Wiktor Pysz: Francja jest dla nas świetnym sparingparterem
- Dążymy do tego, aby hokej w wydaniu reprezentacyjnym zagościł wszędzie tam, gdzie jest to możliwe - powiedział nam Wiktor Pysz. Z selekcjonerem reprezentacji Polski rozmawialiśmy między innymi o obecnej sytuacji w reprezentacji i o zbliżających się spotkaniach z Francją.
Radosław Kozłowski: - Co zdecydowało o tym, że kadra przyjechała na zgrupowanie do Oświęcimia?
Wiktor Pysz, selekcjoner reprezentacji Polski: - Złożyło się na to wiele elementów. W Oświęcimiu jest spore zainteresowanie hokejem i nie ukrywamy, że chcieliśmy je wykorzystać do dalszej promocji tego sportu w mieście.
Jednak, aby zorganizować mecz międzypaństwowy lodowisko musi spełniać określone standardy. Chodzi tu głównie o dobrze wyposażone szatnie, siłownię i gabinet odnowy biologicznej. Ważne jest także to, aby w okolicy był dobrej klasy hotel. Oświęcim spełnia te wszystkie wymagania.
Poza tym, dążymy do tego, aby hokej w wydaniu reprezentacyjnym zagościł wszędzie tam, gdzie jest to możliwe.
Gdy rozmawialiśmy w listopadzie powiedział pan, że szuka pan młodych zawodników z potencjałem, a za przykład takich graczy podał pan Mateusza Bryka, Pawła Dronię i Arona Chmielewskiego. Dziś z różnych przyczyn nie ma ich w kadrze...
- Przypadek każdego z tych zawodników jest inny. Chmielewski na początku uczestniczył w zgrupowaniu kadry, ale na chwilę obecną nie ma klubu i brakuje mu ogrania. Paweł Dronia będzie w mojej reprezentacji, ale ostatnio wypadł ze zgrupowania, bo miał problem z kolanem. Sondowałem czy nie powołać go do Oświęcimia, ale stwierdziłem, że po ciężkim turnieju w Niemczech dam mu odpocząć. Z kolei Mateusz Bryk "spalił się" na turnieju we Włoszech. Nie oznacza to, że definitywnie z niego zrezygnowałem, bo cały czas go obserwuje. Mam do dyspozycji 10-11 obrońców i chciałbym wszystkim się dokładnie przyjrzeć. Teraz testuję Miroslava Zatkę.
Jeśli jesteśmy już przy Mirku, to muszę zapytać, jak wygląda sprawa dotycząca jego obywatelstwa?
- Wie pan, ciężko jest naprawdę powiedzieć coś w tej sprawie. W zasadzie od listopada zeszłego roku wniosek o nadanie obywatelstwa Mirkowi czeka na podpis pana Prezydenta. Mimo wsparcia Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, Ministerstwa Sportu i PKOl-u sprawa w zasadzie nie ruszyła do przodu.
"Miro" byłby lekarstwem na problemy w obronie?
- Oczywiście, że tak. To obrońca kompletny: ma świetne warunki fizyczne, dobry strzał, potrafi przycisnąć przeciwnika do bandy. Od lat jest w czołówce defensorów ligi.
Podpadł pan troszkę trenerom klubowym, letnie konsultacje kadry wywołały sporo kontrowersji. Zawodnicy zamiast przygotowywać się do nowego sezonu i zgrywać się z nowymi kolegami musieli meldować się na zgrupowaniach.
- Ze wszystkimi trenerami regularnie rozmawiam. Nieporozumień między nami praktycznie nie ma, a ze współpracy jestem zadowolony.
Może i zgrupowania reprezentacji wywołały troszkę szumu, ale proszę mi odpowiedzieć na pytanie: która z polskich drużyn zostałaby zaproszona na turniej o Puchar Tatr?
Może Sanok, choćby przez znajomości trenera Milana Janczuszki?
- Panie redaktorze, prawda jest taka, że Słowacy nie zaprosiliby żadnej polskiej drużyny. To bardzo prestiżowy turniej, nikt nie chciałby grać z szóstą drużyną bardzo przeciętnej Polskiej Ligi Hokejowej? Czołowe kluby słowackie, mam tu na myśli HC Koszyce i Slovana Bratysławę nigdy nie pozwolą sobie na to. A co dopiero czescy ekstraligowcy: Trzyniec czy Vitkovice...
Wyjątek zrobiła Bańska Bystrzyca, brązowy medalista słowackiej ekstraligi, która przyjechała na Turniej o Puchar Burmistrza Sanoka...
- Zgadza się, ale w jej szeregach zabrakło najlepszych zawodników. A z naszą reprezentacją zagrały drużyny z KHL i DEL, dzięki czemu zebraliśmy wiele ciekawych i cennych doświadczeń.
Czyli może pan śmiało powiedzieć, że z letnich zgrupowań jest pan dotychczas zadowolony?
- Pewnie, że tak. Gdyby pan zapytał o to samo zawodników, to jestem przekonany, że odpowiedzieliby w podobny sposób. Mają tutaj wszystko: opiekę lekarza, zdrowe jedzenie, odżywki, sprzęt i specjalnie rozpisane obciążenia treningowe. Mogą zapomnieć o problemach i skupić się wyłącznie na treningu. A w klubach jest z tym ciężko...
Poza tym, po ostatnich badaniach wydolnościowych wiem, w których drużynach podczas okresu przygotowawczego pracowało się solidnie.
Zdradzi pan, które to kluby?
- Nie będę ich wymieniał, bo nie ma to sensu. Zachowam to tylko dla swojej wiadomości.
To w takim razie, którzy z zawodników osiągnęli najlepsze wyniki?
- Kamil Kosowski, Piotr Kmiecik i Maciej Urbanowicz.
Jednak dobra postawa reprezentacji w turnieju o Puchar Tatr niestety nie wybieli tej "plamy" z Kijowa.
- To niestety prawda. W Popradzie zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze, nowością dla nas była gra na mniejszej tafli i musimy przyznać, że całkiem nieźle nam szło.
Jednak to, co stało się w Kijowie będzie za nami "chodziło" jeszcze przez długi czas. Cóż, nie można wygrywać meczów, jeśli ma się tak wielkie problemy ze skutecznością.
Kijów śni się panu po nocach? Zwłaszcza to kluczowe spotkanie z Wielką Brytanią?
- Nie. Jednak gdy wspominamy tamte mecze, to dochodzimy do jednego wniosku: przegrywaliśmy na własne życzenie. Nie dasz bramki, to ją stracisz - tak to już w hokeju jest.
Za punkt honoru postawiliście sobie powrót do I dywizji...
- Innego scenariusza nie bierzemy pod uwagę, choć nie będzie wcale łatwo. Nikt się przed nami nie położy i każdy będzie walczył. Dobrym przykładem jest Korea. Ostatnio dwóch reprezentantów tego kraju kupiła Sparta Praga, a nasi chłopcy nie potrafią się przebić do dobrego zagranicznego klubu. Z kolei Rumunia i Australia wzmocniły skład, stosując naturalizację.
Jest pan zwolennikiem takich zabiegów?
- Takie zabiegi nie mają miejsca tylko w krajach skandynawskich, czy też w Rosji, Czechach, na Słowacji, w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, ale gdzie indziej stają się już normą. Gdyby nie naturalizacja, to Austriacy, Włosi, czy Brytyjczycy nigdy by z nami nie wygrali.
Twierdzi pan, że grzechem byłoby nie skorzystać?
- Mamy wielu zawodników za oceanem, którzy mają podwójne obywatelstwa i na pewno mogliby coś dać reprezentacji. Warunek jest jednak jeden, muszą dwa sezony zagrać w polskiej lidze.
To jednak temat na kolejną dyskusję. Pana drużyna dzisiaj i jutro zmierzy się z Francją, po częstotliwości tych spotkań można stwierdzić, że oba związki utrzymują dobre kontakty...
- Zgadza się. Francuzi od pewnego czasu lubią do nas przyjeżdżać. Jest to dla nas świetny sparingpartner. Zawsze grają bardzo ambitnie i nigdy nie ma z nimi żartów. Każdy z francuskich zawodników chce się pokazać z jak najlepszej strony i znaleźć uznanie w oczach wymagającego trenera Hendersona. Może nie jest to ich najmocniejszy skład, ale warto pamiętać, jak wiele można osiągnąć ambicją i wolą walki.
Jaki jest klucz do zwycięstwa nad Francuzami?
- Przede wszystkim dobra postawa golkipera, zachowanie dyscypliny taktycznej, konsekwentna gra i wiara w końcowy sukces. Bez tych elementów niczego nie da się osiągnąć.
W hokeju ważna jest pozycja bramkarza. Przez długi czas niekwestionowanym numerem jeden reprezentacji był Przemysław Odrobny. Czy po turnieju w Popradzie coś się zmieniło?
- Ciężkie pytanie... Na dobrą sprawę wszystko jest otwarte. Jest kilku golkiperów i każdy chce rywalizować o miano tego najlepszego. Krzysiek Zborowski świetnie zaprezentował się na tym turnieju i to on zagra w pierwszym meczu przeciwko Francji. Przemek wystąpi w środowym rewanżu, bo ma w nogach ciężki turniej w Niemczech.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze