Kolusz: Mogłem odbębnić kontrakt, ale po co?
Marcin Kolusz opowiedział o pobycie w Finlandii, kulisach rozstania z Vaasan Sport oraz o swoich planach na przyszłość. Zdradził też, w którym klubie będzie występował.
Równie zaskakująca jak informacja o Twoim wyjeździe do Finlandii sprzed kilku miesięcy, była wiadomość że rozstajesz się z Vaasan Sport. Co było tego powodem?
–Mógłbym róże rzeczy wymyślić, ale po co. Po prostu dostałem informacje od trenera, że moja rola w drużynie nie będzie taka jak sam bym oczekiwał. Oczywiście miałem ważny kontrakt. Mogłem zostać i go wypełnić, ale nie miałbym szans na regularne granie. A w moim wieku siedzenie na trybunach i granie raz na dwa, trzy tygodnie raczej mija się z sensem. Zamiast grać, siedziałbym i dumał. Nasiliłaby się tęsknota za domem i rodziną. A decyzję ułatwiła mi też oferta z innego klubu, zdecydowanie bliżej Polski.
Potwierdzasz, że to Dukla Michalovce?
–No tak. Wprawdzie kontaktu jeszcze nie podpisałem, ale wszystko jest na dobrej drodze ku temu.
Ważną rolę odegrał tu Tomek Valtonen
–Oczywiście. Zresztą podobnie jak przy transferze do Vaasan. Byliśmy cały czas w kontakcie. Tomek na bieżąco znał moją sytuację.
Wracając do Twojego rozstania z Vaasan, myślisz że w jakimś stopniu zaważyła na tym kontuzja tuż przed startem sezonu, która wykluczyła Cię z gry na kilka tygodni..
–Na pewno. Przytrafiła się chyba w najgorszym z możliwych momentów. Cały okres przygotowawczy walczyłem o miejsce w składzie. Wiadomo, że dla zawodnika w moim wieku, w dodatku z kraju który hokejowo nie stoi najwyżej w hierarchii, ciążyła duża presja. Czułem jednak że jestem na dobrej drodze by wywalczyć sobie miejsce. Kurcze, pech chciał, że na jednym z ostatnich treningów ćwiczyliśmy przewagi. Ja zasłaniałem bramkarza. Krążek leciał w moim kierunku, akurat w czułe dla każdego mężczyzny miejsce. Instynktownie zasłoniłem je ręką. Dostałem w dłoń i złamałem palca z przemieszczeniem. Trzy dni później miałem już operacje. Nie obyło się bez drutowania. Sześć tygodni miałem unieruchomiony palec, potem dwa tygodnie rehabilitacji. Wróciłem do gry, ale brakowało rytmu meczowego.
Jak będziesz wspominał te kilka miesięcy spędzone na lodowiskach jednej z najmocniejszych lig w Europie?
– Bardzo fajnie. To był hokej na najwyższym poziomie i sportowym, i organizacyjnym. Nawet gdybym chciał coś na siłę znaleźć, do czego można było się przyczepić to nie jestem w stanie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zawodnik ma zagwarantowane wszystko, ale też wymaga się od niego profesjonalnego podejścia np. w kwestiach przygotowania do sezonu, czy do meczu.
Jesteś lepszym hokeistą niż przed wyjazdem do Finlandii?
–Hmmm, czy ja wiem. W moim wieku to chyba już trudno czegoś się nauczyć, wyzbyć się pewnych nawyków. Na pewno jestem bogatszy o nowe doświadczenie. Zetknąłem się z innym hokejem, tempem gry i szybkością podejmowania decyzji. Tam margines błędu jest bardzo wąski. Jeden błąd jeszcze można popełnić, ale przy drugim już ponosisz jego konsekwencje.
W ostatnim czasie głośno było o lidze fińskiej z racji wymogu – w związku z pandemią korona wirusa– na zawodnikach grania w pleksie zasłaniającej twarz…
–No tak. To był warunek żeby liga wznowiła rozgrywki. Ja zaliczyłem jeden taki występ. Różne są opinie na ten temat. Większość zawodników się śmieje, bo przecież w tych pleksach, na wysokości brody są duże wycięcia, więc z tym bezpieczeństwem nie było tak do końca. Nikt jednak nie protestował. Każdy chciał grać.
Finlandia jako kraj przypadł Ci do gustu?
–Tak. To bardzo poukładany kraj, z ładnym krajobrazem. Bardzo dba się o naturę. Dużo jest jezior, lasów. Jedyny minus to że w jesienno-zimowej porze, dzień jest krótki. Dopiero mniej więcej o godzinie 10 się widno, ale po 15 już zapada zmrok.
Liznąłeś fińskiego języka?
–Tyko podstawowe zwroty: dzień dobry, dziękuję, do widzenia. Za trudny język dla mnie.
Rozmawiał: Maciej Zubek
Komentarze