Sam na sam z... Robertem Kosteckim
O stresie towarzyszącym byciu hokeistą w Polsce, o przyczynach żartów w szatni Ciarko PBS-u Banku, a także o niedawnych okrzykach z trybun kierowanych w jego stronę, w kolejnym odcinku "Sam na sam z...", opowiada Robert Kostecki, napastnik sanockiego klubu.
Zaczniemy, jak zawsze, od kilku szybkich wyborów. Ciężka praca czy talent?
- Gdyby jedno z drugim szło w parze, byłoby rewelacyjnie.
Szybki strzał czy zaskakujące podanie?
- Jedno i drugie.
Trening, czy odnowa biologiczna?
- Raz w tygodniu odnowa jest niezbędna.
Co jest bardziej przydatne dla napastnika - szybkość czy technika?
- Znów odpowiem, że jedno i drugie.
Ławka rezerwowych czy ławka kar?
- Jasne, że ławka kar.
Które rozgrywki są bardziej interesujące: NHL czy KHL?
- NHL.
Z kim gra Ci się lub grało najlepiej?
- Grając w latach 2008, 2009 bardzo dobrze układała mi się gra z Maćkiem Mermerem i Wojtkiem Milanem. Po tym okresie, przez bodaj trzy miesiące, dobrze wspominam grę w Krakowie, z Fojtikiem i Valczakiem. Obecnie gram z Mahbodem oraz Aquino. To dobrzy zawodnicy, którzy wszystko widzą. Mahbod świetnie podaje. Współpraca również układa nam się dobrze.
Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który pozostał Ci w pamięci?
- Osobiście nie byłem przy tym, ale kiedyś widziałem w internecie, jak Aron Chmielewski zaatakował bodajże Łukasza Sokoła, podczas jednego z meczów fazy play off. Było to mocne zagranie. Zapadło mi w pamięci, bo wyglądało bardzo groźnie.
Najtrudniejszy moment w karierze?
- Przejście z Sanoka do Krynicy. Wydawało się wówczas, że w Krynicy powstanie fajna drużyna i taka powstała. W składzie nie brakowało dobrych zawodników, atmosfera na początku była bardzo dobra, aczkolwiek później pojawiły się straszne problemy finansowe. Zastanawiałem się wtedy nad swoimi opcjami. Zastanawiałem się, czy tak będzie wyglądał hokej w Polsce? Odechciało mi się wówczas grać. Ten okres był dla mnie najtrudniejszy. Zastanawiałem się nad zmianą otoczenia, ale przetrzymałem ten sezon.
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
- W każdym sporcie krytyka jest i trzeba zdać sobie sprawę z tego, że zawsze będzie obecna. Mnie słowa krytyki motywują.
Co uznajesz za swój największy sukces w karierze?
- Na pewno zdobycie mistrzostwa Polski z Cracovią w ubiegłym roku. To był mój pierwszy medal w karierze i od razu złoty. Muszę dodać, że trudno jest opisać to uczucie radości, tym bardziej, że po mistrzostwo sięgnęliśmy po bardzo trudnych meczach. Sanok był liderem. W sezonie zasadniczym zdobył 30 punktów więcej od nas. Finał też był niesamowity. Te siedem meczów z Jastrzębiem miało swój smaczek. Wygrywaliśmy przecież już 3:0, a i tak musieliśmy jechać na siódmy mecz do Jastrzębia. To było niesamowite uczucie sięgnąć po złoto.
Który zawodnik z Twojej drużyny posiada największe umiejętności?
- Wyróżniłbym czterech takich graczy. Na pewno Samson Mahbod jest takim zawodnikiem. Potrafi strzelić i podać. Petr Szinagl, Krzysztof Zapała i Martin Vozdecky to z kolei rewelacyjny atak. Według mnie są to liderzy tej drużyny.
Kto najczęściej żartuje sobie w szatni?
- (śmiech) Hmmm. Najwięcej żartów wypływa ode mnie i od Martina Richtera. Prowadzimy dużo konwersacji, do których dołącza się Szinagl i jeszcze Mahbod. Jest nas czterech. Wprowadzamy trochę żartów do szatni.
Najciekawszy żart, jaki pamiętasz?
