Szef Hokejowej Ligi Mistrzów: "Rosja do nas dołączy"
Szef Hokejowej Ligi Mistrzów zapowiada, że rosyjskie kluby dołączą do tych rozgrywek. Sam jednak ciągle nie wie, kiedy mogłoby się to stać.
Prezes organizującej rozgrywki Hokejowej Ligi Mistrzów spółki CHL Martin Baumann przekonuje, że w końcu uda się włączyć drużyny z KHL do rywalizacji, ale musi się to odbywać na równych zasadach z innymi drużynami. Baumann wypowiedział się na ten temat dla szwedzkich mediów przy okazji wczorajszego meczu rewanżowego w półfinale HLM Luleå HF - Frölunda Göteborg. Już w przeszłości mówiło się o tym, że przedstawiciele KHL mogliby dołączyć do Hokejowej Ligi Mistrzów, ale nie są zainteresowani rywalizacją od początku rozgrywek, a dopiero wejściem do niej na etapie końcowych rund.
- Byłoby fantastycznie mieć ich w naszych rozgrywkach i wiele razy z nimi rozmawialiśmy, ale to musi być uczciwa umowa - powiedział Baumann. - Muszą grać na takich samych zasadach jak wszystkie inne kluby, a nie liczyć na to, że wejdą do gry dopiero w ćwierćfinale lub półfinale. Baumann jest jednak przekonany, że w końcu także kluby KHL wezmą udział w rywalizacji i wtedy będzie można mówić, że HLM to naprawdę rozgrywki najlepszych drużyn w Europie.
- Musimy jeszcze nad tym popracować, mamy do odrobienia taką "pracę domową" - powiedział. - Pewnego dnia Rosja do nas dołączy. Nie wiem kiedy, ale ten dzień nadchodzi. Zwrócił także uwagę na to, że KHL sama szuka nowych rynków, przyjmując kluby z innych krajów niż Rosja. - KHL sama wybrała ekspansję i w tym sensie może postrzegać Hokejową Ligę Mistrzów jako konkurencję dla siebie, ale mam nadzieję i wierzę w to, że chcieliby być z nami. Oni przecież też należą do europejskiego hokeja, a ich gra w Lidze Mistrzów byłaby czymś dobrym dla tej dyscypliny.
Zdaniem działacza to nie zbyt małe pieniądze są dla rosyjskich klubów największym problemem. - Chodzi o prestiż. Chcą widzieć siebie jako tę największą ligę. Nie wydaje mi się, żeby to wszystko rozbijało się o pieniądze - mówi. - Ja sam zdaję sobie sprawę, że jest trochę dziwne, by mówić o zwycięzcy naszych rozgrywek jako o klubowym mistrzu Europy, skoro rosyjskie drużyny nie biorą udziału.
Baumann wskazał także, że pula nagród w Hokejowej Lidze Mistrzów z roku na rok wzrasta. W tym sezonie wynosi 2,34 mln. euro, a zwycięzca finału, który odbędzie się 4 lutego, zarobi 420 tysięcy. W kolejnej edycji łącznie do rozdania drużynom będzie ponad 3 mln. euro, w tym 555 tys. dla triumfatora. W 2023 roku najlepszy zespół otrzyma 705 tysięcy. Niedawno władze HLM o 5 lat przedłużyły umowę ze swoim partnerem, firmą Infront, co gwarantuje utrzymanie europejskiej rywalizacji przynajmniej do 2028 roku. - To sprawia, że wszystko mamy poukładane. Nagrody stale rosną, a my chcemy rozwijać się na wszystkich możliwych polach i odważyć się na eksperymenty - mówi Baumann. - Świat się zmienia, a naszym celem jest rozszerzanie popularności hokeja w Europie i zbliżanie do siebie poszczególnych krajów.
Nie oznacza to jednak, że w Hokejowej Lidze Mistrzów nie ma problemów. Frekwencja na meczach nadal w większości krajów jest znacznie niższa niż na spotkaniach ligowych. Prezes HLM, będąc w Szwecji, zwrócił uwagę na ten problem, który właśnie w tym kraju jest bodaj najbardziej widoczny. Jako przykład wskazał rozegrany przed tygodniem pierwszy półfinałowy mecz Djurgården Sztokholm z Hradec Králové, który z trybun oglądało 2 383 widzów. Na mecze Djurgården w SHL przychodzi w tym sezonie średnio 7 tysięcy fanów. - Jeśli spojrzymy na ostatni półfinał w Sztokholmie, to hala była właściwie pusta. Nie rozumiem tego, że kibice nie chcą pomóc swojej drużynie - mówi Baumann.
Co prawda na ubiegłoroczny finał Frölundy Göteborg z Red Bullem Monachium udało się sprzedać komplet 12 tysięcy biletów do hali Scandinavium w Göteborgu, ale generalnie w Szwecji rozgrywki nie cieszą się zbyt wielką estymą. - To prawda. Niby trochę się zmieniło w zeszłym roku z Frölundą, gdy oni wygrali, ale generalnie mamy z tym trudności i właściwie nie wiem do końca dlaczego - mówi Baumann.
Komentarze