Play-off NHL: Predators rozbici w pierwszej tercji (WIDEO)
To nie był defensywny zespół Dallas Stars, jaki kibice znają. "Gwiazdy" w pierwszej tercji meczu numer 4 pierwszej rundy play-offów NHL rozbiły Nashville Predators i wyrównały stan serii przed wyjazdem na teren rywali.
Mało kto mógł się spodziewać takiego scenariusza w czwartym spotkaniu play-offów konferencji zachodniej. Znani przede wszystkim ze swojej żelaznej konsekwencji w obronie Stars już w 14. minucie "wygonili" z bramki rywali Pekkę Rinne, strzelając mu w tym czasie cztery gole i właściwie przesądzając o losach spotkania. Fin wpuścił już dwa pierwsze strzały oddane na jego bramkę w przewagach, które funkcjonowały tym razem znakomicie. Wynik podczas trwania kary Mattiasa Ekholma otworzył swoim pierwszym golem w play-offach NHL Roope Hintz, a gdy na ławkę kar trafił Filip Forsberg, to na 2:0 niemal prosto ze wznowienia podwyższył Aleksandr Radułow. Andrew Cogliano w 9. minucie trafił na 3:0, dobijając strzał Blake'a Comeau, a wieczór Rinne między słupkami zakończył precyzyjnym strzałem Mats Zuccarello Aasen, znów w przewadze.
Jeśli chodzi o przewagi, była to całkowita odmiana w porównaniu z tym, co kibice Stars oglądali w poprzednich spotkaniach. Ich ulubieńcy przystąpili do meczu mając na koncie 11 z rzędu zmarnowanych okazji do gry w liczebniejszym składzie, a to spotkanie zakończyli z wykorzystanymi trzema na sześć prób. Po meczu więc szczególnie cieszył się odpowiadający właśnie za grę w przewadze asystent trenera Jima Montgomery'ego, Todd Nelson. - Najbardziej podobało mi się ciągłe zmienianie pozycji przez naszych graczy, co jest bardzo trudne do odczytania przez zespół broniący w osłabieniu - mówił Nelson. - Nasze formacje grające w przewagach poruszały się bardzo płynnie i chłopcy mieli to nastawienie do ataku. W nagrodę dostaliśmy trzy gole.
Gospodarze zakończyli strzelanie w przewagach już w 14. minucie, ale później dorzucać kolejnych bramek w takich sytuacjach nie musieli, bo przy stanie 4:0 trudno było oczekiwać, że Predators jeszcze się podniosą. Hintz dołożył jednak w połowie drugiej odsłony gola na 5:0 w równych składach. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 5:1, bo wynik ustalił trafieniem honorowym w trzeciej odsłonie kapitan gości Roman Josi.
Fani Stars w dwóch poprzednich meczach mogli żałować tego, że ich drużyna nie wykorzystała gier w przewagach, bo oba spotkania przegrała tylko jednym golem i choć jedna wykorzystana taka sytuacja mogłaby zupełnie zmienić sytuację w całej serii. Na przykład gdyby w meczu numer 3 "Gwiazdy" w ważnym momencie po stracie pierwszego gola odpowiedziały wykorzystując półtoraminutową grę 5 na 3. Jako że tak się nie stało, to wynik w serii zmienił się z ich prowadzenia 1-0 na 1-2. Wczoraj jednak udało się wyrównać przed wyjazdem do Nashville na sobotnie piąte spotkanie.
O ile w trzecim meczu bramkarz Stars Ben Bishop popełnił dwa błędy dające gole rywalom i przegrał bramkarski pojedynek z Pekką Rinne, to tym razem sytuacja się odwróciła. Do doświadczonego Fina co prawda trudno było mieć pretensje o któregoś z wpuszczonych goli, ale trener Peter Laviolette musiał go zdjąć po wpuszczeniu 4 z 8 strzałów rywali. Jego miejsce między słupkami zajął rodak Juuse Saros, który zatrzymał 20 z 21 uderzeń. Od finału Pucharu Stanleya w 2017 roku Rinne był zmieniany w meczach play-offów już siedem razy. Mimo wszystko to on stanie w bramce w sobotę - rozwiał po meczu wątpliwości Laviolette. Z kolei Bishop bronił tym razem tak, jak w sezonie zasadniczym, gdy miał najlepszą skuteczność interwencji w lidze. Zatrzymał 34 z 35 strzałów.
Rywalizacja przy stanie 2-2 wraca teraz do Nashville i to wciąż Predators mają przewagę własnej tafli, ale kapitan Josi mówi, że szybko muszą zapomnieć o fatalnym wczorajszym występie. - Wszyscy jesteśmy wściekli i to jest chyba normalne po takim meczu - powiedział Szwajcar. - Ale to są play-offy. Trzeba się temu meczowi przyjrzeć, ale jutro już "wyrzucić go na śmietnik" i patrzeć do przodu.
