Orlik Opole postrachem faworytów
W tym sezonie chcemy się pokazać z jak najlepszej strony i przekonać wszystkich dookoła, że warto w nas zainwestować - deklaruje Jacek Szopiński, trener beniaminka ekstraligi.
Hokeiści GKS-u Tychy powinni dziękczynnie dzwonić lub ewentualnie wysyłać sms-y kolegom po fachu z Orlika Opole. Układ tabeli na zakończenie II rundy decydował o awansie do finału Pucharu Polski. Trzy pierwsze zespoły bezpośrednio miały miejsce w turnieju, zaś czwarty musi stoczyć barażowy dwumecz z I-ligowym Stoczniowcem. Tyszanie pogodzili się z losem i już zastanawiali się nad wyjazdem nad morze, bo przecież nie przypuszczali, że Cracovia straci punkty w Opolu. Orlik sprawił sporą niespodziankę i wygrał 5:1, a przecież Pasy mogły się pochwalić dobrą passą. Ten rezultat sprawił, że tyszanie znaleźli się w finale właśnie kosztem krakowskiej ekipy.
- Nikt z Tychów do nas nie zadzwonił - śmieje się zadowolony trener Orlika, Jacek Szopiński, który ma powody do radości, bo jego zespół wygrał z ekipą zamożniejszą pod każdym względem. - U nas wszyscy obcokrajowcy zarabiają tyle, co jeden w Krakowie, ale my z tego powodu nie mamy kompleksów.
W ciągu kilku dni Orlik był na dwóch biegunach. W niedzielę przegrał 1:3 w Janowie i dopiero w drugiej części próbował prowadzić grę. Wystarczyła doba, by hokeiści przeszli metamorfozę i pewnie pokonali faworytów z Krakowa.
- W Janowie zaczęliśmy fatalnie i długo szukaliśmy swojego rytmu gry - dodaje opolski szkoleniowiec, przed laty ceniony napastnik Podhala i reprezentacji kraju. - A z Cracovią od pierwszej chwili układało się po naszej myśli, graliśmy odpowiedzialnie i byliśmy zdecydowanie szybsi od rywali. W Janowie nie mieliśmy siły przebicia, a tym razem przeprowadziliśmy wiele świetnych akcji, strzeliliśmy kilka goli, a i Murray w bramce zrobił swoje. Notujemy skrajne wyniki, bo ta drużyna musi dopiero okrzepnąć w tych rozgrywkach. Gra w niej 14-15 wychowanków klubu, a zaledwie kilku zawodników miało okazję liznąć grę w ekstralidze i z reguły byli skazani na występy w ostatniej formacji.
Orlik zgromadził 20 pkt, odniósł 7 zwycięstw i ciągle walczy o jak najwyższe miejsce. Szóste gwarantuje grę w grupie silniejszej i ciągle jest ono w zasięgu zespołu.
- Taki sobie postawiliśmy cel i do niego zmierzamy - przekonuje trener Szopiński. - Organizacyjnie i finansowo nie mamy się co równać z najlepszymi, ale też nie możemy narzekać. W tym sezonie, nazwijmy go przejściowym, trzeba pokazać się z jak najlepszej strony i przekonać wszystkich dookoła, że warto w nas zainwestować. Jesteśmy zdolni urwać punkty najlepszym, ale na tę chwilę nie potrafimy utrzymać poziomu gry w dłuższym wymiarze czasowym. Wiem, że moi zawodnicy zawsze zostawiają serce na lodzie i w każdym meczu grają najlepiej jak potrafią.
Pod koniec spotkania w Janowie doszło do utarczki słownej, a potem szarpaniny w boksie, pomiędzy rezerwowym bramkarzem Jarosławem Nobisem i napastnikiem Wiaczesławem Kozubem. Sytuacja wyglądała dość groźnie, ale w porę zareagowali ich koledzy i trener.
- Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca i tylko duże emocje sprawiły, że do takiego incydentu doszło. Jeżeli są nieporozumienia, to powinny być wyjaśniane w szatni. Ta drażliwa sprawa została wyjaśniona i puszczona w niepamięć. Mogę tylko zapewnić, że do czasu gdy ja będę trenerem do takiej sytuacji już nie dojdzie - deklaruje na zakończenie szkoleniowiec Orlika.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze