Zwycięstwo i przełamanie kapitana. O co tak naprawdę grają "Strażnicy"?
New York Rangers przełamało serię trzech porażek i zwyciężyło 6:5 San Jose Sharks. Wciąż jednak nie wiadomo o co w tym sezonie grają "Strażnicy" i w jakim składzie przyjdzie im zakończyć rozgrywki.
Przed spotkaniem z San Jose Sharks zespół z Nowego Jorku postanowił wzmocnić się zawodnikiem niechcianym w Nashville. Mowatutaj o 33-letnim Codym McLeodzie, który słynie z twardej gry i do tej pory miał na koncie więcej walk niż wszyscy zawodnicy „Strażników” razem wzięci. Według zamierzeń sztabu trenerskiego, lewoskrzydłowy weteran, który w barwach „Drapieżników” w minionym sezonie w 23 spotkaniach zaliczył gola i asystę, ma wzmocnić rywalizację w ataku i przyczynić się do bardziej fizycznej gry.
OFFICIAL #NYR TRANSACTION: The Rangers have claimed forward Cody McLeod off waivers. pic.twitter.com/5xlcFRPWT5
25 stycznia 2018
Ważne zwycięstwo i przełamanie kapitana
Nowy nabytek nie wystąpił jednak w kończącym serię meczów wyjazdowych spotkaniu z San Jose Sharks. „Rangersi” przystępowali do tego spotkania mając na koncie trzy porażki z rzędu i tylko trzy wygrane w ostatnich 10 meczach. Za wszelką cenę potrzebowali więc zwycięstw, wszak miejsce premiowane awansem do play-offów zaczęło się niebezpiecznie oddalać. Ostatecznie po niezwykle zaciętym i szalonym meczu nowojorczycy zwyciężyli 6:5 i mogą teraz w spokoju przygotowywać się do starcia z Toronto Maple Leafs, które odbędzie się 1 lutego w Madison Square Garden.
W spotkaniu z „Rekinami” nie wystąpił też Henryk Lundqvist, który już w sobotę weźmie udział w All Stars Game w Tampie jako jedyny przedstawiciel NY Rangers. Jego miejsce między słupkami zajął Ondrej Pavelec, broniąc 23 z 28 strzałów. Nie był to najlepszy występ Czecha, należy jednak oddać mu to, iż kilkoma ofiarnymi interwencjami uratował zwycięstwo swojemu zespołowi. Dobre zawody rozegrał również kapitan Ryan McDonagh, który przełamał impas strzeleckii w swoim 45 meczu zdobył pierwsze i drugie trafienie w tym sezonie.
Zwycięstwo pozwoliło „Strażnikom” na zbliżenie się do miejsca premiowanego występami w fazie play-off dzięki tzw. ”dzikiej karcie”. Obecnie w Konferencji Wschodniej jedno z takich miejsc zajmuje Philadelphia Flyers, do której podopieczni trenera Alaina Vigneaulta z dorobkiem 55 "oczek" tracą zaledwie jeden punkt.
Plotki i spekulacje
Wciąż nie wiadomo jednak w jakim składzie nowojorczycy zakończą ten sezon. Spekulacje odnośnie wymian wydają się nie mieć końca, co nie wpływa pozytywnie na morale w zespole. Wiele uwagi poświęca się ostatnio Ludqvistowi, a media nawołują, by generalny manager Jeff Gordon pozwolił odejść bramkarzowi do zespołu, z którym będzie miał szanse na sięgnięcie po raz pierwszy w swej karierze po Puchar Stanleya. Nie jest wykluczone, iż tak właśnie się stanie, gdyż w najlepszej lidze świata podobne praktyki są na porządku dziennym. Kluby, które mają nikłe szanse na zwycięstwo, pozwalają swym legendarnym graczom na odejście i walkę o trofeum w barwach faworytów rozgrywek. Transfer Szweda, który zarabia około 10 mln dolarów za sezon, pozwoli też odciążyć budżet i zakontraktować nowych graczy.
To jednak nie jedyne plotki transferowe. Spore szanse na odejście daje się również Matsowi Zucarello oraz Michaelowi Grabnerowi. Jest to o tyle dziwne, iż popularny „Hobbit” prowadzi w wewnątrz klubowej klasyfikacji z dorobkiem 37 punktów za 8 goli i aż 29 asyst. Z kolei Austriak, który charakteryzuje się doskonałą szybkością na lodzie 21 razy trafiał do bramki rywali i pięć razy obsługiwał kolegów kluczowym podaniem. W gronie potencjalnych graczy, którzy wkrótce opuszczą niebiesko-czerwonych wymienia się też Ricka Nasha. I tu również zachodzą spore kontrowersje, wszak 34-letni skrzydłowy znajduje się ostatnio w dobrej formie strzeleckiej i w ostatnich sześciu spotkaniach, sześć razy trafiał do bramki przeciwników. Natomiast pewnym odejścia - mimo dobrego meczu z "Rekinami"- wydaje się być już McDonagh, którego statystyki w obecnych rozgrywkach są mocno przeciętne. Bilans: 24 punkty (2 G + 22A) w 45 meczach szału nie robi.
Co dalej?
Wciąż zatem nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja, jednak wielu ekspertów nie daje większych szans „Strażnikom” na sukces. Bardziej przewiduje się, iż następne lata będą tzw. okresem przejściowym, który pozwoli na wprowadzenie i ogranie w drużynie młodych graczy. Na przyszłych liderów już teraz kreuje się choćby Tonny’ego DeAngelo czy Vinni Lettieriego, jednak na razie jest to melodia przyszłości, a gracze póki co lawirują między pierwszą drużyną, a farmą Hartford Wolf Pack. W chwili obecnej jednak marzenia o Pucharze Stanleya trzeba odłożyć na półkę i jeszcze trochę poczekać na graczy pokroju Marka Messiera, Sergieja Zubowa czy Briana Leetcha, którzy w barwach Rangers w 1994 roku po raz ostatni wznieśli w górę najcenniejsze trofeum w zawodowym hokeju.
Komentarze