Na marginesie mistrzostw młodzika
Zakończone w niedzielę Mistrzostwa Polski w kategorii Młodzika odbyły się w atmosferze żalu i oskarżeń, którym być może, można było zapobiec.
Wynikiem turnieju jest mistrzowski tytuł dla Polonii Bytom i to jest jeden pewnik. Bytomska drużyna, w przekroju całego turnieju, posiadała pewną pozycję bramkarza, dobrą obronę oraz najlepszy atak. Polonia wygrała wszystkie mecze i zasłużyła sobie na miano mistrza Polski w kategorii Młodzika. Jednak zaproponowany system rozgrywek niestety nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji w hokeju młodzieżowym w tej kategorii w Polsce oraz pomija aspekt szkolenia młodzieży, który jest jeszcze ważniejszy niż aktualne miejsca w kolejności. Na turniej przyjechali chłopcy z Gdańska czy z Torunia, przebyli po kilkaset kilometrów i nie sprawdzili swoich sił z połową przeciwników z południa kraju. Dziś nikt nie wie, jaki wynik byłby pomiędzy Toruniem a np. Bytomiem?! Pięć dni turnieju oraz dwa lodowiska wystarczyłyby bez problemu na rozegranie turnieju systemem każdy z każdym. Cały turniej liczyłby wtedy 49 meczów, co dawałoby po pięć meczów na każde lodowisko na dzień. Na wielu turniejach na świecie rozgrywa się nawet więcej meczów dziennie, więc zadanie to jest do wykonania. Tabela dopiero po siedmiu meczach decydowałaby o zwycięzcy. Na pewno zapobiegłoby to sytuacji, w której jeden walkower odwrócił tabelę.
Składy drużyn również nie były optymalne, gdyż w każdej drużynie trzon powinni stanowić gracze rocznika 1996 uzupełnieni o najzdolniejszych z rocznika 1997. Niestety prawie w każdej drużynie chłopcy z rocznika 1998 nie byli wyjątkowym uzupełnieniem składu, a często podstawowymi zawodnikami. Np. w drużynie Jastrzębia grał tylko jeden zawodnik z rocznika 1996 (nie licząc drugiego bramkarza, który zagrał jedną tercję w całym turnieju). Podobna sytuacja jest w Janowie.
Szkoda też, że przy tak małej liczbie graczy w Polsce pozwalamy sobie na to, żeby w finałowym turnieju nie grali polscy zawodnicy grający za granicą. Jeżeli tego zabraniają polskie przepisy, to zmieńmy je czym prędzej, żeby za rok nie doprowadzić do podobnej sytuacji. Wystarczy wprowadzić zmiany w terminach transferowych dla młodzieży albo w ogóle z nich zrezygnować. W Czechach funkcjonuje również instytucja tzw. „střídavý start”, czyli „start zamienny”. Pozwala ona na granie jednego zawodnika w dwóch klubach w ciągu jednego sezonu jednocześnie. Za południową granicą jest powszechnie stosowana, zarówno w kategoriach młodzieżowych jak i seniorskich. Dotyczyłoby to oczywiście polskich graczy z zagranicy, żeby nie było takiej sytuacji, że na „start zamienny” przyjechałaby drużyna młodszego dorostu HC Oceláři Třinec w barwach jakiegoś polskiego klubu ;-) „Start zamienny” można oczywiście ograniczyć czasowo lub odnośnie ilości graczy. "Start zamienny" pozwoliłby również zawodnikom z innych polskich klubów na wzięcie udziału w imprezie o randze mistrzowskiej, co z pewnością podniosłoby poziom turnieju. "Start zamienny" może również działać w drugą stronę. W przypadku np. kontuzji czy osłabienia formy i „niełapaniu” się zawodnika do pierwszego składu, pozwala rozegrać mecze zawodnikowi w innym, słabszym klubie niż macierzysty. Może u nas byłoby to mało stosowane, gdyż zdecydowana większość klubów cierpi na niedostatek graczy, ale w Czechach młody hokeista, wracający po dłuższej przerwie, często wysyłany jest do niższej ligi na kilka spotkań.
W polskich przepisach są przypadki pozytywnych przepisów, które pomagają w rozwoju hokeja. Takim jest przepis o konieczności gry w meczu drugiego bramkarza przez min. jedną tercję. Jest to w kategoriach młodzieżowych bardzo mądry przepis, bo wymusza konkurencję na tej pozycji i jednocześnie daje możliwość „ogrania się” drugiemu bramkarzowi.
Tegoroczne nieoficjalne Mistrzostwa Polski w roczniku 1996 skłaniają do wielu refleksji. Jedną z nich jest właśnie zmiana i jednolita interpretacja przepisów tak, by pozwalały rozgrywać podobne turnieje w duchu „fair play”, a młodzi zawodnicy mogli sprawdzić swoje umiejętności bez dodatkowych komplikacji.
Komentarze