Szef Hokejowej Ligi Mistrzów o reformie: "Jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogliśmy zrobić"

Hokejowa Liga Mistrzów rozgrywa pierwszy sezon po zmianach, które m.in. sprawiły, że miejsce w niej straciła Polska. Szef rozgrywek w długim wywiadzie podsumowuje pierwszą fazę sezonu i przekonuje, że zmiany wyszły HLM na dobre.

Od tego sezonu w Hokejowej Lidze Mistrzów występują już nie 32, a 24 drużyny. Zmniejszono liczbę przedstawicieli lig założycielskich, które mogą wystawić maksymalnie po 3 zespoły (4, jeśli jednym z nich jest obrońca trofeum), a nie nawet 5, jak było wcześniej z dwiema najlepszymi ligami w rankingu.

Ale także zmniejszona została liczba miejsc dla tzw. lig aspirujących, wśród których była wcześniej Polska. Zamiast miejsc należnych poszczególnym krajom teraz organizatorzy mają do dyspozycji 5 "dzikich kart" przyznawanych ligom według uznania. Na ten sezon Polska "dzikiej karty" nie dostała.

Prezes spółki Champions Hockey League AG organizującej rozgrywki Martin Baumann przekonuje, że po zakończeniu sezonu zasadniczego te zmiany należy ocenić pozytywnie.

- Zdecydowanie. Od dawna byliśmy przekonani, że to po prostu jest właściwe - powiedział w wywiadzie dla szwajcarskiej agencji informacyjnej Keystone-SDA. - Przy 3 drużynach z Finlandii, Szwecji, Szwajcarii, Czech, Niemiec i Austrii jest większy bodziec dla klubów, by uczestniczyć w rozgrywkach. Trzeba ciężko zapracować na kwalifikację. A kibice dostają to, co najlepsze w Europie. Przy 12 mistrzach krajów lista uczestników jest ekstremalnie interesująca.

Hokejowa Liga Mistrzów nie tylko zmniejszyła liczbę uczestników, ale także zmieniła format rywalizacji. Fazę grupową zastąpił sezon zasadniczy, w którym każdy zespół rozgrywa 6 meczów z różnymi rywalami, bez rewanżów, a 16 najlepszych zespołów w tabeli awansuje do fazy pucharowej.

Baumann jest przekonany, że i to rozwiązanie się sprawdziło.

- Myślę, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogliśmy zrobić. Nie ma już meczów o nic na pożegnanie w fazie grupowej. Prawie wszystkie drużyny o coś walczyły w ostatniej kolejce. Poza tym, gdy nie ma rewanżów, rosną szanse na niespodzianki - mówi.

"System szwajcarski", w którym klasyfikację tworzy się bez rozegrania przez wszystkie drużyny meczów ze wszystkimi rywalami, od przyszłego sezonu wprowadza także piłkarska Liga Mistrzów. Baumann mówi, że działacze UEFA kontaktowali się z władzami Hokejowej Ligi Mistrzów, by poznać ich ocenę przyjętego w hokeju rozwiązania.

- UEFA nas pytała. Chcieli wiedzieć, jakie dokładnie są nasze doświadczenia z tym nowym systemem. Jesteśmy z tego dumni - mówi.

Szwajcarski działacz przyznał także, że zmniejszenie rozgrywek było koniecznością wynikająca z oszczędności. Marketingowy partner HLM, firma Infront renegocjowała umowę na organizację Hokejowej Ligi Mistrzów, w wyniku czego m.in. zmniejszono nagrodę finansową dla zwycięzcy turnieju.

- Musieliśmy zrobić ogromne oszczędności w budżecie. Powodem był i COVID-19, i wojna w Ukrainie, ale także to, że nie byliśmy jeszcze z rozwojem naszego produktu w miejscu, w którym chcieliśmy być - mówi.

Za samo uczestnictwo w rozgrywkach kluby otrzymują po 65 tysięcy euro, a zwycięzca dostanie w tym sezonie łącznie 360 tysięcy.

- Dzięki zmniejszeniu rozgrywek do 24 drużyn byliśmy w stanie przynajmniej utrzymać wysokość kwot za uczestnictwo - mówi Baumann. - Kluby mają też teraz więcej praw marketingowych, np. do reklam na spodenkach albo na bandach w zasięgu kamer telewizyjnych.

Zapytany o to czy wysokość nagród finansowych jest wystarczająco zachęcająca dla klubów, odpowiada:

- Od utworzenia Hokejowej Ligi Mistrzów naszą intencją nigdy nie było to, by pieniądze z nagród finansowały kluby od A do Z. To w ogóle nie jest możliwe. Nie jesteśmy piłką nożną. Celem było to, by kluby finansowały się przez pełne hale z inteligentnymi strategiami biletowania i zarabiały również na gastronomii oraz handlu pamiątkami podczas meczów.

Jednym z argumentów za zmianą systemu było przyciągnięcie na trybuny kibiców większą liczbą spotkań rozgrywanych pomiędzy drużynami z czołowych lig.

Rzeczywiście średnia frekwencja sezonu zasadniczego w tej edycji była wyraźnie wyższa niż nawet całych poprzednich rozgrywek, licząc je z fazą pucharową aż do finału. W tym porównaniu średnia liczba widzów wzrosła o 24 % do 3 443 fanów. 

Z drugiej strony to jednak nadal znacznie mniej niż na meczach czołowych lig w Europie, a do tego duży udział w tym wyniku ma powrót do Hokejowej Ligi Mistrzów wyraźnie górującego liczbą fanów na trybunach nad całą resztą klubów niemieckiego Adlera Mannheim, którego mecze domowe ogląda przeciętnie 7 742 kibiców.

