Marta Zawadzka: Złoty medal trzy lata temu pokazał, że nasze kobiety są nieobliczalne (cz.I)
Marta Zawadzka to człowiek orkiestra kobiecego hokeja. Jak łatwo się domyślić nie mogło jej zabraknąć na zgrupowaniu kadry seniorek w Katowicach, gdzie w pierwszej części naszego spotkania opowiedziała o przebiegu przygotowań do Mistrzostw Świata Dywizji I Grupy B w Pekinie, o rywalkach i współpracy z trenerem Ivanem Bednarem.
HOKEJ.NET: Na początek chciałem zapytać o najważniejszy aspekt na każdym zgrupowaniu, a mianowicie jak wygląda sytuacja zdrowotna zespołu?
Oprócz drobnych przeziębień, z którymi niektóre dziewczyny przyjechały, to żadnych poważniejszych problemów zdrowotnych nie było. Mieliśmy na miejscu naprawdę profesjonalny zespół fizjoterapeutyczny w postaci Dominiki Maciaszczyk i Marii Chojnowskiej. Ten duet potrafi wyciągnąć dziewczyny, z każdego urazu, także możemy być spokojni. Ponadto dzięki współpracy z firmą Weron mamy dostęp do suplementacji na najwyższym poziomie, która pozwala się szybciej regenerować po trudach treningu. Wieczorami nasze fizjoterapeutki prowadziły dodatkowe treningi rozciągające. Cały czas korzystając z szerokiego wachlarza sprzętu, którym tutaj dysponowały, zajmowały się dziewczynami, aplikując im przeróżne zabiegi. Po tych cięższych treningach stosowaliśmy też coś takiego jak na przykład beczki z lodem. Nasz sztab odpowiedzialny za zdrowie dziewczyn był dostępny dosłownie całą dobę. Staramy się, żeby kadrowiczki pomimo, iż są półamatorkami, doświadczyły namiastki profesjonalizmu. Chcemy dać im poczucie sportu na najwyższym poziomie, tak jak to ma miejsce w innych dyscyplinach, gdzie mamy do czynienia z zawodowcami.
Proszę powiedzieć jak przebiegało to zgrupowanie kadry w Katowicach? Wiemy, że reprezentacja zagrała dwa sparingi z młodzikami, ale co działo się poza tym?
Zgrupowanie rozpoczęło się w sobotę 23 marca. Odbył się jeden trening, a po południu był mecz półfinałowy play-off Tauronu KH GKS Katowice z Comarch Cracovią, na którym nasze reprezentantki były. Oprócz tego miały regenerację na basenie i w saunie, co było potrzebne po trudach sezonu. W następnych dniach odbywały się już po dwa treningi, do tego rozgrzewki, ale też odpoczynek po zajęciach na lodzie. Na koniec odbyła się jeszcze jedna sesja na basenie. Wieczorami natomiast miały zajęcia stabilizacyjne. W ostatnim dniu kadrowiczki przeprowadziły wspólny trening z żaczkami i mikruskami Kojotek Naprzód Janów. Z uwagi na różnicę czasu pomiędzy Polską a Chinami zmienialiśmy ich tryb dzienny. Treningi zaplanowaliśmy nieco inaczej niż standardowo. Pod koniec obozu śniadania były już o godzinie 5:45. Wszystko po to, żeby wywołać szybsze zmęczenie organizmów i żeby chodziły spać o wcześniejszej porze. W Pekinie reprezentacja zamelduje się pięć dni przed turniejem, więc miejmy nadzieję, że zdążą z procesem aklimatyzacyjnym.
Fot. z konta facebookowego PZHL
Z uwagi na pełnienie funkcji szefowej światowego hokeja kobiecego ma pani doskonałe rozeznanie dotyczące naszych rywalek. Czy mogłaby pani scharakteryzować te drużyny, z którymi przyjdzie się mierzyć w Pekinie?
