Nie grajmy w hokej polityką
Sympatycy hokeja na lodzie przeżywają ciężkie chwile, ale ani przez moment nie przestają wierzyć, że hokej do Sanoka powróci. I to ten w ekstraklasowym wydaniu. Twierdzą, że ostatni rok bez niego unaocznił chyba wszystkim, iż Sanok bez hokeja to nie ten sam Sanok. Dlatego też trzymają mocno kciuki za powodzenie działań zarządu STS, zmierzającym ku temu. Chłoną i analizują wszelkie informacje, jakie się w tej sprawie ukazują w mediach.
Generalnie wynika z nich, że piłka jest w grze (krążek w locie) i ciągle jest nadzieja, że batalia o seniorski hokej w Sanoku zmierza ku pomyślnemu końcowi. Jednakże do tej pory bez odpowiedzi pozostaje pytanie: czy będzie to hokej w wydaniu ekstraligowym, czy I-ligowym. Co o tym zadecyduje ostatecznie? Pieniądze!
- Na tę chwilę mamy deklaracje potencjalnych sponsorów na kwotę, która pozwoliłaby przystąpić do rozgrywek tego drugiego szczebla, czyli I ligi. Ja jednak uważam, że poprzeczkę należy ustawić wyżej, na wysokości właściwej dla klubu z tradycjami, dwukrotnego mistrza Polski i zdobywcy Pucharu Polski. Mam tu na myśli, oczywiście, ekstraligę! – mówi Jerzy Burtan, prezes zarządu STS. – I taka jest wola wszystkich, którym sanocki hokej leży na sercu – dodaje.
Idąc za ciosem, z większością zawodników wywodzących się z Sanoka, a obecnie grających w innych klubach, działacze STS przeprowadzili już wstępne rozmowy dotyczące ich przyszłości. Dominowało w nich pytanie: czy powrócą do macierzy, jeśli od przyszłego sezonu w Sanoku reaktywowany zostanie seniorski hokej. W odpowiedzi usłyszeli: owszem, chcielibyśmy grać w „naszej” drużynie, choć w kilku przypadkach zawodnicy decyzję swą uzależniają od tego na jakim poziomie będą grać, czy w ekstraklasie, czy I lidze. Zainteresowani są wyłącznie ekstraklasą.
Jest jeszcze jeden temat, bodajże najważniejszy, a są nim finanse. Nie jest tajemnicą, że roczne utrzymanie drużyny w ekstraklasie kosztuje minimum 2 mln. złotych. I o taką kwotę idzie walka. Wiadomym jest, że takich pieniędzy nie zapewnią obecni sponsorzy, stąd trwa akcja poszukiwania nowych oraz innych źródeł pozyskania funduszy. Oby zakończyła się powodzeniem, zwłaszcza, że czas nagli.
Po co bawić się w audytorów
W tle batalii o reaktywowanie sanockiego pozostają w przestrzeni medialnej informacje, które jej nie służą. Są to zazwyczaj próby nawiązywania do przeszłości, których intencją jest pogrążenie poprzedników, podkreślenie, że to nieudolne ich działania doprowadziły do katastrofy. Sięgnijmy po fakty;
W artykule pt. „Miasto hokeja”, jaki ukazał się w „Rzeczpospolitej” Jakub Górski (STS) mówi: „…Ale jak się okazało, szczególnie ten drugi tytuł (chodzi o mistrzostwo Polski zdobyte w 2014 roku) był sukcesem na wyrost…” Przepraszam, co to znaczy „na wyrost”? Sukces jest sukcesem, wywalczony tytuł tytułem. Duma i radość z osiągnięcia zawsze jest taka sama, a z powtórnego sięgnięcia po mistrzostwo powinna być nawet większa! Zamiast dyskredytować ich wysiłek, zdecydowanie lepszą praktyką byłoby okazywanie im wdzięczności i szacunku. I nie jest to li tylko sprawa dyplomacji.
Pozostańmy przy „Mieście hokeja”. Działacz STS decyduje się odsłonić kulisy, próbując asekuracyjnie, gdyby operacja reaktywacji hokeja się nie udała, winą za niepowodzenie obarczyć poprzedni zarząd. – „Akcjonariusze sparzyli się na hokeju. STS zadłużył się na około 800 tys. złotych. Ten dług stanowił główną zaporę w trakcie prowadzonych rozmów…” Zadałem sobie trochę trudu, prosząc głównych akcjonariuszy o skomentowanie tej wypowiedzi. Odpowiedzią było zdziwienie, a w jednym przypadku zarzut mówienia nieprawdy. Okazało się bowiem, że to jeden z akcjonariuszy nie wywiązał się z umowy-porozumienia, a w czasie, gdy ukazał się ten artykuł, kwota ta była o połowę mniejsza. (Swoje zobowiązanie, wynikające z tej umowy, uregulowała firma Ciarko). Po co więc ta nieprawdziwa retoryka? W jakim celu dyskredytuje się poprzedni zarząd i udziałowców?
W podobnej narracji utrzymane były wypowiedzi wiceprezesa STS Huberta Paszkiewicza, jakich udzielił portalowi sport.tv.pl. Stwierdził on m. in.: „…Ciężko jest odbudować zaufanie sponsorów…” Tu znów powołam się na moje rozmowy ze sponsorami i zapytam: kiedy i u którego sponsora to zaufanie zostało nadszarpnięte? Na jakiej podstawie pan wiceprezes twierdzi, że takiego zaufania nie było? Wszak zarząd STS otrzymał absolutorium od udziałowców i to jest najbardziej miarodajny dowód zaufania z ich strony.