Baumann przekonuje jednak, że wzrost liczby fanów jest dowodem na to, że zmiana systemu się sprawdziła.

- Entuzjazm kibiców jest dla mnie na razie w tym sezonie najjaśniejszym punktem - mówi. - Zanotowaliśmy rekordy frekwencji w Niemczech, Czechach i Szwajcarii. Produkt otrzymał to, na co od dawna zasługiwał. Kibice napływają do hal w dużych liczbach i można przy tym cieszyć się hokejem na wysokim poziomie. 

Zwrócił także uwagę, że nie tylko kibice gospodarzy odpowiadają za liczby i atmosferę na trybunach.

- Ja na przykład byłem w Belfaście. Hala była wyprzedana i człowieka przechodziły ciarki. Ale myślę też o 400-500 kibicach Rapperswil-Jona Lakers, którzy pojechali ze swoją drużyną na 2 mecze do Czech i oczarowali atmosferą, jaką stworzyli. Albo o Ingolstadt z ogromną liczbą fanów w podrózy po Europie. To jest fajne - mówi.

Nadal jednak właśnie we frekwencji na trybunach Szwajcar widzi największe rezerwy w kontekście dalszego rozwoju rozgrywek.

- Ciągle nie mogę zrozumieć, że mecz ligowy typu Zug kontra Ambri-Piotta [w Szwajcarii - red.] generuje większe zainteresowanie niż przyjazd mistrza Szwecji czy Finlandii - mówi. - Gdy Manchester City przyjeżdża do Szwajcarii, to zainteresowanie widzów przebija sufit. Brakuje nam w europejskim hokeju największych gwiazd. Nie mamy tu Ronaldo czy Messiego. Na to ma również wpływ NHL. Najlepsi zawodnicy z Europy ciągną do Ameryki Północnej. Tego nie możemy zmienić.

Hokejowa Liga Mistrzów wprowadziła w tym sezonie nie tylko nową strukturę rozgrywek, ale także znaczące zmiany w przepisach gry. Wrócono m.in. do starego przepisu, że gol strzelony w przewadze nie kończy kary rywali, który w NHL został zlikwidowany w 1956 roku, by zmniejszyć przewagę Montréal Canadiens nad innymi drużynami. Do tego wprowadzono zasadę, że gol zdobyty w osłabieniu kończy karę strzelającej go drużyny.

Baumann również te zmiany uważa za skuteczne w działaniu.

- Naszym celem jest być innowacyjnymi. Nie chcemy kopiować innych lig. Chcemy oferować rozrywkę i zapewniać entuzjazm dzięki większej liczbie goli i większej atrakcyjności - tłumaczy. - W pierwszych 4 kolejkach padło średnio o 0,4 gola na mecz więcej i rekordowa liczba 12 goli w osłabieniu. Pierwsze analizy tych zmian pokazują, że naprawdę było warto. Te innowacje pasują do naszej idei, czyli promowania ofensywnego hokeja.

Te zmiany sprawiają, że nie jest wykluczone, iż w przyszłości Hokejowa Liga Mistrzów stanie się polem doświadczalnym dla nowych przepisów, które Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) będzie chciała wprowadzić we wszystkich rozgrywkach.

- IIHF jest również mocno zainteresowana naszymi ocenami [tych zmian]. Jest pomysł, żeby w przyszłości możliwe zmiany w przepisach testować w Hokejowej Lidze Mistrzów - mówi Baumann.

Okazuje się jednak, że nie tylko IIHF interesuje się pomysłami wcielanymi w życie przez Hokejową Ligę Mistrzów.

- Również NHL uważa za niezwykle ciekawe to, co robimy - przekonuje Baumann. - Byłem w Nowym Jorku i dowiedziałem się, że bardzo uważnie śledzą naszą drogę. Oni też postawili sobie za cel uczynienie sportu bardziej atrakcyjnym.

Hokejowa Liga Mistrzów rozpoczyna się przed startem rozgrywek ligowych, stąd niektórym kibicom kojarzy się ciągle z nieco tylko poważniejszymi meczami sparingowymi. Baumann mówi jednak, że start HLM na przełomie sierpnia i września jest koniecznością.

- Był temat startu w październiku, ale to się nie spina z terminarzem. Konflikt terminów z ligami i reprezentacjami jest wielki i to robi się coraz bardziej złożone - wyjaśnia. - Przy nowej umowie na organizację rozgrywek udało nam się przynajmniej osiągnąć to, że we wtorki nie ma już meczów ligowych. To jest nowość. Ale Hokejowa Liga Mistrzów już od dawna nie ma charakteru turnieju przygotowawczego.

Od startu HLM w jej obecnej formie w 2014 roku dużo mówiło się o tym czy kiedyś do rozgrywek dołączą kluby z Rosji. Nigdy tak się nie stało, a po rosyjskiej inwazji na Ukrainę jest to właściwie niemożliwe - mówi Baumann.

- Te plany w gruncie rzeczy zostały odłożone na półkę - przyznaje. - Myślenie o tym w tej chwili nie ma sensu. Drużyny z Finlandii i Szwecji całkowicie zbojkotowałyby rozgrywki przy dołączeniu do nich Rosji. W dłuższej perspektywie ze sportowego punktu widzenia byłoby pożądane, żeby w przyszłości mieć również drużyny z KHL. Ale nie dzisiaj i również nie jutro.