Przykre urodziny "Pana Hokeja" (VIDEO)
Hokeiści Detroit Red Wings mieli wczoraj sprawić prezent obchodzącemu 85. urodziny Gordie'emu Howe'owi, a skończyło się na klęsce z odwiecznym rywalem, jakiej statystyki nie notowały od ponad 20 lat.
Popularny "Mr. Hockey" był wczoraj w Joe Louis Arena, by obejrzeć mecz Red Wings, w barwach których spędził całą swoją fenomenalną karierę w NHL z największym rywalem, Chicago Blackhawks. Gracze gospodarzy wyjechali na rozgrzewkę w strojach z numerem 9, który Howe nosił w trakcie swojej kariery, ale na tym miłe chwile dla jubilata się skończyły. Nim mecz się na dobre rozkręcił, goście prowadzili już bowiem 3:0 po golach wezwanego z AHL Jeremy'ego Morina, Brandona Saada oraz Dave'a Bollanda. Była wtedy piąta minuta, a wszystkie 3 gole padły w odstępie 99 sekund. Tego trzeciego nie strzelił właściwie Bolland, a czeski obrońca... Red Wings Jakub Kindl, który pod naciskiem Jimmy'ego Hayesa trafił do własnej bramki.
Zagranie Kindla było charakterystyczne dla fatalnie dysponowanych zawodników "Czerwonych Skrzydeł", którym - choć w całym meczu nie otrzymali ani jednej kary i strzelali częściej od swoich rywali - nic się wczoraj nie układało. W drugiej tercji goście strzelili bramkę za bramką jeszcze szybciej, niż w pierwszej. Jonathan Toews podwyższył na 4:0 w 24. minucie, a Saad zaledwie 8 sekund później, tuż po wznowieniu wykorzystał błąd obrony Red Wings i trafił na 5:0. W trzeciej odsłonie ekipa Joela Quenneville'a dołożyła jeszcze dwa trafienia, a gospodarze odpowiedzieli tylko honorowym golem Cory'ego Emmertona na 33 sekundy przed końcem meczu.
Dla Blackhawks, którzy wygrali tylko 2 z ostatnich 5 meczów, dwukrotnie trafił Bolland, a Saad zaliczył wczoraj dwa gole i asystę. - Partnerzy, z którymi gram bardzo mi ufają i to mi pomaga - powiedział 20-letni Saad, który po raz pierwszy strzelił w NHL dwa gole w jednym meczu. - Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale ewidentnie gra mi się ostatnio lepiej niż na początku sezonu. Zwycięstwo pozwoliło "Hawks" umocnić się na prowadzeniu w Konferencji Zachodniej. Drużyna z Chicago ma aktualnie na koncie 55 punktów.
Gordie Howe nie był jedyną dawną gwiazdą Detroit Red Wings, która oglądała wczorajsze spotkanie w Joe Louis Arena. By uhonorować jego urodziny, specjalnie ze Szwecji przyleciał Nicklas Lidström i to właśnie do początków jego kariery trzeba było sięgnąć, by odnaleźć ostatnią równie wysoką porażkę Red Wings z Blackhawks. Zdarzyło się to w październiku 1992 roku, kiedy "Czerwone Skrzydła" z rozgrywającym wówczas swój drugi sezon w NHL szwedzkim obrońcą w składzie uległy swojemu największemu rywalowi 2:8.
Wczoraj trener Mike Babcock był zapewne podobnie niezadowolony, jak ponad 20 lat wcześniej Bryan Murray, który wówczas prowadził drużynę z "Hockeytown". Nie dość, że po rozgrzewce ze składu wypadł z powodu kontuzji pachwiny Henrik Zetterberg, to jeszcze zespół zaprezentował się fatalnie i zajmuje w Konferencji Zachodniej 7. miejsce, tracąc do prowadzących Blackhawks 16 punktów. - W każdej dziedzinie życia odpowiednie przygotowanie i ciężka praca to te elementy, które są potrzebne, by odnieść sukces. My nie byliśmy odpowiednio przygotowani i nie zagraliśmy na odpowiednim poziomie - mówił Babcock. - Czy się tego spodziewałem? Nie i nie mam na to żadnego wytłumaczenia.
Detroit Red Wings - Chicago Blackhawks 1:7 (0:3, 0:2, 1:2)
0:1 Morin 02:33
0:2 Saad - Frolík - Hjalmarsson 03:21
0:3 Bolland 04:12
0:4 Toews - Saad 23:52
0:5 Saad - Hjalmarsson - Toews 24:00
0:6 Bolland - Hayes - Rozsíval 47:55
0:7 Leddy 56:21
1:7 Emmerton - Lashoff - Smith 59:27
Strzały: 34-26.
Minuty kar: 0-4.
Widzów: 20 066.
Columbus Blue Jackets pokonali Anaheim Ducks 2:1 dzięki golowi zdobytemu przez Marka Letestu po dokładnie 4 minutach dogrywki. Wcześniej dla zwycięzców strzelił Derick Brassard, a wyrównał Emerson Etem. W bramce Blue Jackets, którzy dzięki zwycięstwu przesunęli się na dające awans do play-offów 8. miejsce w Konferencji Zachodniej, dobrze spisał się Siergiej Bobrowski. Rosjanin obronił 29 strzałów rywali.
Los Angeles Kings wygrali z Dallas Stars 3:2. Najlepszym graczem meczu wybrano Brada Richardsona, którego pierwszy gol w tym sezonie okazał się być zwycięskim. Co ciekawe, Richardson po raz ostatni trafił do siatki w NHL dokładnie rok wcześniej - 31 marca 2012, kiedy dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w meczu z Minnesota Wild. Pozostałe gole dla mistrzów NHL zdobyli Jeff Carter i Justin Williams. Drużyna z Dallas nie utrudniała wczoraj specjalnie zadania Kings. Na bramkę Jonathana Berniera "Gwiazdy" oddały zaledwie 15 strzałów.
Celnym uderzeniem w dogrywce Rusłan Fedotenko przesądził o zwycięstwie Philadelphia Flyers nad Washington Capitals. Ukrainiec trafił na 5:4 po tym, jak w regulaminowym czasie gry był remis. Dla Flyers, którzy do 53. minuty przegrywali 2:4, a do dogrywki doprowadzili na 10 sekund przed końcem trzeciej tercji, wcześniej bramki strzelali Maxime Talbot, Matt Read, Claude Giroux i Kimmo Timonen. Dwaj ostatni do goli dołożyli wczoraj po dwie asysty, a ich zespół zajmujący w Konferencji Wschodniej 12. pozycję traci do miejsca dającego awans do play-offów 2 punkty. Wczorajszego meczu nie dokończył Talbot, który zjechał z lodu z urazem w drugiej tercji.
Boston Bruins pokonali 2:0 Buffalo Sabres. Po golu i asyście w trzeciej tercji zaliczyli David Krejčí i Nathan Horton, a Anton Chudobin broniąc 26 strzałów uzyskał swój pierwszy "shutout" w barwach ekipy z Bostonu. Bruins mają na koncie 48 punktów i zajmują czwarte miejsce w Konferencji Wschodniej jako najlepszy zespół z tych, które nie prowadzą w żadnej dywizji, ale wyżej nie mają szansy wskoczyć, dopóki nie wyprzedzą Montréal Canadiens. Do swoich wielkich rywali z Quebecu drużyna Claude'a Juliena traci obecnie jeden punkt.
Komentarze