Wyświetleń: 3374
"Indianie" w lesie na obozie przetrwania
2014-06-21 20:19:49
By mieć szansę na sukces w tak trudnym sporcie jak hokej trzeba się czasem poświęcić i zrezygnować z luksusowych warunków życia. W jaki sposób zbudować formę po nieudanym sezonie ligowym? Trener Frölundy Göteborg wywiózł swoich podopiecznych do dzikich szwedzkich lasów i zafundował im prawdziwy obóz przetrwania.
Zespół "Indian", który w ostatnim sezonie SHL był drugi w rozgrywkach zasadniczych, ale w play-offach potknął się już w ćwierćfinale, miał rzadko spotykany letni obóz przygotowawczy. W ostatnią niedzielę hokeiści Frölundy zebrali się, by wyjechać na zgrupowanie w nieznanym kierunku. Okazało się, że trener postanowił wywieźć swój zespół 150 kilometrów od Göteborg do lasów w okolicach jeziora Wetter. Zawodnicy zostali podzieleni na 5 drużyn i wysadzeni w różnych miejscach. Każdy zespół otrzymał prowiant na drogę i mapę z zaznaczonym miejscem obozu, do którego miał dotrzeć pieszo.
Obóz został rozbity w lesie, a zawodnicy przyzwyczajeni do luksusowych zakwaterowania musieli spać pod namiotami. - Zostaliśmy wysadzeni dosłownie w środku lasu, a gdy dotarliśmy na miejsce były tam namioty i miejsce do rozpalenia ogniska. Nie mieliśmy śpiworów, tylko pledy. W nocy było zimno i walczyliśmy z komarami, a spaliśmy na ziemi pokrytej szyszkami, więc nie było zbyt miękko - opowiada dziennikowi "Expressen" bramkarz Frölundy Linus Fernström.
Zawodnicy dostali do jedzenia po bochenku chleba, cztery paczki makaronu, torebkę ziemniaków i paczkę płatków owsianych, co miało im wystarczyć na 3 dni. Kontaktu ze światem nie mieli w ogóle, bowiem trener zabronił używania telefonów komórkowych. To wszystko miało pomóc w budowaniu zespołowości i współpracy między hokeistami.
Rönnberg oczywiście w lasach wschodniej Szwecji zorganizował swoim podopiecznym także ćwiczenia. Były zjazdy na linie, pływanie w rzecze i długie, kilkukilometrowe biegi. - Ostatniego dnia mieliśmy bieg z plecakami. Kiedy przebiegliśmy 4 kilometry, przyjechał po nas autobus. Myśleliśmy, że to koniec, a tymczasem pojechaliśmy do innego lasu, tam zostaliśmy wysadzeni i okazało się, że czeka nas jeszcze 9 kilometrów biegu na orientację - śmieje się Fernström.
Jednym z zadań dla zawodników przeniesienie na odległość kilku kilometrów grubego pnia (Fot. Facebook Frölundy Göteborg)
Dopiero na ostatnią noc drużyna została przewieziona do hotelu. -
Czuliśmy się wspaniale, bo mogliśmy wreszcie wziąć prysznic i wyspać się w normalnych łóżkach - mówi bramkarz "Indian".
Przed rokiem ekipa Frölundy w dużo lepszych warunkach przygotowywała się do sezonu w Austrii. Zawodnicy w trakcie rozgrywek podkreślali, że możliwość zrelaksowania się na wspólnym wyjeździe miała dobry wpływ na drużynę, która pomimo młodego składu była rewelacją sezonu zasadniczego. W play-offach jednak już tak dobrze jej nie poszło. W ćwierćfinale po siedmiu meczach odpadła z niżej notowaną ekipą Linköpings HC.
Trener Roger Rönnberg, który w 2012 roku poprowadził reprezentację Szwecji juniorów do mistrzostwa świata wierzy, że wybrany w tym roku nietypowy sposób przygotowań na obozie przetrwania pomoże jego podopiecznym w osiągnięciu lepszych wyników w decydujących momentach rozgrywek 2014-15. -
Przeprowadziliśmy analizę tych ostatnich play-offów i uznaliśmy, że zabrakło nam dobrej wspólnej pracy zawodników między sobą i zawodników z trenerami.
Uznałem, że zorganizowanie takiego obozu to dobre podejście w tej sytuacji - mówi Rönnberg. -
Nie chcę tego nazywać obozem przetrwania.
To raczej zwyczajny "team building".
Linus Fernström przyznaje, że choć pomysł jego trenera było dość nietypowy, to zawodnikom bardzo się spodobał. -
Było w tym dużo psychologii.
Musieliśmy się nauczyć podchodzić do wszystkiego we właściwy sposób i dostosowywać do sytuacji, która nie jest zbyt komfortowa - mówi dla "Expressen". -
Już przeprowadziliśmy z trenerami ocenę tego obozu i wiemy, co możemy przełożyć na naszą postawę na lodzie.
Na przykład: nie było sensu narzekać na zimno czy komary, tylko trzeba było z tym żyć.
Tak samo w trakcie meczu czasem może być zły lód albo sędzia, który robi błędy.
My musimy się skoncentrować tylko na tym, co musimy sami zrobić.
Kapitan reprezentacji Szwecji z ostatnich MŚ, Joel Lundqvist gotuje obiad dla kolegów z drużyny (Fot. Facebook Frölundy Göteborg)
Także Rönnberg był bardzo zadowolony z podejścia swoich podopiecznych. -
Stopniowaliśmy im w trakcie tego obozu trudności, a oni radzili sobie z tym znakomicie.
Jestem zbudowany ich zachowaniem - mówi trener. -
Zwróciliśmy sobie uwagę na to, że trzeba mieć do gry pozytywne podejście i że każdy musi brać na siebie odpowiedzialność.
Obóz Frölundy nie był pierwszym tego typu zorganizowanym w trenerskiej karierze przez 42-letniego trenera. Rönnberg podobne przygotowania, choć na mniejszą skalę fundował swoim podopiecznym już wcześniej w Luleå HF. Najsłynniejszy obóz przetrwania w historii szwedzkiego hokeja w 1986 roku zorganizował ekipie
Djurgårdens Sztokholm były selekcjoner reprezentacji "Trzech Koron", Leif Boork. W trakcie obozu jego podopieczni zjedli m.in. żmiję złapaną w lesie.
Szwedzkie lasy są zresztą dobrym miejscem na organizowanie tego typu aktywności. Dziennik "Expressen" przypomina, że w 2004 roku właśnie tam, świeżo po awansie do piłkarskiej Bundesligi przywiózł drużynę FSV Moguncja jej ówczesny trener, obecnie prowadzący Borussię Dortmund Jürgen Klopp. Zawodnicy musieli sobie radzić sami w dzikim lesie, co według ich trenera miało duży wpływ na to, że ekipa utrzymała się w niemieckiej ekstraklasie, zajmując w niej w roli beniaminka 11. miejsce. - Ludzie nie rozumieli, jak silni staliśmy się po tym obozie - opowiadał później Klopp.
Powrót