Puchar Polski na stałe w Tychach
Po zaciętej walce dopiero w rzutach karnych GKS Tychy pokonał Energę Stoczniowiec Gdańsk 0-1 (0-0, 0-0, 0-0, 0-0, 1-3). Po wczorajszych półfinałach gdańscy kibice nie postawiliby złamanego grosza na to, że Stoczniowiec będzie grał w finale przez 65 minut – i przegra po karnych. Tymczasem wytrawna drużyna tyskiego GKSu po serii rzutów karnych wygrała finał Pucharu Polski.
Mecz rozpoczyna się jednak niekorzystnie dla tyszan, gdy już w 4 minucie spotkania za niebezpieczne rzucenie na bandę do szatni zostaje odesłany Sebastian Gonera. 10 sekund później karę zalicza Jakubik – i gdańszczanie prawie dwie minuty grają w przewadze 5 na 3. Już minutę później krążek wpada do tyskiej bramki, jednak po analizie zapisu wideo sędziowie nie uznają bramki, która została zdobyta po wstrzeleniu krążka łyżwą. I to jedyna „bramka”, jaką przyszło oglądać kibicom przez następne 60 minut. Dalszy przebieg pierwszej tercji to rysująca się przewaga tyskiej drużyny, która dopiero teraz (w kontekście półfinałów) zaprezentowała swoje prawdziwe oblicze. Stoczniowiec nie potrafi narzucić swojego stylu gry, w obronie brak jest konsekwencji zaprezentowanej w meczu półfinałowym – a ogólne wrażenie po pierwszej tercji wzbudza wśród gdańskich kibiców obawy o wynik spotkania. Wprawdzie gdańszczanie stwarzają groźne sytuację pod bramką Sobeckiego – ale niemniej groźne sytuacje stwarzają goście pod bramką Odrobnego. Mecz jest szybki i emocjonujący – a jedyne czego w nim brakuje – to bramek.
Druga tercja odbywa się pod dyktando tyszan, którzy de facto toczą pojedynek z Przemysławem Odrobnym, będącym bohaterem gdańskiej drużyny. Wprawdzie jeszcze na początku Furo w idealnej sytuacji łamie kij podczas oddawania strzału – ale w dalszej części tercji na lodzie praktycznie dominują tyszanie. Z każdą minutą ataki GKS stwarzają coraz większe zagrożenie pod gdańską bramką, a pod koniec tercji trudno nie odnieść wrażenia, że ten mecz tyszanie wygrają jedynie wówczas, gdy błąd popełni gdański bramkarz. Najczęściej w tej tercji sprawdzają jego dyspozycję Sarnik, Maćkowiak i Bacul – ale ich strzały nie znajdują drogi do siatki. Odrobny dwoi się i troi – a w ostatnich sekundach tercji nawet na leżąco broni trzy kolejne strzały tyskich napastników. To dzięki jego postawie Stoczniowiec może zjechać do szatni przy bezbramkowym wyniku.
Kolejna odsłona przynosi ostrożną grę obu drużyn, które bardzo dobrze zdają sobie sprawę z faktu, iż o losach tego spotkania może zadecydować jedna bramka. Uważniejsza grę tyszan wykorzystują zawodnicy Stoczniowca, którzy w ostatnich 10 minutach zaczynają przeprowadzać coraz groźniejsze akcje. Wspiera ich przy tym gdańska publiczność, która w liczbie 4 tyś. osób dopinguje swoją drużynę tak, że aż ściany drżą. Wreszcie przynosi to efekt w postaci wymarzonych sytuacji bramkowych, przy których szczególnie uwija się Jarosław Rzeszutko – ale jego trzech kolejnych strzałów nie przepuszcza Sobecki. W ostatnich sekundach odrobiny szczęścia brakuje Stoczniowcowi, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Gospodarze łapią swój rytm gry i udaje im się konstruować niezwykle groźne sytuację pod bramką GKSu. Końcowa syrena zwiastuje emocje w dogrywce.
