MŚ IA: Braterski pocałunek śmierci? (WIDEO)
Reprezentacja Polski przegrała arcyważne spotkanie z Węgrami 2:3 i zawisło nad nią widmo spadku do Dywizji IB. Biało-czerwoni muszą teraz z uwagą śledzić mecze pozostałych ekip i modlić się, aby spełnił się jeden z dwóch możliwych scenariuszy.
Gdy nasza druga formacja kończyła swoją zmianę, Zapała zarobił dwuminutowe wykluczenie. Węgrzy zagrali w przewadze i wykorzystali tę szansę. Wynik spotkania otworzył Balázs Sebők, który wykorzystał bierność naszych obrońców i na raty pokonał Odrobnego.
Biało-czerwoni w pierwszej odsłonie prezentował się po prostu słabo. W ich poczynaniach brakowało konsekwencji, dokładności w rozegraniu akcji, ale też zadziorności, która w hokeju jest niezwykle istotna. W opinii wielu była to najgorsza tercja rozegrana w tym turnieju przez nasz zespół
Od 10. minuty przegrywaliśmy już 0:2, bo niezbyt pewną interwencję „Wiedźmina” wykorzystał András Benk, który w zespole ma raczej zadania stricte defensywne. Węgierscy kibice mieli solidne powody do radości.
Ale w drugiej odsłonie gra „Orłów” zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Sygnał do ataku dał Filip Komorski, pokazując, że potrafi odnaleźć się pod bramką rywala. Z kolei w 33. minucie z nadgarstka kąśliwie pociągnął Aron Chmielewski, a strzegący węgierskiej bramki Ádám Vay nie zdążył ze skuteczną interwencją.
– W przerwie powiedzieliśmy sobie kilka mocniejszych słów i to przyniosło efekt – przyznał Komorski.
Dobra passa naszej reprezentacji skończyła się tuż po rozpoczęciu trzeciej odsłony. Kolejny raz pomylił się Przemysław Odrobny, który tym razem nie zdołał zatrzymać uderzenia Jánosa Háriego. Guma przemknęła między parkanami naszego golkipera, odbiła się od jednego z nich i wpadła do bramki.
Polacy mogli jeszcze jeszcze odwrócić losy tego spotkania, ale nie wykorzystali trzech okresów gier w przewadze. Efektu nie przyniósł także manewr z wycofaniem bramkarza i wprowadzeniem do gry dodatkowego napastnika.
Jedno jest już pewne – Polacy za rok nie zagrają w Elicie. W tej chwili priorytetem dla naszego zespołu jest utrzymanie w Dywizji IA. Ale tu nie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.
Przede wszystkim dwie porażki muszą ponieść Słoweńcy, którzy dziś zmierzą się z Kazachstanem, a w sobotę z Włochami.Jest także inny scenariusz. Wiąże się on z dwoma porażkami ekipy znad Morza Kaspijskiego. Podopieczni Gałyma Mambetalijewa musieliby przegrać ze Słowenia, ale też z Polską.
Polska – Węgry 2:3 (0:2, 2:0, 0:1)
0:1 - Balázs Sebők - Vilmos Galló, János Hári (01:04, 5/4),
0:2 - András Benk - Bálint Magosi (09:17),
1:2 - Filip Komorski - Jakub Witecki (25:21),
2:2 - Aron Chmielewski - Mateusz Rompkowski (32:13),
2:3 - János Hári - Balázs Sebők (40:30).
Sędziowali: Jeff Ingram (Kanada), Tripimir Piragić (Chorwacja) – Michael Harrington (Kanada), Ludvig Lundgren (Szwecja).
Minuty karne: 8 (w tym 2 minuty kary technicznej) - 8.
Strzały: 34-36.
Widzów: 7370.
Polska: Odrobny – Ciura, Pociecha; Chmielewski, Kolusz, Kapica – Dronia, Tomasik; Łyszczarczyk, Zapała (2), Malasiński – Górny, Bryk; Urbanowicz, Dziubiński, Łopuski – Wanacki, Rompkowski; Witecki, Neupauer (2), Komorski (2).
Trener: Ted Nolan.
Węgry: Vay – Pozsgai (4), Stipsicz; Sebők, Hári, Erdély – Wehrs, Varga (2); Galló, Bodó, Vas – Gőz, Szirányi; G. Nagy, Sarauer, Kóger – Garát; Benk, K. Nagy (2), Magosi.
Trener: Jarmo Tolvanen.
Radosław Kozłowski. Korespondencja z Budapesztu.
Komentarze