NHL: Sroga porażka „Lotników”
Nie rozczarował się ten, kto postanowił poświęcić cześć nocy i obejrzeć na żywo mecz pomiędzy Philadelphia Flyers i Chicago Blackhawks. Zobaczył on 60 minut pełnych walki, 9 bramek i bolesna porażkę Flyers, którzy przegrali 2:7.
Nie tak wyobrażał sobie powrót na „stare śmieci” bramkarz „Lotników” Ray Emery. Miał być to jego powrót do Chicago, gdzie w zeszłym sezonie odegrał niebagatelna rolę w uzyskaniu tytułu mistrzowskiego. Jednak całą radość powrotu odebrała mu ofensywa Blackhawks. Co prawda mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla gości, gdyż po upływie pierwszych 20 minut goście prowadzili 1:0, a to dzięki bramce, którą zdobył Jakub Voracek. Jednak druga tercja całkowicie należała do gospodarzy. Niecałą minutę nowej odsłony spotkania potrzebowali zawodnicy Chicago by dorowadzić do remisu. Szczęśliwym zdobywcą gola był Duncan Keith, dla którego było to drugie trafienie od początku sezonu. Nie minęła więcej niż minuta, a kibice gości znowu mieli powodu do radości. Tym razem dał im je Andrew Shaw, który objeżdżając bramkę zdołał wcisnąć krążek pomiędzy Emery’ego a słupek. Mimo, że hokeiści gości nie zamierzali tanio sprzedać skóry i co rusz odgryzali się, nie potrafili pokonać bramkarza Chicago. Tymczasem zawodnicy z Indianinem na koszulce nie mieli tego typu kłopotów i po raz kolejny kibice gości usłyszeli syrenę ogłaszająca bramkę. Stało się to dzięki bramce, którą w osłabieniu zdobył Michal Handzus, dając tym samym swojemu zespołowi w miarę bezpieczne prowadzenie. O tym, że mecz ciągle trwa i nie należy lekceważyć przeciwnika przypomniał wszystkim minutę później napastnik Philadelphii Steve Downie pokonując dobrze spisującego się w bramce gości Antti Raante. Pechowo dla gości kolejne gole padały już tylko do ich bramki. Do końca tej tercji na listę strzelców wpisali się jeszcze Kris Versteeg oraz Jonathan Toews. Trzecia tercja była wyrównana, zawodnicy Flyers nie zamierzali się poddawać, jednak szczęście było po stronie ich przeciwników. Nieco ponad minutę po rozpoczęciu ostatniej tercji bramkę na 6:2 zdobył Brent Seabrook, a ostatecznie wynik meczu ustalił celnym strzałem Patrick Sharp.A wspomniany wcześniej Ray Emery nie doczekał do końca spotkania. W 41. minucie pomiędzy słupkami zastąpiony został przez Steva Masona.
Philadelphia Flyers – Chicago Blackhawks 2:7 (1:0, 1:5, 0:2)
1:0 Jakub Voracek - Kimmo Timonen, Claude Giroux 5/4 (12:31)
1:1 Duncan Keith - Patrick Sharp, Patrick Kane 5/4 (20:43)
1:2 Andrew Shaw - Brandon Bollig, Johnny Oduya (21:22)
1:3 Michal Handzus - Marcus Kruger 4/5 (25:27)
2:3 Steve Downie - Brayden Schenn, Mark Streit 5/4 (26:11)
2:4 Kris Versteeg - Brandon Saad, Marian Hossa (29:44)
2:5 Jonathan Toews - Patrick Sharp, Marian Hossa (35:15)
2:6 Brent Seabrook - Michal Handzus, Kris Versteeg (41:05)
2:7 Patrick Sharp - Patrick Kane, Marian Hossa 5/4 (49:33)
W drugim z nocnych spotkań Los Angeles Kings pokonało Toronto Maple Leafs 3:1. Pierwszą bramkę meczu zdobył w 10. minucie pierwszej tercji obrońca Kings Drew Doughty. Długo, bo aż do połowy drugiej tercji przyszło czekać kibicom aby ujrzeć kolejna bramkę. Jej autorem został tez obrońca, tyle że Toronto, Cody Franson. Remis przełamany został dopiero w ostatniej części spotkania, gdy do bramki bronionej przez Jonathana Berniera trafili kolejno Jeff Carter oraz Kyle Clifford. Kolejne bardzo dobre spotkanie rozegrał bramkarz Los Angeles Martin Jones, który obronił 38 strzałów na swoją bramkę. Wartym odnotowania jest również fakt, że po raz pierwszy od odniesienia kontuzji pachwiny w listopadzie, na lód wyszedł napastnik Toronto Joffrey Lupul.
Trzecie i ostatnie spotkanie toczyło się pomiędzy Anaheim Ducks a Minnesota Wild. Gracze Minnesoty podbudowani po niedzielnym zwycięstwie nad San Jose Sharks od początku nie zamierzali składać broni przez wyżej notowanym przeciwnikiem. Co więcej, po pierwszej tercji widać było, że zamierzają sprawić niespodziankę. Jednak pierwsze 20 minut, pomimo wysiłków z obu stron, zakończyło się bezbramkowo. O ile w pierwszej części meczu gra była wyrównana i obie części lodowiska były równo zjeżdżone, to druga tercja należała już do graczy z Anaheim. Oddali dwa razy tyle strzałów co ich przeciwnicy, co zaowocowało dwoma golami, których autorami zostali: Alex Grant i Correy Perry. Gracze Wild, jeśli chcieli myśleć o zwycięstwie musieli się więc zabrać się ostro do roboty podczas ostatnich 20 minut. Trzecią tercję zaczęli obiecująco: Jason Pomniville znalazł się w dobrym miejscu o dobrym czasie i celnie dobił krążek, tym samym dając swojemu zespołowi nadzieję na remis. Jednak widać było, że gra obu zespołów nieco przysiadła, a zarówno broniący między słupkami Ducks Jonas Hiller, jak i stojący po przeciwnej stronie lodowiska Josh Harding nie mieli wiele do roboty. Skutkiem tego az do końcowej syreny wynik nie uległ zmianie i kolejnym zwycięstwem na swoim lodowisku mogli cieszyć się zawodnicy “Kaczorów”.
Komentarze