Zapała: To jest wojna psychologiczna
Po dwóch meczach finałowych Polskiej Hokej Ligi katowicka GieKSa prowadzi z Re-Plast Unią Oświęcim 2:0. Teraz rywalizacja przenosi się do Oświęcimia, a wielu kibiców zastanawia się, czy gospodarze zdołają odmienić losy tej serii? Zapytaliśmy o to byłego reprezentanta Polski Krzysztofa Zapałę.
HOKEJ.NET: – GKS Katowice w finałowej rywalizacji prowadzi z Re-Plast Unią Oświęcim 2:0. Wydaje się, że jest to jak najbardziej zasłużone prowadzenie...
– Z przebiegu gry tak, ale na pewno nie skreślałbym oświęcimian, bo dobrze grają u siebie. Może troszkę słabiej w Katowicach, ale na pewno nie przesądzałbym losów tej rywalizacji. Bo na tyle, na ile znam tę drużynę to podejmie rękawice. Wiadomo, że im się teraz nie wiedzie, bo przegrywają 0:2 i z pewnością nie czują się najlepiej pod względem mentalnym. Ale tutaj będzie chodziło tylko o te mentalne podejście, czy są w stanie przeciwstawić się temu złemu wynikowi czy nie. Mi się wydaje, że są i rywalizacja będzie jeszcze trwała. Nie chcę oczywiście przez to powiedzieć, że nie skończy się wynikiem 4:1, bo taki scenariusz też jest całkiem realny. Ale myślę, że finał jeszcze potrwa i będzie to dobre dla wszystkich kibiców hokeja. Dobrych spotkań, nigdy dość.
O ile w pierwszym meczu przewaga katowiczan nie podlegała dyskusji, to w drugim widać było dobre momenty gry oświęcimian. Trzecia odsłona toczyła się pod ich dyktando, ale nie wykorzystali dobrych okazji... Mają czego żałować?
– Pretensji nie powinni mieć, bo robili co mogli. Tak się to ułożyło. Dla Katowic szczęśliwie i pozytywnie. Ale drugi mecz i wynik 1:0 pokazał, że był to taki mecz walki. Należy jednak pamiętać, że oświęcimianie w trzeciej tercji trzeciego meczu mieli też swoją bardzo dobrą okajzę, bo Strielcow mógł strzelić na 3:4. Ten mecz był trochę poza zasięgiem Unii. W pierwszym meczu nie mogli, ale w drugim byli troszkę bliżej i tego się też powinni trzymać, jeśli oczywiście dalej chcą być w rywalizacji, być żądni wygranej. Ale na pewno o tym wiedzą i nikt nie skreśla się z tej rywalizacji i będą cisnąć.
Ze swoich zadań dobrze wywiązują się obaj bramkarze, którzy bronią pewnie i z wyczuciem.
– Wydaje mi się, że tutaj troszkę mocniejszy jest John Murray, ale to wyłącznie mój punkt widzenia. Na dodatek w ostatnim meczu zaliczył jeszcze shutout. Jeśli przed rywalizacją typowałem 50 na 50 jeśli chodzi o zespoły, to przy samych bramkarzach dawałbym 55 do 45 na korzyść Murraya, bo jest troszkę lepszy i był dotąd mocniejszym punktem w zespole.
Jakie elementy musi poprawić Unia, by sięgnąć po zwycięstwo na własnym lodzie?
– W grze nie poprawiają zbyt wiele. A nie chce się mądrzyć, kto z kim powinien grać. Teraz mamy do czynienia z wojną psychologiczną i tu psychika odgrywa dużą rolę. Jeśli oświęcimianie dadzą radę się skrzyknąć, podnieść i przekonają się, że wszystko w tej rywalizacji jest wciąż otwarte, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby wygrać te dwa mecze. Według mnie teraz chodzi wyłączie o nastawienie mentalne i o to, jak ich trener ustawi.
Z grą niewiele się da zrobić, bo mamy końcówkę sezonu. Wielkich ruchów nie da się zrobić. Można przygotować jakąś jedną zagrywkę przygotować, ale czasu na trening nie ma zbyt wiele. Teraz jest czas na mobilizację i trzeba uczynić wszystko, by wygrać ten mecz w głowach.
Czy sztab szkoleniowy oświęcimian popełnia błąd, starając się wyłączyć flagowy pierwszy atak katowiczan Fraszko-Pasiut-Wronka formacją kreatywną, a nie taką odpowiedzialną za destrukcje?
– Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Jeżeli Unia przegra finał, no to wtedy wszyscy będziemy mądrzejsi i wtedy będzie można powiedzieć, że trener Tom Coolen mógł poustawiać na pierwszy atak katowiczan bardziej fizycznych zawodników.
Teraz sztab oświęcimian musiał kogoś wybrać. Każdy kto interesuje się hokejem w Polsce doskonale wie, że piątka trzech muszkieterów robi w ekipie GKS-u niesamowitą robotę. Każdy, kto stanie naprzeciwko nich musi się liczyć z jakimiś zadaniami. Wychodzi to tak, że oni punktują dalej. Nikomu nie udaje się ich zatrzymać. W tym momencie śmiało można powiedzieć, że gdzieś jest błąd. Ale pewne rozwiązania mogą zacząć funkcjować w kolejnym meczu. Ciężko powidzieć, czy trener Coolen będzie dalej się tego trzymał, czy coś pozmienia. Jeżeli jego pomysły zadziałają, to jego taktyka będzie uznana za dobrą.
Komentarze