NHL: Play-offy nie dla Kanady
Żadna z kanadyjskich drużyn nie zakwalifikowała się do fazy mistrzowskiej. Zdarzyło się to po raz drugi w historii północnoamerykańskiej ligi, do tej samej sytuacji doszło w 1970 roku.
Początek sezonu należał do hokeistów Montreal Canadiens. Ekipa z Quebec radziła sobie wyśmienicie i nikt nie przeczuwał nadchodzącej katastrofy. Pod koniec listopada kontuzji nabawił się Carey Price, pierwszy bramkarz zespołu i najmocniejszy atut Habs. Zastępujący go debiutant Mike Condon na początku radził sobie dobrze, ale ostatecznie okazało się, że nie jest gotowy na wzięcie tego ciężaru na swoje barki. Nie pomagała słaba postawa ofensywy i defensywy Canadiens.
Wcześniej wyśrubowana przewaga punktowa zaczęła stopniowo topnieć. Miejsce na szczycie Dywizji Atlantyckiej zespół z Montrealu stracił tuż po Sylwestrze, a z pierwszą ósemką podopieczni Michela Therriena pożegnali się pod koniec miesiąca. Nie zdołali wybrnąć z tej fatalnej sytuacji i spadali w tabeli coraz niżej.
Realne szanse na awans do fazy mistrzowskiej na początku roku kalendarzowego mieli jeszcze hokeiści Vancouver Canucks. Ekipa z Kolumbii Brytyjskiej na przełomie stycznia i lutego była bardzo blisko pozycji z „dziką kartą”, ale w marcu zaprzepaściła wszystko. W ostatnim miesiącu „Orki” triumfowały zaledwie cztery razy, odnotowały serię dziewięciu porażek z rzędu.
Ostatnią kanadyjską ekipą, która została wyeliminowana z wyścigu o miejsca premiowane awansem do fazy pucharowej, byli Ottawa Senators. Drużyna ze stolicy Kanady, która w ubiegłym roku po fenomenalnej końcówce kampanii rzutem na taśmę zakwalifikowała się do play-offów, nie powtórzyła wyczynu sprzed roku.
Na fazę mistrzowską nie liczyli z pewnością kibice Edmonton Oilers i Toronto Maple Leafs, zespołów, które są w trakcie przebudowy. Może minąć kilka lat zanim hokeistów któregoś z tych drużyn zobaczymy w maju na lodzie, a nie na polu golfowym. Calgary Flames nie zdołali powtórzyć sukcesu z ubiegłego sezonu, podobnie zresztą Winnipeg Jets, którzy w tym roku powalczą o numer jeden tegorocznego draftu.
- To duża część naszej kultury- mówił defensor „Płomieni”, Mark Giordano. - To rozczarowujące, Kanada nie będzie miała żadnej drużyny, która by ją reprezentowała. Wciąż, w play-offach pojawi się wielu świetnych kanadyjskich zawodników grających w amerykańskich zespołach, myślę, że fani będą mieli się czym emocjonować i z czego cieszyć.
Na to kibice amerykańskich ekip czekali przez ostatnie 46 lat. To już pewne, Puchar Stanleya zostaje w Stanach Zjednoczonych na kolejny, trzynasty z rzędu sezon. Ostatni raz, kiedy do tego doszło władze ligi postanowiły rozszerzyć ją o kolejny kanadyjski zespół, może i tym razem doczekamy się czegoś podobnego? Na poważnie bierze się przecież kandydaturę Quebec Nordiques.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Auston Matthews ze Szwajcarii przeniesie się prosto do Kanady. W gronie najsłabszych dziesięciu ekip północnoamerykańskiej ligi jest siedem kanadyjskich drużyn, tylko trzy amerykańskie. Największa gwiazda tegorocznej klasy draftowej ma aż dwadzieścia procent szans na to, że zostanie „Nafciarzem”. Ponad trzynaście, że skończy w Toronto. Kolejni w kolejce są jednak Columbus Blue Jackets. Pożyjemy, zobaczymy.
Może w następnej kampanii, Kanado.
Komentarze