HLM: Punkt tyszan z mistrzem Niemiec
Hokeiści GKS Tychy zdobyli swój pierwszy punkt w tegorocznej edycji Hokejowej Ligi Mistrzów. W niedzielne popołudnie przegrali po dogrywce z mistrzem Niemiec Adlerem Mannheim 2:3.
Tyszanie przyzwyczajają swoją publiczność do tego, że choć przystępują do kolejnych spotkań Hokejowej Ligi Mistrzów w roli "kopciuszka", to napędzają stracha rywalom, otwierając za każdym razem rezultat meczu. Tak było w piątek w pojedynku z Djurgården Sztokholm, kiedy trafił Denis Akimoto i tak też stało się w niedzielne upalne popołudnie po strzale Alexandra Szczechury w 8. minucie tercji otwierającej zmagania w drugiej kolejce gier. Zresztą w momencie kiedy padła ta bramka wynik mógł brzmieć 2:0, gdyż dogodnej sytuacji nie wykorzystał wcześniej Christian Mroczkowski.
GKS zaskoczył rywala bardzo dobrą i odważną grą od samego początku. Hokeiści z Mannheim szybko zrozumieli, że to raczej nie będzie powtórka pierwszej serii z Wiednia, gdzie pokonali miejscowych Vienna Capitals 1:6. Co więcej, prowadzenie "Trójkolorowych" utrzymywało się bardzo długo, a na słowa pochwały zasłużył sobie John Murray, ganiony wcześniej przez Andreja Husaua za chimeryczną postawę w czasie spotkań sparingowych.
Szczechura już w ubiegłym sezonie pokazał, że wie o co chodzi w europejskiej rywalizacji. W debiutanckiej kampanii GKS-u w HLM zdobył 9 punktów w 6 meczach fazy grupowej. Dziś dołożył kolejne "oczko", wykorzystując grę w przewadze swojego zespołu. To kolejny wspólny mianownik z tym, co działo się na początku piątkowego boju z wicemistrzem Szwecji.
Tyszanom nie udało się powiększyć swojego prowadzenia, co patrząc z perspektywy wydarzeń na lodowisku, mogło przesądzić o ich wygranej. Zgodnie z tym co wcześniej zapowiadał trener Husau każda niewykorzystana sytuacja z tej klasy rywalem co Adler będzie miała swoje konsekwencje. Tak też się stało, bowiem w ciągu niespełna dwóch minut drugiej tercji ekipa z Mannheim wyszła na prowadzenie. Wyrównanie zapewnił jej Phil Hungerecker, wybrany najlepszym pierwszoroczniakiem DEL w sezonie 2017/18. Prowadzenie Niemcom zapewnił zaledwie 17-letni Tim Stützle, który w jednym z rankingów draftowych NHL zajmuje bardzo wysoką 6. pozycję, co zwiastuje, iż za niespełna rok jego nazwisko zostanie wyczytane podczas ceremonii oznajmiającej o nowych twarzach w najlepszej lidze świata.
Wydawało się, że te dwie szybkie bomby spowodują, iż z tyskiego balonu zejdzie powietrze, no i niewykluczone, że posypią się kolejne trafienia dla znaczniej bardziej renomowanej ekipy z Mannheim. Nic bardziej mylnego, gdyż tyscy hokeiści pokazali prawdziwy charakter i podjęli rękawicę, czego wyrazem był gol wyrównujący Michaela Szmatuli. Krążek zatrzepotał w siatce wicemistrza olimpijskiego, Dennisa Endrasa dokładnie 41 sekund po tym, jak Adler objął prowadzenie 2:1. Warto wspomnieć, że 34-letni golkiper z Niemiec w 2010 roku został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem Mistrzostw Świata Elity. Dziś musiał sporo się napracować, aby jego konto strat nie było zbyt duże.
Tyszanie nie ustępowali, walcząc z Adlerem jak równy z równym. Gdyby na Stadionie Zimowym zjawił się przypadkowy znawca dyscypliny, który nie wiedziałby, jaka różnica dzieli obie drużyny, to patrząc na grę gospodarzy nie uwierzyłby, że na lodowisku toczy się pojedynek mistrza jednej z najlepszych lig Europy z triumfatorem PHL, która nie cieszy się szczególną renomą na naszym kontynencie.
Po 60 minutach było już wiadomo, że GKS po 2. kolejce nie będzie w tabeli bez zdobyczy punktowej. Nieznana była odpowiedź tylko na pytanie, czy podopieczni Husaua dopiszą przy nazwie swojego klubu dwa "oczka", czy jedno. Po niespełna dwóch minutach dogrywki szalę zwycięstwa na stronę Adlera przechylił hokeista, w którego żyłach płynie w stu procentach polska krew. O porażce GKS-u przesądził bowiem Matthias Plachta, wicemistrz olimpijski z Pjongczang, będący synem naszego doskonałego byłego hokeisty, a później selekcjonera narodowej reprezentacji, Jacka Płachty. Asystą przy tym trafieniu popisał się Marcel Goc, który spędził 11 sezonów w NHL, rozgrywając tam prawie 700 spotkań rundy zasadniczej i play-offów.
GKS pokazał w pojedynku z Adlerem, że nie musi się wstydzić, ani czuć zespołem drugiego lub trzeciego sortu w stawce HLM. Tak grającą polską drużynę chciałoby się oglądać zawsze. Tyszanie dostarczyli sporej dawki emocji, licznie zgromadzonej publice, która znów pokazała żywiołowy doping, a w 39. minucie zaintonowała spontanicznie hymn narodowy, upamiętniając datę 1 września i przykre wydarzenia sprzed 80 lat.
GKS Tychy - Adler Mannheim 2:3 po dogrywce (1:0, 1:2, 0:0 - 0:1)
1:0 Alexander Szczechura (07:09, 5/4)
1:1 Phil Hungerecker (34:24)
1:2 Tim Stützle - Benjamin Smith (36:12)
2:2 Michael Szmatula - Aleksiej Jefimienko, Peter Novajovský (36:53)
2:3 Matthias Plachta - Marcel Goc (61:53)
Minuty karne: 18-18
Strzały: 17-42
Widzów: 2342
GKS Tychy: Murray, (Lewartowski); Yeronau, Novajovsky, Yafimenka, Szmatula, Mroczkowski; Kotlorz, Bryk, Bagiński, Galant, Witecki; Pociecha, Ciura, Klimenko, Cichy, Szczechura; Kolarz, Akimoto, Jeziorski, Komorski, Kogut.
Adler Mannheim: Endras, (Gustaffson); Reul, Akdag, Stutzle, Smith, Kraemmer; Lampl, Billins, Bergmann, Jarvinen, Rendulic; Lehtivuori, Katic, Soramies, Goc, Hungerecker; Krupp, Raedeke, Plachta.
Komentarze