Play-offy NHL: Hawks czy Bolts? - zapowiedź finału
Niemal siedem tygodni zmagań za nami, na polu bitwy zostały już tylko dwie drużyny - Chicago Blackhawks i Tampa Bay Lightning. Ostatni etap batalii o mistrzostwo rozpocznie się w nocy z środy na czwartek. Kto wzniesie nad głowę Puchar Stanleya, a kto będzie musiał pożegnać się z marzeniami?
Za wygraną "Jastrzębi", którą wróżą wszelkie serwisy bukmacherskie przemawia przede wszystkim doświadczenie. O najważniejsze hokejowe trofeum podopieczni Joela Quenneville'a zawalczą po raz trzeci w ostatnich sześciu sezonach. Bolts wręcz przeciwnie, na tym etapie rozgrywek znaleźli się tylko raz, w 2004 roku. Puchar wygrali wtedy w siedmiu spotkaniach, a najlepszym zawodnikiem fazy pucharowej został Brad Richards. Ten sam Richards, który gra teraz w bluzie Blackhawks.
Podczas sezonu zasadniczego drużyny spotkały się tylko dwa razy. W listopadzie hokeiści z "Wietrznego Miasta" wygrali po serii rzutów karnych, zaś pod koniec lutego "Błyskawice" bez problemów ograły Hawks 4:0.
Droga kręta i wyboista
Bolts mieli rozpocząć play-offy "spacerkiem" z Detroit Red Wings. W końcu podopieczni Mike'a Babcocka w końcówce kampanii byli zupełnie bez formy, a pomiędzy słupkami bramki "Skrzydeł" pojawić miał się żółtodziób. Petr Mrázek i spółka wbrew wszystkim opiniom nie poddali się tak łatwo, polegli dopiero po siedmiu meczach.
Po drugiej stronie drabinki ekipa z Illinois poradziła sobie w sześciu starciach z powracającymi do fazy mistrzowskiej po dwóch latach nieobecności Nashville Predators. Bardzo słaby początek play-offów zaliczył Corey Crawford, kanadyjski golkiper musiał ustąpić miejsca zmiennikowi Scottowi Darlingowi. Do łask popularny "Crow" powrócił w szóstym spotkaniu, od tego czasu broni wyśmienicie.
W kolejnej rundzie Hawks w ekspresowym tempie odprawili Minnesotę Wild, a "Błyskawice" zemściły się na Montreal Canadiens za ubiegłoroczną porażkę.
Półfinały były bardzo zacięte. Po raz pierwszy od 2000 roku obu finalistów wyłoniły dopiero mecze numer siedem. Pierwsi awans zapewnili sobie Bolts, którzy po nieco dziwnej serii ograli najlepszą drużynę sezonu zasadniczego - New York Rangers. Mecze naprzemiennie były pogromami lub przypominały hokejowe szachy. Dzień później do finałowej stawki dołączyli podopieczni Joela Quenneville'a, którzy w decydującym starciu pokonali Anaheim Ducks 5:3.
Skład wyjściowy
W kilku aspektach drużyny te są bardzo podobne. Mamy tutaj bramkarzy, którzy mieli problem z powrotem do formy w fazie mistrzowskiej i na początku zawodzili. Mamy wyraźnego lidera defensywy - w przypadku Blackhawks jest to Duncan Keith, a Lightning - Victor Hedman. Oba zespoły grają szybki hokej opierający się na kontrolowaniu krążka. Zawodnicy obu drużyn nierzadko podkreślają, że przede wszystkim liczy się defensywa, dopiero po ustabilizowaniu sytuacji we własnej strefie obronnej można przejść do ataku. Ani "Jastrzębie", ani "Błyskawice" nie przegrały jeszcze żadnego spotkania w tych play-offach, w którym strzelali jako pierwsi.
Na tym podobieństwa jednak się kończą.
Po tym, jak kontuzja wyłączyła z gry Michala Rozsívala sytuacja w szykach obronnych Hawks nieco się skomplikowała. "Coach Q" od początku serii z Ducks grał w głównej mierze czterema defensorami, ostatnia para na lodzie spędzała tylko kilka minut na mecz. Dziennikarze obawiali się, że taki ruch nie wyjdzie ekipie z "Wietrznego Miasta" na dobre, "Wielka Czwórka" będzie zmęczona i zacznie popełniać błędy. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, defensywa "Jastrzębi" grała świetnie.
Czy "Wielka Czwórka" utrzyma jednak zadowalającą formę ścierając się ze Stamkosem i spółką? Dwie pierwsze linie Bolts to prawdziwa maszyna ofensywna, zarówno formacja prowadzona przez kapitana ekipy z Florydy, jak i popularne "Trojaczki" pokazały, że potrafią zajść rywalom za skórę. To, czego brakuje zespołowi z Tampa Bay to głębia składu. 80% punktów, które Lightning zdobyli w poprzednich trzech rundach wpisywano na konto tych dwóch linii.
Zgoła inaczej sprawa ma się w obozie rywali. Ważnymi elementami układanki Quenneville'a są Patrick Sharp, Andrew Shaw i Teuvo Teräväinen, którzy odciążają dwie pierwsze formacje. W zanadrzu Hawks mają jeszcze Bryana Bickella, który w każdym momencie może się przełamać i zagrać na poziomie, do którego przyzwyczajał nas w ostatnich latach oraz Antoine'a Vermette'a sprowadzonego do Chicago w marcu.
Czego możemy się spodziewać?
Wszystkiego. I to dosłownie. Starcie świetnie poukładanej defensywy Blackhawks z nieprzewidywalną ofensywą Bolts zapowiada się naprawdę ciekawie.
Czy Keith i spółka będzie w stanie zatrzymać "Trojaczki"? Czy hokeiści z Florydy przełamią w końcu złą passę Konferencji Wschodniej i po trzech latach nieobecności tytuł mistrza wróci na Wschód? A może Hawks podniosą trofeum nad głowy po raz trzeci w ostatnich sześciu latach? Odpowiedzi na te pytania poznamy już niedługo.
Jedno już teraz jest pewne - dostaniemy sporą dawkę hokeja na najwyższym poziomie.
Komentarze