Jesteśmy mocniejsi psychicznie
Rozmowa z Marcinem Koluszem, nowotarżaninem, kapitanem hokejowej reprezentacji Polski, o sukcesie podczas turnieju w EIHC w Gdańsku, który Polacy sensacyjnie wygrali, zostawiając w pokonanym polu wyżej notowane reprezentacje Włoch, Węgier oraz Białorusi.
Chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się takiego wyniku. Dla was samych on też jest zaskoczeniem?
- Ciężko mówić o zaskoczeniu. To jest sport, a niespodzianki są jego nieodzownym elementem. Zaczynając mecz bez względu na to z kim grasz, wynik zawsze jest sprawą otwartą. Musisz wierzyć, że zdołasz osiągnąć korzystny wynik, inaczej nie ma sensu trenować. Przed turniejem generalnie staraliśmy się nie kalkulować. Wiedzieliśmy, że faworytem nie jesteśmy, ale też nie było tak, że mieliśmy jakieś obawy przed drużynami, z którymi przyszło nam rywalizować. Mieliśmy swoje zadania i założenia do wykonania, które od półtora roku nakreśla nam trener Zacharkin. Zależało nam na tym aby od pierwszej do ostatniej minuty grać swoją grę, być zdyscyplinowanym i konsekwentnym.
To był klucz do sukcesu?
- Na pewno w dużym stopniu tak. Byliśmy też w tym turnieju kolektywem. Graliśmy według zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Każdy każdemu pomagał, asekurował. Tym staraliśmy się nadrabiać braki i niwelować różnice w technice czy wyszkoleniu, bo w tych elementach na pewno troszkę odstawaliśmy od Włochów czy Białorusinów.
Wydaje się, że kluczem do wygrania całego turnieju było też zwycięstwo w pierwszym meczu z Włochami. Ono musiało dodać wam wiary...
- Tak było. Wyszyliśmy na ten mecz mocno zmotywowani. Chcieliśmy samym sobie udowodnić, że możemy z tej klasy przeciwnikiem osiągnąć dobry wynik. Udało się. Zyskaliśmy jeszcze większą pewność siebie, wiarę we własne umiejętności. To pomogło w kolejnych spotkaniach.
Sytuacja skomplikowała się nieco po przegranej 1:2 z Węgrami, czyli drużyną teoretycznie słabszą niż Włosi...
- To spotkanie dobrze układało się do momentu straty pierwszej bramki. Chwilę potem niepotrzebna kara i w jej konsekwencji drugi stracony gol. Te słabe ostatnie 10 minut drugiej tercji było decydujące.
Po 40 minutach meczu z Białorusią też nikt raczej nie wierzył w to, że możecie ten mecz jeszcze wygrać. Niby graliście nieźle, ale to rywale prowadzili i to różnicą dwóch bramek. Tego co stało się w tercji trzeciej spodziewać się raczej nie należało...
- Porównywałbym tę trzecią tercję z tą pierwszą, podczas Mistrzostw Świata na Ukrainie, kiedy prowadziliśmy 2:0 z gospodarzami. Teraz po dwóch tercjach przegrywaliśmy 0:2, ale nie było paniki w naszych szeregach. Trener Zacharkin w przerwie spokojnie zwrócił nam uwagę na błędy jakie popełniamy. Kazał być dalej konsekwentnym w tym co sobie założyliśmy. Najważniejsze było strzelić bramkę kontaktową i potem czyhać na kolejne szanse. Wydaje mi się, że Białorusini nieco nas zlekceważyli. Poczuli się zbyt pewnie. Udało się nam ich szybko skarcić. Szybko zdobyliśmy pierwszego gola, zaraz potem drugiego. To troszkę zszokowało naszych rywali, a nam pozwoliło przejąć kontrolę nad meczem.
Po turnieju trener Zacharkin gratulował wam?
- Raczej tonował emocje. Oczywiście pochwalił bo jakby nie patrzeć wygraliśmy turniej z mocnymi przeciwnikami. Podkreślał jednak, że najważniejszy cel przed nami. Kazał wracać do klubów i dalej pracować nad sobą. My sami staramy się zbytnio nie upajać tym co stało się w Gdańsku. Z drugiej strony na pewno terazbędziemy silniejsi psychicznie i na mistrzostwa pojedziemy mocnopodbudowani.
Komentarze