Play-offy NHL: "Rycerze" bliżej finału (WIDEO)
Zaczęło się kolejnym efektownym "rycerskim" pokazem, a skończyło awanturą na lodzie. Ale po trzecim meczu finału play-offów konferencji zachodniej NHL najważniejsze jest to, że już tylko dwa zwycięstwa dzielą tegorocznych debiutantów od finału Pucharu Stanleya.
Efektowne przedmeczowe ceremonie stały się już w Las Vegas tradycją. Tej nocy polskiego czasu przed meczem nr 3 finału konferencji zachodniej pomiędzy Vegas Golden Knights, a Winnipeg Jets, znany już dobrze kibicom "Złoty Rycerz" swoim mieczem "przeciął" na pół wirtualny odrzutowiec. A później gospodarze wcale nie byli dla gości łaskawsi. Zwycięstwo 4:2 pozwoliło im wyjść na prowadzenie 2-1 w serii.
W nietypowy sposób do historii play-offów przeszedł Jonathan Marchessault. Strzelanie zaczął już w 35. sekundzie meczu, a zakończył ustalając wynik strzałem do pustej bramki na 3 sekundy przed końcem. Stał się tym samym pierwszym w historii ligi graczem, który w jednym meczu play-offów trafił do siatki zarówno w pierwszej, jak i w ostatniej minucie. Drugim ofensywnym bohaterem został James Neal, który w pierwszej tercji oberwał łokciem w twarz od Dustina Byfugliena i musiał się udać do szatni, ale później wrócił do gry i strzelił gola oraz zaliczył asystę. Bramka Neala padła w nietypowych okolicznościach, bo sprezentował mu ją bramkarz gości Connor Hellebuyck. Jeden z najlepszych w tym sezonie na tej pozycji graczy ligi za bramką popełnił fatalny błąd źle wybijając krążek, dzięki czemu Erik Haula podał wprost do Neala, który strzelał już do pustej bramki.
Podczas gdy Hellebuyck pomógł rywalom w odniesieniu zwycięstwa, po drugiej stronie tafli błyszczał Marc-André Fleury. Doświadczony Kanadyjczyk obronił 33 strzały rywali, a popisał się zwłaszcza w 51. minucie dwiema znakomitymi interwencjami po strzałach Marka Scheifele. Obrona pierwszego parkanem sprawiła, że Fleury nie był na swojej pozycji, gdy Scheifele dobijał mając odsłoniętą dużą część bramki. Były mistrz olimpijski rzucił się jednak jak bramkarz piłkarski i obronił drugie uderzenie, które mogło dać gościom wyrównanie. Wcześniej dwukrotnie Scheifele zdołał pokonać Fleury'ego, ale tym razem się nie udało.
Mimo to, z 14 golami właśnie napastnik Jets przewodzi strzeleckiej klasyfikacji play-offów. Wczoraj szczególnej urody było jego pierwsze trafienie, gdy delikatnie dostawiając kij zmienił tor lotu krążka wstrzelonego przez Blake'a Wheelera. "Guma" trafiła jeszcze najlepszego snajpera play-offów w podudzie i wpadła do siatki. Ale już 12 sekund później gospodarze odpowiedzieli po wspomnianym fatalnym błędzie Hellebuycka. Dla Golden Knights trafił jeszcze później Alex Tuch i miejscowi już nie dali się dogonić. Na koniec była jeszcze zespołowa awantura na tafli, po której sędziowie nałożyli na graczy obu drużyn łącznie aż 11 kar mniejszych za nadmierną ostrość w grze.
Po spotkaniu Fleury został wybrany pierwszą gwiazdą meczu. 33-latek odniósł już 72. zwycięstwo w play-offach i samodzielnie zajmuje 9. miejsce w bramkarskiej klasyfikacji wszech czasów pod tym względem. Wczorajsza wygrana pozwoliła mu wyprzedzić w tym rankingu legendarnego Jacquesa Plante'a. Żaden z wciąż występujących w NHL bramkarzy nie ma na koncie tylu zwycięstw w play-offach. - To niesamowite, jak on to robi, i to przez cały sezon - mówi obrońca Golden Knights Luca Sbisa. - W ten sposób wygrał dla nas dużo meczów. Szczególnie jako obrońca cieszę się, że gdy zrobię jakiś błąd, to zawsze jest facet, który może mnie uratować.
Zespół Vegas Golden Knights, który rok temu o tej porze jeszcze nie istniał, jest o dwa zwycięstwa od finału Pucharu Stanleya. Historyczne statystyki pokazują jednak, że na wpadanie w euforię jest za wcześnie. W dziejach play-offów drużyna prowadząca 2-1 przed czwartym meczem u siebie wygrywała serie częściej, ale tylko w 61,6 % przypadków. Ten wskaźnik jest zdecydowanie wyższy na etapie półfinału ligi i wynosi 73,3 %. Co ciekawe jednak, zwykle w takich rywalizacjach mecz numer 4 padał łupem ekipy przegrywającej w całej rywalizacji.
Jets liczą, że tak samo będzie w piątek w T-Mobile Arenie w Las Vegas. Drużyna z Winnipeg po raz pierwszy w tych play-offach przegrała dwa mecze z rzędu i po raz pierwszy przegrywa w serii. Trener Paul Maurice przyznał wczoraj, że po drugiej stronie tafli stoi zespół, który na charakterystyczną szybką grę jego zespołu jako pierwszy w rozgrywkach o Puchar Stanleya potrafi odpowiedzieć grając co najmniej równie szybko. Do tego Golden Knights mają w tych play-offach najwięcej przechwytów, najwięcej ataków ciałem i prawie najwięcej zablokowanych strzałów. - Oni są szybkim zespołem, ale też my sami musimy lepiej rozgrywać krążek i nie oddawać im go za darmo - skomentował trener gości.
Vegas Golden Knights - Winnipeg Jets 4:2 (1:0, 2:1, 1:1)
1:0 Mar hessault - McNabb 00:35
1:1 Scheifele - Wheeler 25:28
2:1 Neal - Haula 25:40
3:1 Tuch - Neal - Schmidt 28:13
3:2 Scheifele - Connor - Wheeler 40:18
4:2 Marchessault - McNabb - Fleury 59:57 (pusta bramka)
Strzały: 30-35.
Minuty kar: 18-22.
Widzów: 18 477.
Stan rywalizacji: 2-1. Czwarty mecz w piątek w Las Vegas.
Komentarze