Kontuzja Vanka i porażka Sabres
Hokeiści Buffalo Sabres po raz pierwszy w sezonie przegrali mecz w którym prowadzili po dwóch tercjach. Wciąż jednak nie wiadomo, czy strata przewagi własnego lodu w rywalizacji z Boston Bruins jest jedyną poniesioną wczoraj przez "Szable".
Sabres w sezonie zasadniczym 30 razy prowadzili po dwóch tercjach i za każdym razem udawało im się zapisać na swoje konto 2 punkty. Wygrali w takiej sytuacji również mecz numer 1 pierwszej rundy play-off z Boston Bruins, ale kiedyś ta passa musiała się skończyć. Trzy gole stracone wczoraj w trzeciej tercji kosztowały zespół Lindy'ego Ruffa zwycięstwo i stratę przewagi własnej tafli w serii. Nie ulega wątpliwości, że za utrzymywanie prowadzenia w tak wielu meczach w dużym stopniu odpowiadał rozgrywający sezon życia Ryan Miller. Stąd także wczoraj Bruins do wygrania potrzebowali jego słabszej dyspozycji. W trzeciej tercji amerykański bramkarz wpuścił dwa z siedmiu strzałów rywali.
Miller w 46. minucie przecenił swoje szanse na przecięcie podania Andrew Ference'a do Michaela Rydera i umożliwił temu ostatniemu zdobycie gola na 3:3. Później prowadzenie dał Bruins Zdeno Chára, a w ostatniej minucie już do pustej bramki trafił Mark Recchi. Zanim jednak to wszystko się stało kibice Sabres mieli jeszcze jeden powód do zmartwień. W pierwszej tercji Thomas Vanek w dobrej sytuacji został uderzony kijem w kolano przez Johnny'ego Boychuka, a później wpadł z impetem w bandę i musiał opuścić taflę. Austriak nie wrócił do gry i nie wiadomo, czy będzie w stanie zagrać w meczu numer 3. Vanek wyraźnie miał problem nie z prawą nogą w którą uderzył go Boychuk, a z lewą, którą trafił w bandę, ale zawodnik Bruins i tak miał dużo szczęścia, że sam nie został odesłany do szatni.
Sędzia Paul Devorski zupełnie zresztą się w tej sytuacji pogubił, bo nałożył na gracza Bruins karę za zahaczanie, którego nie było, a nie uderzanie, które faktycznie miało miejsce już po podniesieniu ręki przez arbitra. Tak czy inaczej choć Lindy Ruff stwierdził, że oczekuje iż Vanek poleci z drużyną do Bostonu nie wiadomo, czy najlepszy strzelec Sabres z sezonu zasadniczego wspomoże zespół. Kontuzja Vanka miała miejsce przy stanie 2:0 dla gospodarzy i w pewnym sensie była punktem zwrotnym meczu. Wypowiedź Ruffa po spotkaniu może być potraktowana zarówno jako wyraz nadziei na dobrą grę zespołu w kolejnych meczach niezależnie od składu, jak i jako krytyka wczorajszego występu Sabres.
- To są play-offy i zawsze, kiedy kluczowy zawodnik wypada inni muszą podnieść poziom swojej gry - mówi trener drużyny z Buffalo. - Nie umiem do końca tego wytłumaczyć, ale czasem niestety taki uraz działa na drużynę, jak rozczarowanie i tak było w tym meczu. Fanów Sabres bolał wczoraj także fakt, że dwa gole zdobył wygwizdywany niemal w każdej hali NHL, ale chyba nigdzie tak głośno, jak w Buffalo Zdeno Chára. W meczu numer 1 Słowak miał kilka starć z Patrickiem Kaletą, ale wczoraj jeszcze mocniej dał się we znaki kibicom "Szabel". Całą zasługę za zwycięskiego gola obrońca "Niedźwiadków" przypisał jednak komu innemu. - David Krejčí świetnie zasłonił Millera - mówił Chára. - To nie był mocny strzał, ale bramkarz w ogóle go nie widział.