Dallas Stars - Nashville Predators 5:1 (4:0, 1:0, 0:1)
1:0 Hintz - Klingberg - Seguin 03:42 (w przewadze)
2:0Radułow- Lindell - Dowling04:58 (w przewadze)
3:0 Cogliano - Comeau - Lindell 08:24
4:0 Zuccarello Aasen - Klingberg - Spezza 13:45 (w przewadze)
5:0 Hintz - Klingberg 50:09
5:1 Josi - Johansen - Ellis 48:11
Strzały: 29-35.
Minuty kar: 6-14.
Widzów: 18 532.
Stan rywalizacji: 2-2. Piąty mecz w sobotę w Nashville.
Stan rywalizacji wyrównał także zespół Boston Bruins, który na wyjeździe pokonał Toronto Maple Leafs 6:4. David Pastrňák trafił do bramki "Klonowych Liści" dwukrotnie, Brad Marchand do swojej bramki dorzucił dwie asysty, gola i asystę uzyskał Charlie McAvoy, Zdeno Chára zdobył gola zwycięskiego, a tuż przed końcową syreną strzałem do pustej bramki wynik ustalił Joakim Nordström. 42-letni Chára rozegrał w play-offach NHL 163 mecze, czyli najwięcej ze wszystkich wciąż aktywnych obrońców. Wczorajszy gol był jego 17. w tych rozgrywkach. Jedynym starszym defensorem, który trafił do siatki w spotkaniu Pucharu Stanleya był Chris Chelios. Bruins we wczorajszym meczu wykorzystali obie swoje gry w przewadze. W tych play-offach robią to ze skutecznością 45,5 % - drugą najlepszą ze wszystkich zespołów. Skuteczniejsi są tylko Columbus Blue Jackets. Rywalizacja wraca teraz do Bostonu, gdzie w piątek odbędzie się spotkanie numer 5. Obie drużyny grały ze sobą w pierwszej rundzie play-offów także przed rokiem. Wówczas po czterech meczach "Niedźwiedzie" prowadziły już 3-1. Maple Leafs zdołali wyrównać na 3-3, ale siódme spotkanie wygrała ekipa z Bostonu.
Toronto Maple Leafs - Boston Bruins 4:6 (1:2, 1:2, 2:2)
0:1 McAvoy - Coyle - Grzelcyk 03:03 (w przewadze)
0:2 Marchand - McAvoy - Heinen 06:38
1:2 Hyman - Rielly - Tavares 17:55
2:2 Matthews - Johnsson - Hainsey 21:07
2:3 Pastrňák - Marchand - Bergeron 23:16
2:4 Pastrňák - Marchand 24:51
2:5 Chára 45:39
3:5 Matthews - Marner - Rielly 51:52 (w przewadze)
4:5 Dermott - Gardiner - Brown 53:27
4:6 Nordström - Krejčí 59:58 (pusta bramka)
Strzały: 42-31.
Minuty kar: 4-6.
Widzów: 19 638.
Stan rywalizacji: 2-2. Piąty mecz w nocy z piątku na sobotę w Bostonie.
O krok od sensacji jest drużyna Colorado Avalanche, która tej nocy po dogrywce pokonała w meczu numer 4 Calgary Flames 3:2 i w całej serii prowadzi już 3-1 przed powrotem rywalizacji do Calgary. Mikko Rantanen strzelił dla "Lawiny" zwycięskiego gola w 71. minucie spotkania, a wcześniej doprowadził do dogrywki zdobywając bramkę w przewadze w 58. minucie. Avalanche jeszcze w trzeciej tercji przegrywali 0:2. Przed dwoma trafieniami Rantanena na listę strzelców wpisał się J.T. Compher. Rantanen swojego zwycięskiego gola strzelił 22 sekundy po obronieniu jego zespół osłabienia w wyniku kary Iana Cole'a. 35 strzałów gości zatrzymał bramkarz "Avs" Philipp Grubauer. Niemiec broni w play-offach ze skutecznością 93,3 %. Jego drużyna jako ostatnia w konferencji zachodniej awansowała do rozgrywek o Puchar Stanleya. Z kolei Flames mieli w sezonie zasadniczym drugi najlepszy dorobek punktowy w NHL, tylko za Tampa Bay Lightning. Teraz są już blisko podzielenia losu "Błyskawicy" i odpadnięcia w pierwszej rundzie. W historii NHL zespół tak jak Avalanche zaczynający serię na wyjeździe i prowadzący 3-1 wygrał 88,2 % serii. W pierwszej rundzie ten wynik wygląda nieco gorzej i wynosi 78 %.
Colorado Avalanche - Calgary Flames 3:2 (0:0, 0:1, 2:1, 1:0)
0:1 Lindholm - Giordano 23:25 (w przewadze)
0:2 Ryan - Välimäki - Tkachuk 46:58
1:2 Compher - Calvert Niego 48:10
2:2 Rantanen - MacKinnon - Barrie 57:10 (w przewadze)
3:2 Rantanen - Söderberg - Landeskog 70:23
Strzały: 52-37.
Minuty kar: 8-10.
Widzów: 18 102.
Stan rywalizacji: 3-1. Piąty mecz w nocy z piątku na sobotę w Calgary.
Komentarze