NHL: Wrócił by wreszcie zdobyć Puchar Stanleya (WIDEO)
Ilja Kowalczuk powrócił do NHL po pięciu latach gry w SKA St.Petersburg, głównie dlatego, że czuje, iż otwiera się przed nim możliwość zdobycia Pucharu Stanleya z drużyną Los Angeles Kings, a tego właśnie trofeum brakuje w jego dorobku.
- „Królowie” to moim zdaniem drużyna, która z całą pewnością ma możliwość zdobycia trofeum – to opinia Kowalczuka, którą przekazał światu nie dalej jak wczoraj.
Rosjanin podpisał 1 lipca z zespołem z Los Angeles trzyletni kontrakt o wartości 18 750 000 dolarów, stając się częścią kręgosłupa drużyny Kings wraz ze środkowym Anže Kopitarem, obrońcą Drew Doughtym i bramkarzem Jonathanem Quickiem, którzy mają na swoim koncie po dwa mistrzowskie tytuły wywalczone z „Królami” w 2012 i 2014 roku.
Ilja Kowalczuk ostatni raz na taflach NHL występował w sezonie 2012/13 w barwach New Jersey Devils.
Zanim podjął ostateczną decyzję o wyborze drużyny, z którą zamierza się związać, spotkał się z przedstawicielami Kings, Boston Bruins, San Jose Sharks i Vegas Golden Knights. Każdy z tych zespołów występował w ubiegłym sezonie w fazie play-off, a ekipa z Las Vegas dotarła nawet do finałowej batalii, pokonując w 1. rundzie zespół z Los Angeles.
Kowalczuk powiedział: - Moje motywy dotyczące powrotu są czysto sportowe. Pozostały mi trzy może cztery lata gry na naprawdę wysokim poziomie. W LA jest grupa naprawdę fantastycznych chłopaków, ze świetnym bramkarzem i obrońcą. Mają jednego z najlepszych środkowych w lidze. Jak dotąd nie miałem sposobności grania z tak wybitnymi jednostkami, dlatego wizja wspólnych występów jest tak ekscytująca dla mnie. Wspaniale, że będę mógł być częścią tego. To właśnie powód dla którego zdecydowałem się wrócić, to są faceci, którzy wiedzą jak się wygrywa i są tego naprawdę głodni.
35-latek ostatni raz w NHL pokazał się w sezonie 2012/13, kiedy w barwach New Jersey Devils zdołał rozegrać 37 spotkań, w których zaliczył 31 punktów (11G + 20A).
Kowalczuk przez to, że powraca dopiero w tym momencie, otworzył przed sobą szansę, zresztą wykorzystaną, zdobycia złotego medalu olimpijskiego, czyli trofeum, którego jeszcze nie miał w swoim dorobku. W lutym w Pjongczang wystąpił w składzie Olimpijskich Sportowców z Rosji (pod taką nazwą grała reprezentacja „Sbornej” w wyniku afery dopingowej, która wybuchła w Rosji) i zdobył tam 7 punktów, strzelając 5 goli, co dało mu 2. miejsce w rankingu najlepszych snajperów. W klasyfikacji najskuteczniejszych zajął pozycję tuż za podium. Został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem turnieju i znalazł się w Drużynie Gwiazd.
W 2018 roku Ilja Kowalczuk spełnił swoje kolejne sportowe marzenie i zdobył złoty medal olimpijski.
Ostatni sezon w KHL, który był dziesiątym, jubileuszowym rocznikiem tej ligi zakończył jako najskuteczniejszy zawodnik. Zdobył 63 punkty (31G + 32A) w 53 meczach. W swojej 5-letniej przygodzie z KHL rozegrał 262 spotkania w rozgrywkach regularnych, w których zaliczył 285 „oczek”. Strzelił 120 bramek, w tym 45 podczas gry w przewadze. Zaliczył 165 asyst, a w rankingu +/- odnotował wynik +43.
Sezon 2017/18 w wykonaniu Ilji Kowalczuka.
Opierając się na wynikach z poprzedniego sezonu ligowego i jego dokonaniach w Igrzyskach Olimpijskich Kowalczuk jest przekonany, że poradzi sobie na taflach NHL, gdzie królują obecnie szybkość i wysokie umiejętności techniczne. Trener Kings John Stevens powiedział, że widzi Kowalczuka jako jednego z sześciu czołowych zawodników, z których będzie korzystał podczas gry.
- Ostatnie kilka lat grałem na tym samym poziomie, na którym jestem obecnie i muszę przyznać, że czuję się bardzo dobrze – powiedział Rosjanin, który w swojej karierze rozegrał 816 spotkań w sezonach zasadniczych w NHL, w których zdobył 816 punktów (417G + 399A). Jego przygoda z najlepszą ligą świata trwała 11 sezonów, a dzielił ją pomiędzy dwoma klubami: Atlanta Thrashers i New Jersey Devils.
Najlepsze momenty w karierze Ilji Kowalczuka.
- Kiedy grasz z takimi gośćmi jak Kopitar, Doughty, Jeff Carter, Dustin Brown, to łatwiej ci punktować i zdobywać bramki. Oni wiedzą jak się wygrywa, także dam z siebie wszystko, żeby pomóc im osiągnąć ten cel – zapowiedział swoje pełne zaangażowanie Kowalczuk.
Rosjanin w sezonie 2003/04 wraz z Rickiem Nashem i Jaromem Iginlą skończył rozgrywki regularne na 1. miejscu w rankingu strzeleckim (41), jednakże ma świadomość, że historyczne osiągnięcia nie będą miały znaczenia przy lokowaniu go w odpowiedniej formacji „Królów”, a może nie znaleźć miejsca w dwóch najsilniejszych liniach, w których grają Kopitar, Brown, czy Carter. – Moje zadanie to być przygotowanym najlepiej jak to możliwe, a trener będzie decydował gdzie mnie umiejscowi – zauważył Kowalczuk.
Rosjanin jest w stałym kontakcie z nowymi kolegami, w tym z Kopitarem, z którym wymienia wiadomości SMS, a także rozmawiał z kilkoma swoimi rodakami, którzy grają w NHL, na temat aktualnego poziomu tej ligi. Jednym z jego rozmówców był zawodnik Pittsburgh Penguins Jewgienij Małkin, zdobywca Pucharu Stanleya z 2016 i 2017 roku.
35-letni napastnik po olimpiadzie zaczął intensywnie poszerzać swoją wiedzę na temat aktualnego stanu NHL, obserwując między innymi ze szczególną uwagą rozgrywki postsezonowe. Był bardzo zadowolony, a zarazem rozbawiony kiedy patrzał w jaki sposób jego rodak Aleksandr Owieczkin celebrował zdobycie po raz pierwszy w karierze upragnionego Pucharu Stanleya. – Myślę, że on cały czas świętuje. Fajnie, że kolejny Rosjanin zdobył to trofeum. Ostatnio udało się to Małkinowi – zauważył Kowalczuk.
Komentarze