Azjatki to jest inny hokej, niż ten, z którym mamy do czynienia na co dzień. Tam zawodniczki są drobniejsze fizycznie, ale za to są bardzo szybkie. Mają bardzo dobre wyszkolenie jeżeli chodzi o jazdę na łyżwach i pracę z kijem. Niekoniecznie przekłada się to na strzały, bo jednak trenerzy dużo czasu spędzają nad kwestiami taktycznymi. Gra zespołów z Dalekiego Wschodu odpowiada w ogóle cechom charakterystycznym dla ludzi z tego regionu świata. Mam tu na myśli pracę zespołową. To się przekłada na lód. Korea Południowa jest po ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich organizowanych u siebie, więc na pewno są jeszcze podbudowane tym poziomem rywalizacji, którego zaznały w Pjongczang. Chinki budują natomiast drużynę na kolejną olimpiadę, która przecież odbędzie się w miejscu, gdzie właśnie jedziemy grać. W poprzednim roku ten zespół oparty był na trzech zawodniczkach, które ciągnęły całą grę i gdy tylko dopadło je zmęczenie, to siadała cała drużyna. Teraz jest już inaczej, ponieważ kilka zawodniczek wyjechało za Ocean, grają w kanadyjskich ligach kobiecych, więc ograły się na innym, wyższym poziomie. Mecze z ekipami azjatyckimi mamy obok siebie, w trzeciej i czwartej kolejce gier. Miejmy nadzieję, że Chinki będą już trochę podmęczone rywalizacją. Z Koreą wygrałyśmy na mistrzostwach w Bledzie trzy lata temu (2:1 – przyp.red.), co prawda w zeszłym roku troszeczkę nam przetrzebiły skórę (2:9 – przyp.red.), ale to się stało w ostatnim dniu turnieju, a dla nas te spotkania zamykające to taka pięta achillesowa. Dziewczyny myślami są już trochę gdzie indziej. Warto wspomnieć, że z Chinkami gramy jeszcze przed rozpoczęciem czempionatu mecz sparingowy, który zaplanowany jest na 3 kwietnia, więc będziemy mieli pełne rozeznanie co do ich aktualnej formy. Ten mecz też jest oczywiście częścią naszego planu aklimatyzacyjnego. Z Łotyszkami w ubiegłym roku wygrałyśmy 6:1 i 7:0. Nie można jednak do końca bazować na tych wynikach, ponieważ nie zagrała ich najlepsza zawodniczka Liga Miljone, która występuje za Oceanem, a nasze dziewczyny były wtedy w większym gazie. Były w ciągu meczowym, ponieważ miały swoją ligę, a także ligę młodzików, w której rywalizowały z chłopcami. W mistrzostwach w ubiegłym roku przegrałyśmy z nimi jedną bramką (1:2 – przyp.red.), więc to jest przeciwnik, z którym na pewno stoczymy równy, zacięty bój. Podobna sytuacja dotyczy Kazachstanu. Cały czas mecze z nimi kończą się różnicą jednej bramki. Te dwie ekipy mamy na samym początku turnieju, więc jeżeli nasz proces aklimatyzacyjny przejdzie dobrze, to możemy spodziewać się ciekawych rezultatów.
Na koniec mistrzostw czeka nas mecz z beniaminkiem dywizji IB, czyli z Holenderkami, które chyba zaskoczyły nasze dziewczyny w lutowych sparingach. Przegraliśmy dwukrotnie: 1:2 i 1:5. Czy tak należy to odbierać?
Trudno powiedzieć, czy nas zaskoczyły. Bardziej miała miejsce sytuacja jak w męskim hokeju, gdzie trenerzy narzekali na trzytygodniową przerwę przed play-offami. U dziewczyn była przerwa w styczniu spowodowana mistrzostwami świata juniorek. Do tego reprezentacja pojechała bez Kamili Wieczorek i Wiktorii Gogoc, także nie było optymalnego składu. Holenderki jeżeli czymś nas zaskoczyły, to warunkami fizycznymi. Są bardzo silne i dobrze zbudowane. Grają na pograniczu faulu. W meczach z nimi, nasze dziewczyny siedziały po 22 minuty na ławce kar. Wiadomo, że trudno jest gonić wynik, jak cały czas się jest w osłabieniu. Mówiąc o naszych rywalkach w mistrzostwach, najważniejsze jest jak zafunkcjonuje sfera mentalna u naszych dziewczyn, jak one do tego podejdą. Czy będą skoncentrowane na tyle, żeby nie popełniać niepotrzebnych fauli? Myślę, że ten aspekt może być kluczową sprawą. A my niestety lubimy pokazać swój charakterek, niekoniecznie zawsze zgodnie z przepisami.