I tutaj wybrzmiał wątek finansowy, o którym mowa wcześniej. Objawił się on w takim zdaniu: „Nowe władze przejęły długi starych, ale dzięki sponsorom zaległości mają zostać uregulowane jeszcze w I kwartale”. Otóż nowe władze nie przejęły żadnych długów, a jedynie dokument porozumienia między głównymi udziałowcami, z ich zobowiązaniem, że wpłacą wynikające z niego kwoty.
Czy naprawdę było tak źle?
Powróćmy na chwilę do ostatniego sezonu z udziałem STS (2015/2016). Jeszcze przed jego rozpoczęciem czuć było zmęczenie materiału i wydawało się, że trzeba to przerwać. Ale równocześnie obawiano się, że to może oznaczać koniec hokeja w Sanoku. Wybory samorządowe, trudne uzgodnienia sponsorów, tarcia wokół wyborów nowego prezesa STS, wszystko to nie tworzyło dobrego klimatu. Ostatecznie jednak zadecydowano o utrzymaniu drużyny, ale też podkreślano, że nakłady na hokej będą znacznie niższe niż dotychczas. Stąd budowanie klubu i drużyny przez nowego prezesa i budowanie drużyny było wyjątkowo trudne. Naprędce klecono zespół, podkreślając, że jego zadaniem jest przetrwać i dograć sezon do końca. Tymczasem drużyna zaczęła poczynać sobie całkiem dobrze, awansując z 6 miejsca do szczebla play-off. Apetyty zaczęły rosnąć, a wraz z nimi też wydatki. Kibice do dziś wspominają fantastyczny siedmiospotkaniowy bój z Cracovią o awans do finałowej czwórki, zakończony minimalnym zwycięstwem „pasów” 4-3. Ostatecznie skończyło się na 4 miejscu, co przed sezonem uważano by za znakomity wynik, biorąc go w ciemno. Po sezonie spotkało się z falą krytyki, kierowaną głównie pod adresem… prezesa zarządu.
Atmosfera, w jakiej żegnano sezon hokejowy 2015/2016 w Sanoku, nie wróżyła nic dobrego. Zastanawiano się tylko czy dojdzie do likwidacji spółki STS, czy tylko do wycofania drużyny z rozgrywek ekstraklasy. Mówiąc wprost: czy zwycięży rozwaga, czy emocje. Na decyzji tej niewątpliwie ciążyła też sprawa kilkumilionowych zobowiązań, co do których toczą się postępowania sądowe, a dotyczą one zaległości wobec ZUS i Urzędu Skarbowego. Ostatecznie jednak górę wzięła rozwaga. Sponsorzy strategiczni, rada nadzorcza i zarząd STS uznali, że należy zrobić roczną przerwę w rozgrywkach ekstraklasy, nie likwidując spółki, co mogłoby doprowadzić do końca hokeja w Sanoku. W czerwcu 2016 r. z inicjatywy zarządu spółki doszło do podpisania wewnętrznego porozumienia pomiędzy głównymi udziałowcami dotyczącego zaległości finansowych. Tym samym oddaliła się groźba ogłoszenia upadłości spółki.
Reaktywacja z polityką w tle
Późniejszą historię już znamy. Efektem działań, które rozbudziły nadzieje, że nieobecność STS w rozgrywkach seniorskich nie będzie trwała dłużej niż rok, był wybór nowych władz spółki. Przystąpiły one energicznie do działania, z ambicjami zgłoszenia drużyny do rozgrywek w sezonie 2017/2018. Jednakże ciągle otwarte jest pytanie: czy będzie to ekstraklasa, czy I liga. Różnica jest w kosztach, gdyż ekstraklasa kosztuje znacznie więcej, minimum 2 miliony złotych. Cały czas trwają poszukiwania kolejnych sponsorów, na razie bez powodzenia, ale ciągle z nadziejami. Przełom marca i kwietnia, z racji określonych przez PZHL terminów, musi rozstrzygnąć tę kwestię.
Kibice spekulują. Jedni ufają nowym władzom STS i wierzą, że uda im się przekonać potencjalnych sponsorów, że mariaż z sanockim hokejem to dobra inwestycja, inni są bardziej powściągliwi. Dość liczną grupę stanowią ci, którzy przewidują, że rozstrzygnięcie tematu nastąpi dopiero w kolejnym sezonie - 2018/2019 - i wiążą to z terminem wyborów samorządowych. Ich zdaniem, szanse kandydata, który zadeklaruje, że reaktywuje hokej, będą zdecydowanie większe od innych, którzy obietnicy takiej nie złożą.
I tak do doszliśmy do tego, że współczesny sport ciągle ma mocne powiązania z polityką, co na pewno mu nie służy. W przypadku hokeja źle się dzieje, kiedy jego przedstawiciele w wypowiedziach medialnych krytykują swoich poprzedników. To nie są dobre praktyki, zwłaszcza, że rykoszetem uderzają one w głównych sponsorów, obecnych udziałowców, od dziesięciu lat stanowiących opokę sanockiego hokeja na lodzie. To zgubna polityka. Zdecydowanie lepiej byłoby patrzeć w przód i nie tracić energii na publiczne ocenianie i rozliczanie poprzedników. Zwłaszcza kiedy ci, działając w równie trudnych warunkach, przy dużo skromniejszych budżetach niż inne kluby, potrafili wywalczyć dwa tytuły mistrza Polski i dwukrotnie sięgnąć po Puchar Polski. I to warto wspominać, gdyż to były sukcesy wpisujące się w historię Sanoka, sukcesy, jakich miłośnicy sanockiego sportu z całego serca życzą obecnej ekipie.
Marian Struś - Nowe Podkarpacie
Komentarze