Doliczony czas to okres przewagi Stoczniowca, który nareszcie gra w swoim stylu. Tuż przed końcową syreną swoje szanse na zdobycie decydującej bramki dla Stoczniowca mają Łopuski i Rzeszutko – ale Sobecki nie daje się pokonać.
Serię rzutów karnych rozpoczyna Robin Bacul, który kładzie na lodzie Odrobnego i wrzuca krążek nad parkanami bramkarza. W odpowiedzi celnym trafieniem popisuje się Peter Hurtaj, a kolejną bramkę dla tyszan zdobywa Proszkiewicz. Gdy Bartłomiej Wróbel strzela w Sobeckiego i krążek wypada poza bramkę – na chwilę milkną trybuny hali Olivii. Jednak gdy do krążka zbliża się Piotr Sarnik – z trybun dobiega ogłuszające buczenie – które milknie, gdy krążek ląduje w bramce. Słychać tylko stukot kasków wyrzucanych na taflę przez tyskich zawodników , gdy wyskakują by świętować zdobycie na własność Pucharu Polski.
Wynik spotkania jest jak najbardziej zasłużony, gdyż GKS zaprezentował dojrzały hokej i mentalność drużyny, która potrafi opracować i zrealizować strategię zapewniającą zwycięstwo. Tyszanie przeważali przez większą część spotkania, a gdyby nie fantastyczna dyspozycja Odrobnego – z pewnością (i łatwością) rozstrzygnęliby wynik w regulaminowym czasie. Gdańszczanom zabrakło pewności siebie i zdolności narzucenia przeciwnikowi własnego stylu gry. Przystąpili do pojedynku zdeprymowani wagą spotkania – i odnaleźli swój styl dopiero w ostatnich 10 minutach. Z pewnością wielu gdańskich kibiców nie potrafi zrozumieć jak to możliwe, że gdańska drużyna, która dzień wcześniej po fenomenalnym meczu odprawiła z kwitkiem Cracovię – poległa w takim stylu. Ale cóż – za to kochamy sport, że dostarcza wielu emocji i przynosi niespodziewane rozwiązania. Oby tych emocji na wysokim poziomie było w polskim hokeju jak najwięcej.
A adwersarzom dyskusji o tytule wczorajszego artykułu - „Przedwczesny finał” – składam serdeczne gratulacje ;)Właściwy finał po dogrywce i serii rzutów karnych wygrał GKS Tychy 0-1.
Energa Stoczniowc Gdańsk - GKS Tychy -0-1 (0-0, 0-0, 0-0, 0-0,1-3)
Rzuty karne:
1-0Robin Bacul
1-1 Peter Hurtaj
1-2Tomasz Proszkiewicz
1-2 Bartłomiej Wróbel
1-3Piotr Sarnik
Kary: 10 - 33 (w tym 25 min. dla Sebastiana Gonery)
Sędziowie: Meszyński – Moszczyński, Szachniewicz
Widzów: 4000
GKS Tychy: Arkadiusz Sobecki; Sebastian Gonera (25)- Artur Gwiżdż, Łukasz Mejka (2) - Krzysztof Majkowski, Michał Kotlorz-Krzysztof Śmiełowski; Robin Bacul - Mariusz Jakubik (2) - Ladislav Paciga, Tomasz Proszkiewicz (2) - Michał Garbocz - Piotr Sarnik, Tomasz Wołkowicz (2) - Adam Bagiński- Michał Woźnica, Tomasz Maćkowiak - Sławomir Krzak - Paweł Banachewicz.
Energa Stoczniowiec: Przemysław Odrobny; Bartłomiej Wróbel (6) - Paweł Benasiewicz, Michał Smeja – Artur Kostecki (Tobiasz Bigos), Mateusz Rompkowski - Bartosz Leśniak, Maciej Urbanowicz - Łukasz Zachariasz - Milan Furo (2), Wojciech Jankowski (2) - Jarosław Rzeszutko - Mikołaj Łopuski, Paweł Skrzypkowski - Peter Hurtaj - Mateusz Strużyk.
Komentarze