Koncert gry bramkarzy we wczorajszych spotkaniach (WIDEO)
Zaledwie sześć bramek mogli oglądać kibice NHL w trzech wczorajszych spotkaniach, z czego aż pięć padło w Los Angeles. Winą za taki stan rzeczy można obarczyć bramkarzy drużyn z Pittsburgha, Colorado, Detroit oraz San Jose. Aż trzech z nich zachowało czyste konto.
W Staples Center miejscowi Kings podejmowali Calgary Flames. O pierwszej tercji wszyscy kibice chcieliby chyba jak najszybciej zapomnieć, bowiem toczyła się w iście ślimaczym tempie. Na niemrawe próby ataku gospodarzy, goście odpowiadali nieudolnymi kontrami, co zaowocowało jedynie czterema strzałami Flames i ośmioma Kings. W 19 minucie spotkania podopieczni Darryla Suttera w końcu zdołali przełamać strzelecką niemoc. Podczas gry w przewadze, podanie Dustina Browna wykorzystał Drew Doughty umieszczając krążek pod poprzeczką bramki strzeżonej przez Karriego Ramo.
Druga tercja mogła zacząć się wybornie dla Kings, którzy już w pierwszych sekundach zagrozili bramce gości. Przed bramką znalazł się Anże Kopitar, jednak nie zdołał pokonać Quicka. Co nie udało się gospodarzom, powiodło się kilka minut później Flames. Krążek, po ładnym wejściu ciałem Matta Greene dość przypadkowo trafił do Hudlera. 29-letni Czech podał do Cammalleriego, który kiksując dość przypadkowo pokonał bramkarza Kings. W 29. minucie doskonałą okazję do objęcia prowadzenia mieli zawodnicy z Los Angeles. Błąd w ustawieniu obrońców wykorzystał Justin Williams, który znalazł się sam na sam z Ramo. Górą z tego pojedynku wyszedł jednak Fin.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Dwie minuty później, podczas gry w przewadze ładnie rozegrany atak bramką zakończył Sean Monahan. Było to już trafienie numer sześć debiutującego w tym sezonie 19-latka. 3,5 minuty przed końcem tercji, grający w osłabieniu Kings doprowadzili do wyrównania. Przy biernej postawie obrońców Flames, szybką kontrę i podanie Richardsa na bramkę zamienił Jeff Carter.
Trzecia odsłona była powtórką z części pierwszej, na lodzie wiało nudą. Bliżsi objęcia prowadzenia byli Kings, jednak dobrze w bramce spisywał się Ramo. Gdy wydawało się, że o meczu rozstrzygnie dogrywka, 30 sekund przed końcem spotkania krążek trafił do stojącego przed linią niebieską Brodiego, który mocnym strzałem przy słupku pokonał Quicka. Gospodarze nie zdołali odrobić strat i musieli uznać wyższość ekipy z Calgary.
Calgary Flames - Los Angeles Kings 3:2 (0:1, 2:1, 1:0)
19 min. Doughty, 37 min. Carter – 23 min. Cammalleri, 34 min. Monahan, 60 min. Brodie
Z pozostałych aren:
Podejmujący na własnym lodzie Penguins nie zdołali sforsować zapory jaką w tym meczu stanowił Jean-Sebastien Giguere. Po bramce Gabriela Landeskoga, Avalanche wywieźli z Pittsburgha skromne, lecz niezwykle cenne zwycięstwo, a Giguere zanotował drugi shutout w swoim trzecim występie.
Do niecodziennej sytuacji doszło w Detroit, gdzie kibice nie doczekali się bramek, co jest sytuacją nadzwyczaj rzadką. Przez sześćdziesiąt minut na tablicy widniał wynik 0:0. Stan ten nie zmienił się również podczas pięciominutowej dogrywki i o zwycięstwie zadecydowały rzuty karne. Jedyną bramkę zdobył Logan Couture i jego San Jose Sharks mogli cieszyć się z 2-punktowej zdobyczy.
Komentarze