Finał od kuchni
Wielu kibiców oglądających finałowe pojedynki Stanley Cup na ekranach telewizorów, nie widzi często wszystkiego, co dzieje się na lodowisku, jak chociażby zmian, gdzie byli sędziowie w danym momencie, skąd wjechał i gdzie był ustawiony zawodnik, czy dlaczego zaczęła się przepychanka na tafli?
ZAPRASZAMY DO TYPOWANIA MECZÓW FINAŁOWYCH NHL <<TUTAJ>>
Nie widzi także kuluarów tego widowiska, a więc szatni, hali, hotelów, konferencji prasowych, obiadów, czy wywiadów i to tych nieoficjalnych, nie do tzw. publicznej wiadomości.
Obie drużyny, które znalazły się w tegorocznym wielkim finale przeszły bardzo długą drogę w odbudowywaniu swojego imienia i z całym szacunkiem dla Philadelphii Flyers, które przynajmniej w ostatnich dwóch dekadach starało się ściągnąć do siebie nie tylko gwiazdy lodowiska, ale także trenerów, to Chicago Blackhawks, od momentu objęcia władzy w klubie przez "Rocky" Wirtz, zmieniło się w ciągu dwóch lat najbardziej i to na plus.
Pamiętam jak dzisiaj, spotkania na których pojawiało się góra tysiąc widzów i tylko mecze przeciwko odwiecznemu rywalowi Detroit Red Wings, ściągały komplet publiczności, w większości przybyłych z Detroit. Nie było także transmisji telewizyjnych ze spotkań w domu! Kibice odwrócili się kompletnie od Chicago Blackhawks. W 2007 roku liczba sprzedanych wejściówek na cały sezon w United Center wynosiła nieco ponad 3 tysiące.
Dzisiaj, 7 tysięcy osób jest zapisanych na liście czekających na wyżej wspomniane. Blackhawks już w ponad stu spotkaniach miało nadkomplet publiczności (oficjalnie hala może pomieścić 20,500, a przychodzi ponad 22,000 kibiców). Oglądalność telewizyjna meczów chicagowskiego zespołu, tak, tych domowych także, wzrosła z 0.3% do 10.15% lub inaczej z 10 tysięcy do prawie 400 tysięcy i to tylko na terenie aglomeracji"Wietrznego Miasta".
Prezydent klubu John McDonough i jego prawa ręka Jay Blunk rozkręcili komercyjnie biznes do stopnia i tempa jakiego nie widziano od dziesiątków lat. Każdego wieczoru kiedy grają Blackhawks, zysk ze sprzedaży pamiątek klubowych wynosi ponad 140 tysięcy dolarów, a do tego trzeba dodać jedzenie (najtańszy hot dog kosztuje $5.50), picie (napój piwo podobny, bo dla smakoszy piwa nazwanie niektórych marek browarów piwem byłoby obrazą, kosztuje $7.50), bilety (najtańszy $15.00) i parkingi (te oficjalne bliżej stadionu - $20.00). Biznes więc kręci się na całego.
ZAPRASZAMY DO TYPOWANIA MECZÓW FINAŁOWYCH NHL <<TUTAJ>>
Trzeba też oddać to, co należy się zawodnikom, którzy biznes ten rozkręcili swoją znakomitą grą. Wiele osób mówi o zasługach byłego GM - Dale'a Tallon.
Nic bardziej błędnęgo. Błędów, które ten pan popełnił w ostatnim roku, nie będzie można przez wiele lat naprawić.
Przykłady: podpisanie na 8 lat za $64 miliony dolarów starego Briana Campbell (fatalny w pierwszym meczu finałowym występ, w którym grał tylko przez 14 minut), podpisanie na 4 lata Cristobala Huet (średnio $5 milionów na rok), który w swojej karierze miał jeden wyśmienity sezon, a teraz nie może złapać nawet piłki plazowej, podpisanie za 3 miliony za rok Brenta Sopel, któremu żaden klub NHL nie chciał zapłacić więcej niż 1,5 miliona, przegapienie daty do kiedy mógł podpisać za połowę tego co teraz zarabiają takich graczy jak Versteeg, Barker (już jest w Minesocie) czy Byfuglien.
Ktoś może powiedzieć, że w drafcie wybrał Toews'a i Kane'a, ale każdy z nas wybrałby tych samych zawodników. To nie był żaden genialny strzał w dziesiątkę, a na marginesie przypomnę, że gdyby nie naciski z "góry", wymieniona dwójka nadal byłaby w niższej lidze, gdyż pan Tallon uważał, że nie są oni gotowi jeszcze na NHL.
Jeszcze jedno: gdyby Dale Tallon był tak dobry, ani właściciel drużyny i prezydent, nie zwalniali by go z tego stanowiska. Oczywiście obecny GM-Stan Bowman, zrobi wszystko, aby sytuację, szczególnie tę z zarobkami szybko wyklarować i proszę uwierzyć, że podpisanie trójki: Toews, Kane i Keith na wiele lat na pewno nie przeszkodzi.
Co do samych już meczów finałowych pomiędzy Chicago Blackhawks i Philadelphia Flyers odnotować należy super organizację przez NHL tych zawodów. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Ponad 500 dziennikarzy z całego świata ma dostęp do wszystkiego i wszystkich. Każdy dzień począwszy od dnia kiedy poznaliśmy finałową dwójkę, jest zorganizowany perfekcyjnie.
Każdy z nas otrzymuje codziennie e-maile z rozkładem "jazdy", a wszystko zaczyna się od 10 rano i trwa często do późnej nocy. Dojazdy z hotelów do hali, śniadania, obiady i kolacje, wywiady z trenerami i zawodnikami, gotowość do pomocy, po prostu pełny profesjonalizm. Kiedy okazało się, że miejsc w loży prasowej będzie za mało, NHL wykupiło całą sekcję w United Center i Wachovia Center, aby pomieścić wszystkich nas pismaków. Porównuję to, gdyż dotychczasowe mecze play-off organizowały poszczególne kluby i niekiedy wyglądało to tylko ok, dotyczy to także Chicago Blackhawks, którego kierownictwo twierdzi, że nadal się uczy i błędy stara się, także te organizacyjne, poprawiać.
I jeszcze notka dla wszystkich, którzy bawią się w historię hokeja. Tegoroczna walka w finale o Puchar Stanley'a toczy się bez udziału chociażby jednego rosyjskiego hokeisty. Kiedy ostatni raz podobna sytuacja miała miejsce? ... do roboty Panowie.
Specjalnie dla hokej.net z Chicago
Leszek Zuwalski
Komentarze