Play-offy NHL: To jeszcze nie koniec (WIDEO)
San Jose Sharks wciąż w grze, hokeiści Pittsburgh Penguins nie postawili wczoraj kropki nad „i”. Podopieczni Mike’a Sullivana mieli okazje po raz pierwszy w historii klubu podnieść Puchar przed własną publicznością, ale plany pokrzyżował im świetnie grający Martin Jones.
- Wciąż żyjemy - mówił po tym emocjonującym starciu kapitan „Rekinów, Joe Pavelski. Rzeczywiście Kalifornijczycy, pomimo trudnej sytuacji, jeszcze nie zostali skreśleni. Za wczorajszą wygraną podziękować powinni swojemu bramkarzowi. Martin Jones, który do ekipy z zachodniego wybrzeża dołączył rok temu, przez większość meczu utrzymywał swój zespół w grze. Kanadyjski bramkarz wybronił w sumie aż 44 strzały rywali. Znacznie słabiej poradził sobie jego vis-a-vis, Matt Murray. Na 22-letnim golkiperze ciążyła ogromna presja, wydaje się, że właśnie z tego powodu popełnił kilka prostych błędów.
Aż do wczoraj podopieczni Petera DeBoera nie prowadzili w tych finałach choćby przez sekundę. Zawsze to „Nieloty” pierwsze wpisywały się na listę strzelców. Minionej nocy, na samym początku potyczki Sharks wyglądali jednak, jak zupełnie inna drużyna. Napierali na bramkę Murraya, byli szybcy, agresywni i dużo lepiej niż w poprzednich starciach przemieszczali krążek. Nie minęły nawet trzy minuty, a przyjezdni dwukrotnie wpisali się na listę strzelców. Najpierw gumę w siatce umieścił Brent Burns, chwilę później Murray musiał uznać wyższość Logana Couture’a.
Po tych dwóch trafieniach „Rekiny” wyraźnie się rozluźniły, co nie skończyło się dla nich szczęśliwie. Inicjatywę przejęli gospodarze i w ciągu kilku kolejnych minut zdołali doprowadzić do wyrównania. Początek tego meczu zapowiadał prawdziwą hokejową ucztę z ogromną ilością goli, ale czegoś podobnego się nie doczekaliśmy. W pierwszej tercji padła jeszcze jedna bramka, która okazała się być tą najważniejszą. Melker Karlsson uderzył z bliskiej odległości i lampka za plecami młodego golkipera Pens zaświeciła się na czerwono.
Na następne trafienie poczekać przyszło nam ponad czterdzieści minut. Za to podziękować należy przede wszystkim Jonesowi, który co rusz w pięknym stylu ratował swoją drużynę przed utratą kolejnych bramek. Dogodne szanse mieli Bryan Rust, Nick Bonino i Patric Hornqvist, ale w każdej z tych sytuacji górą był Jones. Wynik na chwilę przed końcową syreną domknął Pavelski. Amerykanin umieścił gumę za linią bramkową po tym, jak Murray zjechał do boksu.
- Wciąż jesteśmy w grze, ale chcemy prawdziwego powrotu - mówił w szatni popularny „Little Joe”. - Wymaga to jednak ciężkiej pracy i poświęcenia. Musimy zrobić jeszcze więcej niż dziś.
Pittsburgh Penguins – San Jose Sharks 2:4 (2:3, 0:0, 0:1)
0:1 Burns – Karlsson, Couture 1:04
0:2 Couture – Braun 2:53
1:2 Małkin – Kessel, Letang 4:44 (w przewadze)
2:2 Hagelin – Bonino 5:06
2:3 Karlsson – Couture, Dillon 14:47
2:4 Pavelski – Thornton 58:40 (pusta bramka)
Minuty kar: 6-8
Strzały na bramkę: 46-22
Widzów: 18,680
Stan rywalizacji: 3-2
Komentarze