NHL: Były łzy, jest transfer. Nowy obrońca w Waszyngtonie (WIDEO)
Klub San Jose Sharks oddał gracza, który ze łzami w oczach dzień wcześniej przerwał rozmowę z dziennikarzami na temat możliwości opuszczenia "Rekinów".
To był bardzo emocjonalny wywiad. Po poniedziałkowym meczu San Jose Sharks z Florida Panthers obrońca tej pierwszej drużyny Brenden Dillon został zapytany czy był to jego ostatni występ dla Sharks, bo od pewnego czasu zanosiło się, że klub odda go w wymianie. - Nie wiem, zobaczymy co się stanie... Po pierwsze cieszę się, że jestem tu... Staram się dawać z siebie wszystko każdego wieczoru... To jest poza moją kontrolą... - powiedział i odszedł. Doświadczony gracz w trakcie swojej wypowiedzi miał duże problemy z powstrzymaniem łez.
Okazało się, że rzeczywiście był to jego ostatni wywiad w barwach Sharks, bo dzień później klub postanowił oddać go w wymianie do Washington Capitals. W zamian otrzymał wybór w drugiej rundzie tegorocznego draftu i warunkowy wybór w trzeciej rundzie za rok.
29-letni obrońca w tym sezonie w 59 meczach w NHL strzelił 1 gola i zaliczył 13 asyst. Jego transfer wynika z tego, że po zakończeniu obecnych rozgrywek wygasa mu kontrakt i wtedy Sharks nie otrzymaliby za niego niczego, a w tym sezonie już raczej do walki o Puchar Stanleya się nie włączą.
Generalny menedżer klubu Doug Wilson podjął więc decyzję o transferze. Co więcej, mówi, że wywiad Dillona jeszcze przyspieszył ten ruch. - Miałem z nim po tym długą rozmowę. Bardzo emocjonalną - ujawnił. - To mi pokazało, jak bardzo mu zależy. Tego dnia bardzo aktywnie prowadziłem rozmowy. Byłem w kontakcie właściwie z każdym klubem w NHL, więc jeśli mogliśmy zrobić coś, żeby pomóc zawodnikowi szybciej przez to przejść, to staraliśmy się tak działać. Zwłaszcza, że chodzi o gracza, który tak dużo wniósł do klubu.
Dillon co prawda nie był nigdy draftowany do NHL, ale do tej pory rozegrał w niej 588 meczów sezonów zasadniczych. Swoją przygodę z najsilniejszą ligą świata rozpoczynał w barwach Dallas Stars, a później trafił do Sharks. W rozgrywkach regularnych strzelił 22 gole i zaliczył 92 asysty. W play-offach wystąpił 62 razy i 9-krotnie asystował. W 2016 roku był członkiem drużyny Sharks, która dotarła do przegranego finału Pucharu Stanleya z Pittsburgh Penguins.
Klubowi z Kalifornii na tyle zależało na szybkim zakończeniu sprawy, która wywarła tak mocny wpływ na gracza, że zgodził się wypłacać mu do końca sezonu połowę pensji. Sam Dillon po ogłoszeniu transferu wypowiadał się już w zupełnie innym tonie. - Jestem podekscytowany. Nie mogę się doczekać, kiedy trafię do Waszyngtonu - powiedział. - To oczywiście świetna drużyna. Co za okazja...
Przyznał także, że nawet jeśli oficjalnie zawodnicy nie chcą tego potwierdzić, to spekulacje transferowe zostają w ich głowach. - Chłopaki mogą mówić, że nie czytają tego czy tamtego, ale to się na tobie odciska - mówi. - Starałem się każdego dnia przychodzić do pracy i wykonywać swoją robotę, ale cieszę się, że to się już rozwiązało.
Dodał także, że nie czuł się najlepiej z tym, że jego przerwany wywiad odbił się aż tak szerokim echem. - Taki już jestem, że przywiązuje się do chłopaków w szatni. Człowiek zbliża się z ludźmi, z którymi pracuje dzień w dzień. To staje się ważniejsze od hokeja - skomentował. - Zdecydowanie nie lubię jednak być w centrum uwagi w taki sposób. Nie jestem kimś, kto chciałby stać się wiralem.
Komentarze