- Trudno tak opowiedzieć, ale najczęściej żartujemy z siebie. (Śmiech) Ja i Richter dokuczamy sobie o tego "Szczura". Śmiejemy się z Richtera, że jest starym Szczurem, który ledwo jeździ i musi wspomagać się laską. Szinagl jest z kolei małym człowiekiem, więc w szatni nazywamy go Liliputem. Nie grzeszy wzrostem, ma 165 centymetrów, ale do wszystkich mówi "Ty, Mały". O Mahbodzie mówimy natomiast, że sprzedaje kebaby. Żeby było jasne - każdy z nas, tak samo śmieje się z siebie. Ktoś może to źle zinterpretować, ale to wszystko w ramach żartów.
Wszyscy się tym bawią. Jak jest napięta atmosfera, to mamy z czego się pośmiać i do kogo się doczepić.
Skąd wziął się Twój przydomek "Rocco"?
- (Śmiech) Mam takich znajomych, którzy tak właśnie do mnie mówią (śmiech). Podczas ostatniego spotkania byli obecni na trybunach, przyjechali bowiem do kraju zza granicy, na święta. Dwa, czy trzy razy krzyczeli do mnie w ten sposób z trybun. Nie powiem jednak skąd wziął się ten przydomek (śmiech). To jest śmieszne, bo pierwszy raz słyszałem to przezwisko wykrzyczane z trybun. Dziękuję za to moim kolegom.
Przejdźmy do kolejnych pytań. Kto jest według Ciebie najbardziej niedocenianym polskim hokeistą?
- Myślę, że więcej szans gry w kadrze powinien dostawać Aron Chmielewski. Graliśmy razem w zeszłym roku. On ma spore umiejętności, widać to, jak gra, choćby po punktacji kanadyjskiej, a wciąż jest młodym zawodnikiem.
Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?
- To trudne pytanie. Zależy, jak to zinterpretować. Patrząc na to w taki sposób - ze swoimi umiejętnościami, w lepszych klubach, grać powinien Rafał Radziszewski. To górna półka bramkarzy w kraju.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
- Niezmiennie od lat, Leszek Laszkiewicz.
Obrońca, którego najtrudniej minąć?
- Na treningach, patrząc na naszą drużynę, trudno mierzyć się ze "Szczurkiem" Richterem (śmiech). Jeśli chodzi o zawodników z zewnątrz, to takim graczem jest Mirosław Zatko.
Największy młody talent w Polsce?
- Wskaże dwa takie talenty - to Damian Kapica i Aron Chmielewski.
Największy twardziel w lidze?
- Nie boi się gry Boguś Rąpała. Gra twardo ciałem.
Proszę dokończyć zdanie. Polski hokej to...
- Hmmm. Jak to powiedzieć, żeby było ładnie? (śmiech) Patrząc na ostatni rok, myślę, że polski hokej to ludzie, którzy nie robią tego, co powinni. Widzimy jakie jest zamieszanie, jeśli chodzi o kadrę, jakie teraz jest zamieszanie z lokautem. Kluby się nie dogadują, a przy tym wszystkim mamy zbyt małą odpowiedzialność PZHL-u.
Największe głupstwo, które kiedykolwiek słyszałeś?
- Że hokej jest sportem mało atrakcyjny i widowiskowym.
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszałeś na swój temat?
- Nie wiem. Nikt niczego mi w oczy nie powiedział.
Co robisz w wolnym czasie?
- Staram się spędzać jak najwięcej czasu z córką. Lubię też grać w snookera i bilarda. To mnie relaksuje.
Czego najtrudniej sobie odmówić?
- Pizzy, na pewno. Uwielbiam (śmiech).
Czego najbardziej się boisz?
- Nie wiem. Boję się tego, co będę robił po tym, gdy skończę grać w hokeja.
Największe marzenie Roberta Kosteckiego?
- Zdobyć mistrzostwo Polski z Ciarko PBS-em Bankiem Sanok.
Jaki inny talent niż granie w hokeja posiada Robert Kostecki?
- Potrafię grać w snookera (śmiech). Utrzymuję jednak poziom amatorski. (śmiech)
I na koniec, jak często się denerwujesz?
- Jestem bardzo nerwowym człowiekiem. Denerwuję się kilkanaście razy na dzień. Łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. Czym się denerwuję? Ogólnie, życiem (śmiech). Bycie hokeistą w Polsce, szczególnie w ostatnim czasie, jest bardzo stresujące.
Komentarze