H jak Holandia i Hokej
Na pytania dotyczące holenderskiego wojażu toruńskich hokeistów i zbliżającego się sezonu ligowego odpowiadają Andrzej Masewicz, trener Nesty Toruń, i Bogdan Rozwadowski, Prezes KS Toruń HSA.
Jaki był cel podróży, skoro wiadomo było, że jedziemy na spotkanie z dużo silniejszymi przeciwnikami?
Andrzej Masewicz: Celem podróży było rozegranie trzech meczów na wyższym poziomie niż I liga. Chciałbym zaznaczyć, iż były to pierwsze i ostatnie mecze kontrolne w sezonie przygotowawczym. Dla ciekawości dodam, iż Ekstraliga gra około 11 spotkań przedsezonowych.
Co te mecze przyniosły drużynie? Jak ocenia Pan wyjazd na turniej?
AM: Wyjazd był bardzo pozytywny zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Dla mnie osobiście był to kolejny międzynarodowy turniej, ponieważ przez trzy lata jeździłem z Reprezentacją Polski U-18 na MŚ i różnego rodzaju turnieje. Standardy na międzynarodowych turniejach są zbliżone. Drużyna zobaczyła hokej od profesjonalnej strony (podejście do meczów, organizacja, wyposażenie itp.). Na polskich lodowiskach trudno zobaczyć tak zorganizowane i wyposażone drużyny (ogromna ilość kijów, zawodnicy ubrani jednakowo: począwszy od skarpetek poprzez garnitury, krawaty, koszule oraz eleganckie buty). W hotelu poruszali się w jednakowych koszulkach i dresach, natomiast na rozgrzewkach przedmeczowych wszyscy w takich samych szortach i koszulkach. Trenerów obowiązywał tylko jeden ubiór (wysokiej jakości garnitury). To wszystko, co tam obserwowaliśmy, miało sens. Ze sportowej strony zawodnicy mieli możliwość wystąpienia w spotkaniach rozgrywanych na wyższych obrotach niż w Polsce. We wszystkich ekipach są obcokrajowcy i to oni narzucają wysokie tempo gry. Toruńscy zawodnicy musieli wykrzesać maksimum swoich sił i umiejętności, aby dorównać przeciwnikowi.
Panie Prezesie, jakie różnice w organizacji klubu w Toruniu i w Tilburgu dostrzegł Pan w trakcie turnieju; to przecież podobne wielkościowo miasta?
Bogdan Rozwadowski: Tak, miasta są podobnej wielkości, ale potencjał organizacyjny klubów zupełnie inny, tam pracuje przy samej organizacji ok. 30 osób, pomijając trenerów i całą załogę techniczną. Właścicielem obiektu co prawda jest tam także miasto, ale klub administruje całym obiektem. Na pierwszy rzut oka widać też potężne pieniądze. Dla nas pewne sprawy urastają do rangi ogromnych problemów, tam np. sprzęt dla zawodników jest dostępny od zaraz i w właściwie każdej ilości. Magazyn, który mi pokazano zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Niemniej wiele wzorców chcemy wykorzystać, nie wszystko jest zależne od pieniędzy i obserwacje dotyczące organizacji, np. szatni, bardzo nam się przydadzą.
A co wywarło na Panu, jako organizatorze meczów, największe wrażenie?
BR: Wokół całego przedsięwzięcia pracuje cała masa ludzi powiązanych z klubem. Mecz finałowy, będący jednocześnie otwarciem sezonu, był dużym, ciekawie zorganizowanym widowiskiem, począwszy od cheerliderek, skończywszy na najstarszych i najmłodszych hokeistach Klubu, klubowej maskotce na lodzie, ale też ogromnym dmuchanym jeleniu – symbolu klubu, który stanowił bramę dla wszystkich wchodzących na lodowisko. Szczegółów jest dużo, na wszystkie takie sprawy potrzeba pieniędzy, dlatego też u nas wszystko to wygląda skromniej. Myślę, ze budżet Destil Trappers jest wyższy niż naszych ekstraligowych zespołów.
Wracając do Pana, trenerze, turnieje wyjazdowe kuszą atrakcjami pozasportowymi. Czy udało się zachować dyscyplinę w drużynie?
AM: Z drużyną dużo rozmawiam zawsze szczerze i konkretnie uważam, że dobrze wiedzą kiedy i co można. Na dzień dzisiejszy mamy wolne soboty i można w różny sposób odreagować. Jak zacznie się sezon, nie będzie czasu i miejsca na zabawę nawet w I lidze.
Jakie Pan widzi różnice między drużynami, jaką rolę odgrywali w drużynach przeciwnych obcokrajowcy?
AM: Różnice między drużynami są bardzo duże, w każdej znajdują się talenty, ale inne drużyny wyglądają jak olbrzymie przedsiębiorstwa, które dla podniesienia atrakcyjności kontraktują coraz to lepszych zawodników. Jak wcześniej zaznaczyłem, grali zawodnicy z całego świata i jak mi wiadomo – dołączą kolejni, i to oni podnoszą poziom coraz wyżej.
Przeciwnicy aplikowali nam sporo goli, chociaż to właśnie Michał Plaskiewicz zdobył tytuł najlepszego bramkarza turnieju. Czy liczba straconych bramek wynikała z dużo wyższego poziomu napastników drużyn przeciwnych, czy raczej ze słabej dyspozycji naszych formacji defensywnych?
AM: Liczba straconych bramek wynika z tego, iż przeciwnicy posiadali dużo więcej klasowych zawodników, bardziej doświadczonych (zawodnicy różnych narodowości, którzy narzucali styl gry). Natomiast poziom naszych niektórych zawodników jest niski i dlatego nie udało się sprawić choć jednej niespodzianki w postaci zwycięstwa. Na palcach jednej ręki policzyłbym zawodników, którzy mogliby dorównać umiejętnościami przeciwnikowi, lecz z żalem powiem, że niema wśród nich nawet jednego obrońcy. Dobrą postawę na turnieju zawdzięczamy przede wszystkim olbrzymiemu zaangażowaniu i poświęceniu, co dobrze świadczy o drużynie i daje cień optymizmu do dalszej pracy. Jak już zauważono, najjaśniejszym punktem drużyny był Michał Plaskiewicz, co docenili przeciwnicy, nagradzając go mianem najlepszego.
Jak ocenia Pan obecną formę Przemka Bomastka, który dołączył do drużyny po zakończonej rehabilitacji?
AM: Przemek wraz z Jackiem Dzięgielem jest głową drużyny i mimo operacji wykonał bardzo dużo pracy. Jego doświadczenie i umiejętności przewyższają nie do końca osiągniętą formę. Myślę, że po dwóch tygodniach pracy na lodzie i w siłowni Przemek będzie w 100% formie.
Patrząc na listę zawodników naszej drużyny, którzy zdobyli gole w minionym turnieju, dwukrotnie pojawia się nazwisko Bartka Pieniaka. Jak ocenia Pan jego dyspozycję przed sezonem? Czy jest to zawodnik, który może dorównać (lub przebić) np. Kamila Kalinowskiego, którego obecnie możemy oglądać w pierwszej piątce Aksam Unii Oświęcim?
AM: Zawodnicy, którzy strzelają bramki, są egzekutorami, natomiast pracuje cała formacja, w tym przypadku całym szefem jest Jacek Dzięgiel. Jeżeli chodzi o zastępcę Kamila, to najbardziej goni go jego brat Michał.
Panie Prezesie, trener wspomniał o Jacku Dzięgielu i jego roli w zespole. Czy to prawda, że Jacek postanowił pozostać w Holandii, by tam łączyć pracę zawodową z grą w hokeja?
BR: Ta informacja jest nieścisła. To prawda, że Jacek zdecydował się wziąć udział w testach w kilku holenderskich drużynach i bierze pod uwagę pozostanie w Holandii. Ostateczna decyzja jednak jeszcze jednak nie zapadła. W ciągu najbliższych dni Jacek pojawi się w klubie i wówczas wszystko stanie się jasne.
Panie trenerze, jaką postawę trenerską prezentował Pan w trakcie turnieju i będzie prezentował w trakcie sezonu – trener skupiony i wyciszony, czy też trener, który żywiołowo z ławki reaguje na sytuację meczową?
AM: Jestem trenerem, który bardzo szybko reaguje na pewne zdarzenia, np. na treningu, jeżeli pierwszy zawodnik źle wykona ćwiczenie, to kolejni zrobią to samo, dlatego trzeba reagować. W trakcie meczu jest podobnie, choć do każdego meczu przygotowujemy się starannie, nie mogę zapewnić, że będę grzecznie stał i patrzył na to, co się dzieje, to są emocje, jest walka, jest zmęczenie i trzeba sobie nawzajem pomagać.
Jak ocenia Pan poziom przygotowania drużyny do I ligi?
AM: Poziom przygotowania idzie normalnym torem, bez żadnych komplikacji. Jaki będzie poziom I ligi, wkrótce się przekonamy i zobaczymy czy drużyna spełnia oczekiwania kibiców.
Czy poradzimy sobie bez zawodników takich jak Gazda, czy Gimiński?
AM: Poradzić sobie musimy, choć skłamał bym, gdybym powiedział, że byliby zbędni – dokonali własnego wyboru, decydując się na grę poza Toruniem. Istnieje jednak szansa, że do drużyny dołączy Kamil Gościmiński, który poszukuje rozwiązań, pozwalających mu pogodzić pracę zawodową z grą w hokeja.
Panie Prezesie, turniej, w którym wzięła udział nasza drużyna, odbywał się z okazji 75-lecia hokeja w Tilburgu. Za rok toruński hokej obchodził będzie 90. urodziny. Czy sądzi Pan, że uda się z tej okazji zorganizować podobny turniej, na którym toruńscy kibice będą mogli zobaczyć drużyny z Holandii, Belgii, Niemiec, a może również z innych lig?
BR: Bardzo chcielibyśmy kontynuować tradycję Turniejów im. Ludwika Czachowskiego i zaprosić naszych przyjaciół z Tillburga. Zobaczymy, czy pozwolą na to finanse, na dziś za wcześnie na taką odpowiedź. Chciałbym nadmienić, że zrobiliśmy na tyle dobre wrażenie, że zaproszono nas na kolejny turniej w następnym roku.
Oprac. M.J.
Komentarze