Fatalna passa Blackhawks trwa
Hokeiści Chicago Blackhawks na razie jeszcze nie muszą się obawiać o utratę miejsca dającego prawo gry w play-offach NHL, ale siódma porażka z rzędu z pewnością nie poprawi nastrojów w szatni.
Blackhawks przegrali wczoraj w San Jose z Sharks 3:5. Była to ich siódma kolejna przegrana i dziewiąta z rzędu porażka na wyjeździe. "Rekiny" obejmowały najpierw prowadzenie 2:0, a później 3:2, ale w obu przypadkach goście potrafili wyrównać. Nie udało im się jednak za trzecim razem. Benn Ferriero w 46. minucie pokonał Coreya Crawforda dając swojej drużynie prowadzenie 4:3, a później Jamie McGinn podczas gry w przewadze ustalił wynik spotkania. Dla Sharks trafiali także Justin Braun, Dan Boyle i Joe Thornton. Blackhawks na własnej skórze boleśnie przekonali się, co znaczy umiejętność wykorzystywania przewag. Zespół Joela Quenneville'a nie zamienił na gola żadnej ze swoich trzech, a w ostatnich 7 przegranych meczach ma w tym elemencie tragiczną skuteczność 5,6 % (1 na 18).
- Mamy teraz trudny okres, więc chcielibyśmy, żeby chociaż przewagi pozwoliły nam go przetrwać - mówił wczoraj Quenneville. - Nie może być tak, że w takich momentach tracimy inicjatywę. Sharks byli za to wczoraj w przewagach bardzo skuteczni. Podczas gdy zespół z Kalifornii grał w liczniejszym składzie padały bramki Brauna, Boyle'a i McGinna. Podopieczni Todda McLellana zamienili więc na gole 3 ze swoich 5 przewag. Pod względem skuteczności w tym elemencie zajmują w NHL czwarte miejsce. Wczoraj w odniesieniu zwycięstwa pomogła im też dobra dyspozycja Anttiego Niemiego w bramce. Fin, który z Blackhawks zdobywał Puchar Stanleya 2010, zatrzymując po drodze właśnie Sharks, obronił 30 z 33 strzałów.
Przed wczorajszym spotkaniem mówiło się, że dla obu drużyn jest to mecz na przełamanie, choć dwóch kolejnych porażek "Rekinów" nie dało się porównać z długą serią ich rywali. - Mimo wszystko, to zwycięstwo pozwoli nam poczuć się trochę lepiej - powiedział po meczu trener McLellan. - Wiemy jednak, że przed nami bardzo trudne zadanie. To dla tego zespołu spore wyzwanie. Drużyna z San Jose co prawda ma na razie tylko o jeden punkt więcej od Blackhawks, ale zajmuje w Konferencji Zachodniej trzecie miejsce, bo pewnie prowadzi w Dywizji Pacyfiku. Jej wczorajszemu rywalowi 65 punktów daje szóste miejsce na Zachodzie, z przewagę 6 "oczek"nad Dallas Stars zajmującymi 9. pozycję.
Oprócz gry w przewadze, problemem ekipy Quenneville'a jest postawa obronna, w tym dyspozycja bramkarzy. Napastnikom długo udawało się przykryć słabszą grę obrony i Coreya Crawforda oraz Raya Emery'ego, ale w ostatnich tygodniach wszystko się zmieniło. Nie jest tajemnicą, że przed zamknięciem okresu wymian klub będzie szukał dobrego obrońcy. Trudno się dziwić, bo Blackhawks stracili już w tym sezonie 168 goli. W całej Konferencji Zachodniej tylko najsłabsi w lidze Columbus Blue Jackets są pod tym względem gorsi. Zespół z "Wietrznego Miasta" jest jedynym w NHL, który jeszcze w tym sezonie nie wygrał do zera. Quenneville i jego drużyna przegrali wszystkie 5 dotychczasowych meczów trwającej serii wyjazdowej, ale do jej zakończenia pozostały im jeszcze 4 spotkania.
San Jose Sharks - Chicago Blackhawks 5:3 (2:0, 1:2, 2:1)
1:0 Braun - Couture - Burns 01:58 PP
2:0 Boyle - Couture - Braun 11:36 PP
2:1 Krüger - Leddy - Sharp 26:55
2:2 Krüger - Seabrook - Sharp 29:55
3:2 Thornton - Pavelski 35:43
3:3 Bickell - Bolland - Lepistö 42:15
4:3 Ferriero - Winchester - Burns 45:40
5:3 McGinn - Clowe - Burns 54:04 PP
Strzały: 33-27.
Minuty kar: 20-26.
Wznowienia: 34-30.
Ataki ciałem: 25-18.
Widzów: 17 562.
Dallas Stars nie wykorzystali szansy awansu na 8. miejsce na Wschodzie i przegrali po rzutach karnych z Buffalo Sabres 2:3, choć do 46. minuty prowadzili 2:0. Zwycięskiego karnego wykorzystał Nathan Gerbe, a wcześniej dla Sabres trafiali z gry Thomas Vanek i Derek Roy. Ten ostatni wyrównał na 39 sekund przed końcem trzeciej tercji. Podopieczni Lindy'ego Ruffa zajmują 11. miejsce w Konferencji Wschodniej, a do pozycji dającej awans do play-offów tracą 8 punktów. Stars nie wygrali w Buffalo w sezonie zasadniczym od 1997 roku. Ostatnie wyjazdowe zwycięstwo z Sabres odnieśli w szóstym meczu finału sezonu 1998-99, który po trzech dogrywkach dał im Puchar Stanleya.
Dziewiętnasty z rzędu mecz u siebie wygrała ekipa Detroit Red Wings, która po rzutach karnych pokonała 2:1 Anaheim Ducks. Karne wykorzystali Pawieł Daciuk i Todd Bertuzzi, a z gry dla "Czerwonych Skrzydeł" trafił Justin Abdelkader. Red Wings w tym sezonie wygrali 7 z 8 serii karnych, a Bertuzzi wykorzystał 4 z 6 swoich okazji. W całej karierze 37-letni napastnik ma znacznie słabszą skuteczność 38,5 %. Zespół Mike'a Babcocka ma na koncie już 76 punktów i prowadzi w ligowej tabeli. Jeśli w niedzielę pokona w Joe Louis Arena Philadelphia Flyers, wyrówna rekord wszech czasów pod względem liczby kolejnych zwycięstw u siebie. Po 20 razy z rzędu wygrywali dotąd Boston Bruins w sezonie 1929-30 i właśnie Flyers w 1975-76. Tomas Holmström rozegrał wczoraj swój tysięczny mecz w NHL.
Celny strzał Ryana O'Reilly'ego na dwie sekundy przed końcem dogrywki dał Colorado Avalanche zwycięstwo 4:3 nad Carolina Hurricanes. Paul Stastny zaliczył gola i asystę, dla "Avs" trafili też Gabriel Landeskog i Milan Hejduk, a Jean-Sébastien Giguère obronił 39 strzałów. Drużyna z Denver po zwycięstwie awansowała na drugie miejsce w Dywizji Północno-zachodniej, ale w Konferencji Zachodniej jest dziesiąta. Do dającego awans do play-offów ósmego miejsca podopieczni Joe Sacco tracą jednak tylko punkt. Najsłabsi w Konferencji Wschodniej Hurricanes przegrali, mimo że w całym meczu nie otrzymali ani jednej kary.
WYNIKI
TABELE
Komentarze