Buffalo Sabres - Boston Bruins 3:5 (2:0, 1:2, 0:3)
1:0 Myers - Tallinder - Vanek 02:55
2:0 Ellis - Kaleta - Torres 12:00
2:1 Ryder - Sobotka - Wheeler 22:35
2:2 Chára - Bergeron - Boychuk 29:54
3:2 Pominville - Ennis 36:41
3:3 Ryder - Ference - Wheeler 45:23
3:4 Chára - Šatan - Krejčí 47:23
3:5 Recchi 59:40 EN
Strzały: 29-31.
Minuty kar: 4-8.
Widzów: 18 690.
Stan rywalizacji: 1-1. Trzeci mecz w poniedziałek w Bostonie.
Remis w serii udało się także uzyskać Washington Capitals. Najlepszy zespół sezonu zasadniczego nie spodziewał się chyba, że będzie miał z Montréal Canadiens takie problemy. Po porażce w meczu numer 1 "Stołeczni" wczoraj wygrali 6:5 dopiero po dogrywce. Spotkanie przerodziło się w strzelecki pojedynek Nicklasa Bäckströma z Andriejem Kosticynem przypominający taką samą rywalizację Aleksandra Owieczkina i Sidneya Crosby'ego z meczu numer 2 ubiegłorocznego półfinału Konferencji Wschodniej. I Bäckström i Kosticyn zanotowali hat tricki do których dołożyli po asyście, ale to Szwed w 31. sekundzie dogrywki przesądził o wyniku. Do dodatkowego czasu gry doprowadził gol Johna Carlsona, a Aleksander Owieczkin, który zawiódł w pierwszym meczu zdobył gola i trzy razy asystował.
Washington Capitals - Montréal Canadiens 6:5 (1:2, 1:2, 3:1, 1:0)
0:1 Gionta - Gomez 01:00
0:2 A. Kosticyn 07:58
1:2 Fehr - Fleischmann 10:21
1:3 A. Kosticyn - Cammalleri - Plekanec 31:06
1:4 A. Kosticyn - Špaček - Cammalleri 37:44 PP
2:4 Bäckström - Corvo - Owieczkin 38:23
3:4 Owieczkin - Bradley - Carlson 42:56
4:4 Bäckström - Owieczkin - Schultz 49:47
4:5 Plekanec - Cammalleri - A. Kosticyn 54:54
5:5 Carlson - Bäckström - Owieczkin 58:39
6:5 Bäckström - Knuble - Poti 60:31
Strzały: 37-24.
Minuty kar: 11-11.
Widzów: 18 377.
Stan rywalizacji: 1-1. Trzeci mecz w poniedziałek w Montréalu.
Z siedmiu serii w których już rozegrano mecze nr 2 we wszystkich jest remis 1-1. Także w rywalizacji Vancouver Canucks z Los Angeles Kings. Kilka godzin po tym, jak Słoweńcy pokonali na Mistrzostwach Świata Dywizji I w Lublanie Polaków najsłynniejszy hokeista z kraju Triglava był bohaterem znacznie ważniejszego meczu. Anže Kopitar w 8. minucie dogrywki dał Los Angeles Kings zwycięstwo 3:2 i przejęcie przewagi swojej tafli. 22-letni Słoweniec, dla którego był to pierwszy gol w fazie play-off NHL asystował także przy bramce Wayne'a Simmondsa. "Królowie" podnieśli się mimo że przegrywali już 0:2, a wyrównać udało im się dzięki dwóm golom w odstępie zaledwie 35 sekund. Teraz rywalizacja przeniesie się do Staples Center, gdzie ostatni mecz play-off odbył się 27 kwietnia 2002 roku.
Vancouver Canucks - Los Angeles Kings 2:3 (2:0, 0:2, 0:0, 0:1)
1:0 Bernier - Kesler - Wellwood 07:33 PP
2:0 Samuelsson - Demitra - Kesler 09:49
2:1 Modin - Johnson - Brown 30:58 PP
2:2 Simmonds - Kopitar 31:33
2:3 Kopitar - Doughty - Johnson 67:28 PP
Strzały: 26-32.
Minuty kar: 14-8.
Widzów: 18 810.
Stan rywalizacji: 1-1. Trzeci mecz w poniedziałek w Los Angeles.
Komentarze