Finał NHL: Świetny czwarty atak. Golden Knights prowadzą (WIDEO)
Vegas Golden Knights są kojarzeni jako zespół odrzutków, graczy niechcianych w innych klubach, a w najlepszym razie mogących w innych drużynach stanowić drugi czy trzeci szereg. Nic więc dziwnego, że w ich historycznym pierwszym meczu w finale Pucharu Stanleya o zwycięstwie przesądzili zawodnicy, którzy nawet w tej drużynie mieli być jedynie tłem.
Była 50. minuta pierwszego meczu finałowego "Złotych Rycerzy" z Washington Capitals, gdy Shea Theodore popisał się kapitalnym podaniem wszerz tafli do Tomáša Noska, który bez przyjęcia krążka strzałem z bliska pokonał stojącego w bramce "Stołecznych" Bradena Holtby'ego i dał gospodarzom wynik 5:4. Prowadzenie w tym meczu zmieniło się po raz piąty. I ostatni, bo drużyna z Las Vegas już nie dała się dogonić, a w końcówce meczu, gdy Holtby zjechał do boksu, Nosek dołożył swojego drugiego gola trafiając do pustej bramki i ustalając wynik na 6:4, dzięki czemu jego drużyna objęła prowadzenie 1-0 w rywalizacji finałowej.
Prawoskrzydłowy czwartego ataku "Rycerzy" Nosek mógł przesądzić o zwycięstwie swojej drużyny dlatego, że wcześniej do remisu 4:4 w trzeciej tercji doprowadził występujący na drugim skrzydle ostatniej formacji ofensywnej Ryan Reaves. Nic nie oddaje lepiej symboliki występu w finale Pucharu Stanleya drużyny złożonej z zawodników - jak napisał kiedyś jeden z amerykańskich dziennikarzy - "byłych, niedoszłych i chcących być" niż fantastyczna postawa czwartego ataku. Nosek do wczoraj miał na koncie zaledwie jednego gola w play-offach NHL. Przed tym sezonem i przenosinami do Las Vegas zagrał w NHL tylko 17 razy w barwach Detroit Red Wings i zdobył jedną bramkę.
Reaves, uznawany przez kolegów z tafli za najtwardszego gracza ligi, to z kolei zawodnik pozyskany w lutym niemal za darmo z Pittsburgh Penguins. W Pittsburghu nie widziano dla niego roli w walce o trzeci z rzędu Puchar Stanleya. Dziś jego byli koledzy mogą tylko w telewizji oglądać, jak twardziel rodem z Winnipeg zbliża się do zdobycia tego trofeum. Reaves w tych play-offach nie zawsze mieścił się w składzie, a swojego pierwszego gola w barwach Golden Knights strzelił na wagę awansu do finału Pucharu Stanleya przeciwko Jets ze swojego rodzinnego miasta. W pierwszym meczu finałowym spędził na tafli zaledwie 9 minut i 46 sekund - najmniej w zespole. Nosek grał przez 12:22 i był to trzeci najkrótszy czas na tafli w ekipie gospodarzy. Obaj wykonali też po 3 ataki ciałem, a Nosek zablokował 2 strzały, w tym ten ostatni Aleksandra Owieczkina, po którym mógł wyjść z akcją ustalającą wynik meczu.
- Najważniejsza jest dla nas dobra zabawa i to, żeby wszyscy się uśmiechali. Chyba to widać - skomentował Reaves po meczu, nic sobie nie robiąc z wagi rywalizacji finałowej. To, że liczy się dla niego zabawa było dobrze widać w trzeciej tercji, gdy siedząc na ławce przy remisie 4:4 zaczął razem z publicznością podśpiewywać kultowy w Stanach Zjednoczonych fragment jazzowego standardu Caba Callowaya "Minnie the Moocher".
