzie też celebracji Black History Month (miesiąca celebracji historii Afroamerykanów), Military Appreciation Night (celebracji żołnierzy i innych służb mundurowych) czy najważniejszej z tych wszystkich akcji – Hockey Fights Cancer (akcji świadomości i walki z nowotworami). Wychodzi na to, że albo wszystko albo nic i całkowicie „kochać” idzie się idea społecznej odpowiedzialności biznesu. Co więcej, najpewniej żadna inna inicjatywa nie zostanie wzięta pod uwagę, gdyż wiązałoby się to z koniecznością powrotu wszystkich, które właśnie „spadły z rowerka”.
Błąd ligi polega na tym, że popadła ze skrajności w skrajność. Najpierw (niedosłownie) zabrania zawodnikom niedostosowania do wsparcia aktualnej agendy, by następnie zabronić niedostosowania się do braku wspierania aktualnej agendy. Być może się nie znam (a nawet na pewno), ale czy zamiast nakazywania wszystkim noszenia tęczowych bluz albo zakazu noszenia ich komukolwiek, dać zawodnikom wybór? Czy ktoś umrze, jeśli na lód wyjadą zawodnicy wspierający społeczność LGBTQ+? Czy ktoś umrze, jeśli część zawodników wyjedzie bez tęczy na stroju, a część tą tęczę będzie mieć? Jestem pewien, ze tylko Hockey Fights Cancer byłoby ideą, z której mimo wszystko nikt lub prawie nikt by nie zrezygnował. Walka z rakiem nie jest kwestią preferencji ani światopoglądu, bo ta choroba nienawidzi nas wszystkich po równo. Jeśli chodzi o cała resztę, to kogo zabiłaby możliwość swobodnego wyrażenia światopoglądu?
Bardzo często powtarzanym argumentem jest przesyt tej czy innej akcji. Nie sposób udawać, że w niektórych przypadkach liga poszła bardzo daleko i w ten sposób nieco sprowokowała kibiców do ostrzejszej reakcji. Choć trudno w to uwierzyć, to w dzisiejszych czasach ludzie dalej cenią sobie wolny wybór. W efekcie, nawet przeciwnicy „Pride Month” z czasem zrozumieją, że zakaz tego co im nie leży to także zakaz innych rzeczy, które im pasują. Liga nie pokazała teraz, że jest przeciwko dumie osób LGBTQ+ czy że jest przeciwko wsparciu dla żołnierzy. Liga pokazała, że kiepsko radzi sobie z tym, by zawodnicy czy kibice mieli wybór.
W całym sporze jest wiele osób uważających, że tylko stuprocentowe wsparcie, mandatoryjne wsparcie jest sposobem na osiągnięcie założonego celu. Jest też wiele osób przekonanych, że tylko zakaz pozwoli zmienić myślenie ogółu i przekonać go do "słusznego" myślenia. Utopia spokojnie pomieści jednych i drugich.
Komentarze
Lista komentarzy
narut
miast zając się kwestią zdrowia zawodników, zwłaszcza tych, którzy przyjęli wiadomy eliksir, kwestią wywabienia z organizmów jego następstw, to ci przeżywają w kółko czy czcić, czy też nie czcić, czy obnosić się czy nie z tym całym "LGBTQ+"... to tak jak podczas pożaru domu rozmawiać o wymianie jego dekoracji jakichś... a swoją drogą jeszcze do niedawna w podręcznikach do medycyny zwracano uwagę na to, iż tego typu zachowania nie są dobre dla zdrowia ludzkiego, ci ludzie chorują i na ogół żyją krócej, co to ma wspólnego z promocją poprzez sport zdrowego trybu życia?!?
PanFan1
... pomijając już kwestie moralne, czyli zwyczajny brak zgody dla promowania kulturowej zgnilizny ;)
emeryt
https://m.youtube.com/watch?v=2IDCG8M0dzo&pp=ygUPd2FiaWVuaWUgamVsZW5p
.
PanFan1
Pomimo swoich przekonań, dałbym zawodnikom wybór, chcesz w trakcie rozgrzewki wyjechać na lód z tęczowymi emblematami, to wyjeżdżaj. Inną sprawą jest, że osobiście widzę ogromną różnicę pomiędzy promocją weteranów i żołnierzy, narażających życie dla swobodnej egzystencji narodu, czy akcją "fight cancer", a promocją odchyleń i nienormalności, dla mnie postawić znak równości między tymi aspektami jest nie do pomyślenia.