Finał NHL: Pierwszy gol dla Canucks
Długo trzeba było czekać na pierwszego gola w finale NHL 2011. Hokeiści Vancouver Canucks wybrali dla niego odpowiedni moment, by Boston Bruins nie mieli już szans na odrobienie strat w meczu numer 1.
Na tym etapie rozgrywek doświadczenie jest bardzo cenne. To jedyny w składzie Canucks gracz, który znał smak gry o Puchar Stanleya wcześniej rozstrzygnął więc mecz otwarcia finału. Na 19 sekund przed końcem spotkania Raffi Torres trafił do bramki Tima Thomasa ustalając - jak się okazało - wynik pierwszego finałowego spotkania na 1:0. Dla 29-letniego Torresa to już ósmy występ w meczu finałowym NHL, bowiem w 2006 roku walczył o Puchar Stanleya jako gracz Edmonton Oilers, gdy ci przegrali 3-4 decydującą rywalizację z Carolina Hurricanes.
Torres był jednak wczoraj jedynie ostatnim ogniwem w łańcuchu, który dał jego drużynie zwycięskiego gola. Najważniejszą pracę w decydującej akcji wykonał bowiem Ryan Kesler, który w tercji neutralnej wygrał walkę o krążek z Johnnym Boychukiem, dość szczęśliwie uniknął spalonego, a następnie podał do Jannika Hansena. Pierwszy Duńczyk grający w finale NHL obsłużył zdobywcę gola podaniem, którego zmarnować nie wolno było. Tim Thomas, mimo że rzucił się rozpaczliwie nie był w stanie zapobiec utracie gola. Wcześniej jednak bramkarz Bruins spisywał się fantastycznie i stoczył znakomity pojedynek z Roberto Luongo.
Obaj bramkarze przed rokiem także w hali Rogers Arena, wtedy jeszcze nazywanej inaczej uczestniczyli w innej ważnej rywalizacji finałowej. O ile jednak Luongo stał w bramce reprezentacji Kanady w meczu o "złoto" Igrzysk Olimpijskich, o tyle Thomas spotkanie oglądał z ławki. Wczoraj znów to Kanadyjczyk miał więcej powodów do radości. Broniąc wszystkie 36 strzałów rywali Luongo zanotował trzeci "shutout" w tych play-offach. Thomas, który wcześniej nie dał się pokonać w siódmym meczu finału konferencji z Tampa Bay Lightning tym razem skutecznie interweniował 33 razy. - Zaczynałem się bać, że będziemy grać przez całą noc - żartował po meczu Roberto Luongo. - Wynik mógł być w obie strony, to trochę jak rzut monetą. To był ekscytujący start finału.
Wynik 1:0 jest głównie zasługą znakomitej postawy bramkarzy, a w dwóch przypadkach też słupka i poprzeczki, które ratowały Thomasa po uderzeniach Masona Raymonda i Alexandra Edlera, bowiem pod obiema bramkami działo się więcej, niż może się wydawać patrząc na liczbę goli. Po raz pierwszy od meczu Edmonton Oilers z New York Islanders z 1984 roku w spotkaniu otwierającym finał NHL w dwóch pierwszych tercjach nie było goli, ale okazji obie drużyny stworzyły sobie co niemiara. Zwłaszcza, że w ciągu 40 pierwszych minut sędziowie nałożyli na nie 13 kar, a zespoły miały łącznie 12 okazji do gry w przewadze. Żadna nie została jednak wykorzystana.
Problemy z przewagami są szczególnie wyraźne w drużynie Bruins. W pierwszej rundzie przeciwko Montréal Canadiens udało im się zostać pierwszym w historii NHL zespołem, który wygrał siedmiomeczową serię play-offs bez strzelenia gola w liczebniejszym od rywala składzie i do dziś tego elementu "Niedźwiadki" nie poprawiły. Wczoraj podopieczni Claude'a Juliena zmarnowali 6 okazji do gry w przewadze, w tym jednej czterominutowej i ponad półtorej minuty gry 5 na 3. Choć w tych play-offach tylko San Jose Sharks grali w przewadze dłużej, to Bruins zdobyli w takich sytuacjach zaledwie 5 goli i legitymują się fatalną skutecznością 7,5 %. Wczoraj jednak ich rywale wcale nie byli lepsi marnując dokładnie tyle samo przewag, tyle że to oni mogli się cieszyć ze zwycięstwa.
Mecz z tak dużą w pierwszych dwóch tercjach liczbą kar i bardzo twardą walką na bandach (61 wejść ciałem) nie mógł się skończyć bez urazów. Dan Hamhuis w drugiej tercji po ataku na Milana Lucica doznał kontuzji, z którą udał się do szatni. Trener Alain Vigneault powiedział po meczu, że nie jest to poważny problem. Na zakończenie pierwszej tercji doszło z kolei do przepychanki pomiędzy Alexem Burrowsem a Patrice'em Bergeronem. Ten ostatni twierdzi, że gracz Canucks podczas zamieszania ugryzł go w rękę. - Jeśli tak było, to pokazuje to brak klasy Burrowsa - skomentował trener Bruins, Claude Julien. Jeśli NHL przyzna rację Bergeronowi Burrows może zostać zawieszony.
Jego zespół po pierwszym spotkaniu może czuć się rozbity nie tylko z powodu problemów Bergerona. Bruins pokonali najdłuższy w historii finału NHL dystans między miastami grających w nim drużyn - 4 030 kilometrów tylko po to, by przegrać mecz otwarcia po golu straconym na 19 sekund przed końcem. Szansę by uratować sens swojej podróży będą mieli w sobotę w meczu numer 2, ale historia pokazuje, że od 1947 roku nie zdarzyło się, by zespół, który otworzył finał zwycięstwem do 0 nie zdobył później pucharu. Od wprowadzenia w finale systemu "best-of-seven" z kolei gospodarz wygrywający mecz numer 1 wygrywał później całą serię w 44 na 51 przypadków.
Vancouver Canucks - Boston Bruins 1:0 (0:0, 0:0, 1:0)
1:0 Torres - Hansen - Kesler 59:41
Strzały: 34-36.
Minuty kar: 14-14.
Widzów: 18 860.
Stan rywalizacji: 1-0. Drugi mecz w sobotę w Vancouver.
Komentarze