Wcześniej dla gospodarzy trafiali Colin Miller, William Karlsson i Reilly Smith. Gole dla Capitals strzelali Brett Connolly, Nicklas Bäckström, John Carlson i Tom Wilson. To nie był bowiem mecz dla miłośników obrony i bramkarzy. Gospodarze wychodzili na prowadzenie trzykrotnie, a goście dwa razy. Holtby, który w dwóch ostatnich meczach finału konferencji wschodniej z Tampa Bay Lightning zachował "czyste konto" broniąc 53 kolejne strzały, tym razem dał się pokonać pięciokrotnie. Gol Millera, otwierający wynik meczu w Las Vegas, był jego pierwszym wpuszczonym od 164 minut i 28 sekund czasu gry. Z kolei typowany na MVP play-offów Marc-André Fleury bronił ze słabą skutecznością 85,7 %, a do tego właściwie sam strzelił sobie czwartego gola. Krążek zaplątał mu się wówczas między nogami, a Kanadyjczyk cofając się wepchnął go za linię bramkową.
Ostatecznie nie miało to jednak kluczowego znaczenia, podobnie jak walka na bandach. W meczu dwóch najczęściej atakujących rywali ciałem drużyn tych play-offów o dziwo to nie gospodarze, a goście grali ostrzej. Zawodnicy Capitals wykonali 38 takich akcji, podczas gdy ich rywale 25. Tylko trzech graczy "Stołecznych" z pola nie zanotowało w statystykach żadnego wejścia ciałem, a dominował w tym elemencie tradycyjnie najlepszy w play-offach Wilson, który wykonał 9 takich wejść. W trzeciej tercji poza akcją ostro zaatakował Jonathana Marchessaulta i odesłał go na chwilę do szatni. Gwiazda Golden Knights wróciła jednak później do gry, a Wilson otrzymał karę mniejszą za przeszkadzanie.
Capitals nie znaleźli jednak sposobu na element, którym Golden Knights właściwie od początku swojego istnienia doprowadzają rywali do szału, czyli odbiory krążka. Gospodarze zabierali "gumę" graczom rywali aż 22 razy, w tym 12 razy (!) w tercji ataku, podczas gdy goście łącznie uzbierali tylko 9 odbiorów. Aleksandr Owieczkin, który skończył mecz z asystą, obiecuje jednak, że w środowym spotkaniu numer 2 jego zespół zagra znacznie lepiej. - Myślę, że następny mecz będzie inny. Zniknie w nim cała ta nasza nerwowość i wszystkie złe rzeczy - mówi Rosjanin. - Musimy zapomnieć o tej porażce i zrehabilitować się w drugim meczu.
Dla Vegas Golden Knights zwycięstwo w pierwszym meczu jest bardzo dobrym znakiem. Finały NHL zwycięzca pierwszego spotkania wygrywa w 78,2 % przypadków, ale zespół wyżej notowany przed finałem i rozpoczynający go u siebie ma w takich sytuacjach skuteczność aż 85,7 %. Tylko 8 razy w historii zdarzyło się, by zespół przegrywający pierwszy mecz na wyjeździe sięgnął później po Puchar Stanleya. Po raz ostatni udało się to w 2011 roku Boston Bruins, którzy pokonali Vancouver Canucks 4-3.
Vegas Golden Knights - Washington Capitals 6:4 (2:2, 1:1, 3:1)
1:0 Miller - Haula 07:15 (w przewadze)
1:1 Connolly - Kempný - Burakovsky 14:41
1:2 Bäckström - Oshie - Vrána 15:23
2:2 Karlsson - Smith - Engelland 18:19
3:2 Smith - Engelland - Marchessault 23:21
3:3 Carlson - Oshie - Bäckström 28:29
3:4 Wilson - Owieczkin - Kuzniecow 41:10
4:4 Reaves 42:41
5:4 Nosek - Theodore 49:44
6:4 Nosek - Perron 59:57 (pusta bramka)
Strzały: 34-28.
Minuty kar: 4-4.
Widzów: 18 575.
Komentarze