"Dziki" Madden
Trzykrotny zdobywca Pucharu Stanleya, John Madden został nowym graczem Minnesota Wild.
Klub z St. Paul podpisał z zawodnikiem występującym ostatnio w Chicago Blackhawks roczny kontrakt. Madden, jeden z najlepszych defensywnych napastników ostatniej dekady zdobył w rozgrywkach 2009-10 23 punkty w 79 meczach i wygrał 53 % wznowień, a w drodze po swój trzeci Puchar w karierze dołożył 2 "oczka" w 22 spotkaniach play-offs.
- Rzadko zdarza się, że można dodać do składu trzykrotnego zdobywcę Pucharu Stanleya. John da naszej drużynie wiele na obu końcach tafli, a do tego wniesie swój charakter i mentalność zwycięzcy do szatni - mówi Generalny Menedżer Minnesota Wild, Chuck Fletcher. Jego klub szukał wzmocnienia na pozycji środkowego i przez pewien czas liczył, że da się przekonać Mike'a Modano do powrotu do stanu, w którym ten zaczynał swoją karierę w NHL, ale Modano wybrał Detroit Red Wings.
Pierwszym centrem Wild jest obecnie ich kapitan, Mikko Koivu. Madden jest przymierzany do gry w trzeciej formacji, ale będzie musiał walczyć o swoją pozycję z Pierre-Marcem Bouchardem, Kyle'em Brodziakiem, Mattem Cullenem i Jamesem Sheppardem.
John Madden nigdy nie był draftowany do NHL, ale znalazł w tej lidze swoją niszę, w której zrobił zaskakująco dużą karierę. Dotąd rozegrał 791 spotkań, strzelił 150 goli, zanotował 170 asyst i uzyskał +33 w klasyfikacji +/-. Niemal całą swoją karierę 37-letni gracz spędził w New Jersey Devils, dopiero przed rokiem przeniósł się do Chicago Blackhawks.
W 2000 i 2003 roku był członkiem drużyny "Diabłów", która sięgnęła po Puchar Stanleya, w czerwcu powtórzył ten sukces w barwach "Hawks". To on był pomysłodawcą spędzania przez ekipę z Chicago czasu przed meczami rozgrywanymi u siebie w hotelu podczas play-offs dla zapewnienia uczucia meczu wyjazdowego, co przyniosło ekipie Joela Quenneville'a znakomity skutek. W 2001 roku Madden otrzymał Selke Trophy dla najlepszego defensywnego napastnika NHL. Sam ma na koncie więcej Pucharów Stanleya niż wszyscy pozostali gracze Minnesota Wild razem wzięci.
Komentarze