Powrót NHL pod znakiem zapytania
Według pierwotnych planów włodarzy już 10 lipca drużyny NHL miały przystąpić do obozów treningowych. Sporą przeszkodę stanowią najświeższe doniesienia o nowych zakażeniach wśród zawodników oraz potencjalny bunt hokeistów.
Ustalono już, że przed startem obozu zawodnicy nie będą musieli być poddani kwarantannie. Otrzymali oni zielone światło do treningów w małych grupach, jednakże włodarze ligi zachęcają ich do pozostania w domach, gdy tylko jest to możliwe.
- Naszym zdaniem przymusowa kwarantanna nie jest konieczna, a regularne testy oraz raporty zdrowotne będą skutecznym środkiem zapobiegawczym przeciw nawrotowi epidemii wśród hokeistów – tak brzmi oświadczenie Billa Daly’ego, zastępcy komisarza ligi. Dodał również, iż powrót rozgrywek przewidywany jest na koniec lipca lub początek sierpnia. Wszystkie mecze mają odbyć się w dwóch nieustalonych jeszcze miastach.
- Jestem przekonany, że kiedy skoszarujemy się w jednym miejscu, uda nam się uniknąć nieprzyjemności. Będzie to spore wyzwanie, ale przy odpowiedniej samodyscyplinie zneutralizujemy zagrożenie – twierdzi Jason Spezza, napastnik Toronto Maple Leafs.
Szczegóły wznowienia sezonu za oceanem są wciąż niejasne, a czasu coraz mniej. Na dzień dzisiejszy wiadomo, iż boje o Puchar Stanleya rozegrane zostaną na dwóch neutralnych arenach bez udziału publiczności. Do batalii o trofeum przystąpią 24 drużyny. Przed rozpoczęciem decydującej fazy zmagań 16 teamów (po 8 z każdej konferencji) rozegra rundę wstępną, która wyłoni uczestników play-offów. 8 czołowych zespołów (po 4 ze wschodu i zachodu) będzie natomiast walczyło o jak najlepsze rozstawienie przed najważniejszym momentem kampanii.
Przed przystąpieniem do wznowionej części sezonu, wszyscy członkowie walczących ekip będą musieli poddać się obowiązkowej izolacji. Zespoły będą także skrupulatnie monitorowane pod kątem sanitarnym. Jednym z faworytów do hostowania uczestników jest Las Vegas, gdzie kluby miałyby się przenieść w okolicach 23-24 lipca.
Wszystko na razie pozostaje jednak w sferze planów włodarzy. Decyzji na pewno nie ułatwiają wczorajsze doniesienia o zdiagnozowaniu koronawirusa wśród 26 hokeistów. Wiele zależy również od ugody ze związkiem zawodników. Do całej sytuacji sceptycznie podchodzi chociażby Artiemij Panarin, napastnik New York Rangers. Rosjanin otwarcie odmawia gry do momentu, kiedy między stowarzyszeniem a ligą nie zostanie zawarta korzystniejsza umowa. Boi się, iż bieżące zapisy spowodują duże cięcia wynagrodzeń zawodników.
Kość niezgody stanowi tzw. escrow, czyli system polegający na wyrównywaniu strat ligi z „zamrożonej” części pensji hokeistów. Dla przykładu, przez ten zapis gracze stracili w zeszłym sezonie około 9,5% zarobków. W obliczu pandemii koronawirusa obawy Panarina są więc jak najbardziej uzasadnione. Obecne porozumienie między ligą a stowarzyszeniem NHLPA obowiązuje jeszcze przez 2 lata. Rozwiązanie tej kwestii na pewno nie będzie łatwe, co stawia ostateczny termin powrotu pod sporym znakiem zapytania, a w najgorszym przypadku oznacza możliwość lokautu.
Pieniądze pieniędzmi, lecz zdrowie jest najważniejsze. Dziennikarz sieci Sportsnet – Eric Engels – donosi, iż według jego źródeł blisko 75% hokeistów jest przeciwnych wznowieniu rozgrywek. Jeden z anonimowych graczy wprost określił rozmowy prowadzone przez NHLPA mianem „farsy” – jego zdaniem związkowcy skupiają się jedynie na zarobkach nie bacząc w ogóle na własne bezpieczeństwo. Ligowi krezusi, tacy jak Panarin, mają w oczach widmo sporej straty finansowej i będą dążyli do wywalczenia korzystnych warunków za wszelką cenę, ale to weto „szeregowych” hokeistów może pogrzebać ambitne plany powrotu NHL.
Komentarze