Z jakimi nadziejami udają się nasze reprezentantki w daleką podróż do Chin?
Dwa razy z rzędu reprezentacja zajęła 6. miejsce, aczkolwiek pamiętajmy w jakich okolicznościach przydarzyła się ta ostatnia pozycja w zeszłym roku. Trzy przegrane jedną bramką, także gdyby nieco więcej sportowego szczęścia było po naszej stronie, to dziewczyny mogły wrócić z brązowymi medalami. Realnie sprawę oceniając, właśnie o to 3. miejsce można powalczyć. Z drugiej strony czempionat w Bledzie w 2016 roku pokazał, że nasze kobiety potrafią być nieobliczalne. Ja osobiście nie myślałam, że uda się tam wygrać, a tu proszę… złote medale. Mam nadzieję, że damy radę być w tej górnej połówce tabeli i wrócić z dalekich Chin z czymś fajnym na szyi.
Słowacki trener w naszej kadrze to coś nowego. Po Marku Kozyrze, była era Grzegorza Klicha, który prowadził kadrę w mistrzostwach w latach 2013-2017. Skąd zatem pomysł na zagranicznego trenera i jak pani ocenia tę współpracę?
Od początku tej współpracy ustaliliśmy jasne zasady. Pierwszy rok to przygotowanie zespołu, dobre rozeznanie silnych i słabych stron oraz gra bez ciśnienia, ponieważ nie groził nam spadek z dywizji IB z uwagi na reorganizację rozgrywek. Teraz natomiast jest już rok, w którym dojdzie do weryfikacji i podsumowania dwuletniej pracy naszego szkoleniowca. Nie chcę powiedzieć uczmy się od lepszych, ponieważ mamy u siebie w kraju również szkoleniowców wysokiej klasy. Współpraca z trenerem słowackim to pomysł na to, żeby ściągnąć do kadry kogoś z kraju lepiej rozwiniętego hokejowo, z silniejszą ligą. Bednar to człowiek mający doświadczenie w trenowaniu zespołów w Extralidze. Cały czas prowadzi zespół w tych rozgrywkach. Na pewno nasze dziewczyny spotkały się innym podejściem, niż do tej pory. Zobaczyły trochę więcej profesjonalizmu, który na Słowacji jest bardziej rozwinięty niż u nas. To samo dotyczy bramkarek, które również pracują z rodakiem Bednara. Paweł Jakubowski ze względu na sprawy rodzinne chwilowo nas opuścił. W styczniu na świat przyszła jego córka, stąd też zdecydowaliśmy się dać mu odpoczynek, a do współpracy zaprosiliśmy Lubomira Baburę. W kadrze jest teraz inaczej niż było wcześniej. Nie tylko jest to kwestia zagranicznych trenerów. Również to, że udało nam się dołączyć naszą reprezentację to rozgrywek ligowych młodzików, przez co dziewczyny zyskały możliwość częstszego grania ze sobą. Kilka zawodniczek wyjechało zagranicę i zobaczyło jak ten sport wygląda w innych realiach.
Jak rozumiem to, że cztery polskie zawodniczki kontynuują swoje kariery w Popradzie w drużynie prowadzonej przez trenera Bednara to też pewien bonus wynikający z zatrudnienia tego szkoleniowca?
To akurat nie jest takie jednoznaczne. Na pewno jeżeli chodzi o kontakt to zasługa Bednara, który prowadzi przecież Popradské líšky, ale nie wiadomo jakby potoczyła się sytuacja, gdyby dalej istniała poprzednia drużyna klubowa z Janowa, której już nie mamy. Trener Bednar już wcześniej chciał wziąć dziewczyny do siebie, ale było to niemożliwe z uwagi na ich zobowiązania względem swojego polskiego zespołu. Pewien ciąg zdarzeń i sytuacji w klubie spowodował, że nagle otworzyły się drzwi i występy na Słowacji stały się możliwe. Patrząc z perspektywy czasu, na pewno te dziewczyny, które wyjechały, zyskały na tym.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze