Kosowski: – Koledzy z pola ułatwili mi zadanie
Kamil Kosowski pokazał się z dobrej strony w wygranym 5:1 spotkaniu z olimpijską reprezentacją Słowacji. 30-letni golkiper obronił 20 uderzeń rywali, a przy straconej bramce nie miał nic do powiedzenia.
HOKEJ.NET: – Pamiętasz, kiedy ostatni raz wystąpiłeś w spotkaniu….
Kamil Kosowski, bramkarz GKS Tychy i reprezentacji Polski: – … 17 lutego bieżącego roku. Zapamiętałem tę datę, bo akurat wtedy obchodziłem 30. urodziny. Graliśmy na własnym lodzie z JKH GKS Jastrzębie i wygraliśmy ten mecz 6:1.
Chciałem zapytać o spotkanie reprezentacyjne.
–(śmiech) Wydaje mi się, że było to podczas zeszłorocznych meczów towarzyskich w Anglii. Przegraliśmy w Coventry 2:3.
Zgadza się. Jednak nie było widać tego, że brakuje Ci rytmu meczowego. Nie wykonywałeś nerwowych ruchów i broniłeś bardzo pewnie.
– Miłosłyszeć takie słowa. Prawdę mówiąc byłem zaskoczony, że w pierwszej tercji miałem dwa lub trzy kąśliwe uderzenia. Cieszyłem się z tego faktu, bo mogłem spokojnie wejść w mecz i nabrać pewności siebie. Nie da się jednak ukryć, że nie miałem wiele pracy. Wydaje mi się, że w całym spotkaniu obroniłem tyle strzałów, ile Rafał Radziszewski w pierwszej odsłonie piątkowego starcia. Gdyby dzisiaj przyszło mu bronić, to pewnie też miałby podobną skuteczność interwencji. Niemniej zwycięstwo cieszy.
Wydaje się, że najgroźniej pod Twoją bramką było w trzeciej tercji, gdy rywale przez 93 sekundy grali w podwójnej przewadze.
–Zgadza się. Pamiętam, że rywale oddali jeden bardzo kąśliwy strzał z „wąsów”. Nie widziałem dobrze krążka, ale udało mi się w porę zareagować. Intuicyjnie poszedłem w dół i odbiłem tę gumę.
Ukłony należą się moim kolegom z pola, bo zablokowali dużo strzałów i niejako ułatwili mi zadanie. W ofensywie pokazali się z naprawdę niezłej strony. Aż miło było patrzeć na ich akcje. Wydaje mi się, że strzeliliśmy dużo ładniejsze bramki niż Słowacy w piątek.
Cieszyć może fakt, iż bardzo szybko wyciągnęliście wnioski z wysokiej porażki 1:6 i wygraliście w podobnych rozmiarach.
–Już za czasów trenerów Igora Zacharkina i Wiaczesława Bykowa nasza drużyna robiła niesamowite postępy. Szła w górę z miesiąca na miesiąc, z turnieju na turniej, z jednych mistrzostw świata w następne. Ta nasza gra wygląda jak w sobotnim meczu.
To w takim razie, co stało się z Wami w piątek?
–Byliśmy nieco zaskoczeni, że Słowacy od samego początku zagrali bardzo odważnie i ostro na nas ruszyliśmy. Mieliśmy ustalony schemat gry, ale mieliśmy nieco słabszy dzień i nasza gra nie wyglądała tak, jakbyśmy wszyscy tego chcieli.
Nie da się jednak ukryć, że po czwartej bramce dla Słowaków zeszło z Was powietrze.
–Inaczej się gra, gdy jest mecz na styku czy chce się odrobić jednobramkową stratę, a inaczej, gdy przegrywa się 0:4. Owszem każdy mecz można obrócić, ale jest to niezwykle ciężkie. Takie przypadki zdarzają się raz na sto. Ale najważniejsze jest to, że dość szybko zrewanżowaliśmy się za tę porażkę.
Reprezentacja Polski przenosi się teraz do Katowic. Kolejne mecze towarzyskie rozegracie z Wielką Brytanią, czyli ekipą grającą po kanadyjsku.
–Rzeczywiście Brytyjczycy prezentują znacznie inny styl niż choćby Słowacy. Jest on zaczerpnięty z ich najwyższej ligi Elite Ice Hockey League, w której dominują Kanadyjczycy i Amerykanie. Zaszczepili oni w Brytyjczykach swoje spojrzenie na hokej, więc czekają nas twarde i szybkie spotkania.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze