NHL: Lightning bez nowego rekordu zwycięstw (WIDEO)
Nie będzie nowego rekordu liczby zwycięstw w jednym sezonie zasadniczym NHL. Tampa Bay Lightning tej nocy zostali pozbawieni szans na ustanowienie go przez świetnie grających Montréal Canadiens. Nawet tak trudna do osiągnięcia wygrana nie dała jednak "Habs" awansu na miejsce premiowane awansem do play-offów.
Gracze Lightning mieli szansę wygrać w tym sezonie zasadniczym 63 mecze, czego jeszcze nikt nigdy nie dokonał. Potrzebowali jednak do tego zwycięstw we wszystkich trzech pozostałych spotkaniach rozgrywek regularnych. Ale nie udało się już przy pierwszej próbie w Montrealu. "Błyskawica" nie dała rady zdeterminowanym w walce o play-offy Canadiens i przegrała w Bell Centre 2:4.
Goście dwukrotnie wychodzili na prowadzenie. Najpierw w 3. minucie, gdy Steven Stamkos zza bramki odbił krążek od stojącego przed nią gracza gospodarzy Maxa Domiego. "Guma" wpadła do siatki, co pozwoliło otworzyć wynik. Canadiens odpowiedzieli jednak jeszcze w pierwszej tercji bramką wyrównującą, zdobytą przez byłego gracza Lightning Nate'a Thompsona. Na 2:1 dla przyjezdnych trafił w 25. minucie Cédric Paquette, ale nieco ponad trzy minuty później to miejscowi mieli szczęście przy zagraniu zza bramki. Choć Joel Armia wszystko zrobił z premedytacją. Fin w swojej akcji za pierwszym razem nie zdołał pokonać stojącego tym razem między słupkami bramki gości nominalnego numeru 3 Edwarda Pasquale, ale gdy "guma" znalazła się za bramką, dobił ją w nietypowy sposób. Strzelił mocno wprost w bramkarza rywali, a krążek odbił się od niego i wpadł do siatki.
Było 2:2 po dwóch tercjach, a w trzeciej najlepszy zespół sezonu zasadniczego już gola strzelić nie potrafił, za to Canadiens trafili dwukrotnie i przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Bohaterem decydujących akcji był kolejny Fin występujący w drużynie z Montrealu - Artturi Lehkonen. Sam zdobył bramkę w 48. minucie, która później okazała się być decydującą. Jego pierwszą próbę po zbiciu krążka z powietrza zatrzymał Pasquale, ale już dobitka była skuteczna. A później Lehkonen podał do Domiego, który nie dał bramkarzowi gości szans w sytuacji "sam na sam" i ustalił wynik na 4:2. Trener Lightning Jon Cooper przy golu Lehkonena zgłosił "challenge" twierdząc, że doszło do przeszkadzania bramkarzowi, ale sędziowie po analizie wideo się z nim nie zgodzili.
Walczący o play-offy zespół Canadiens pokazał znacznie więcej determinacji od rywala, który jest już dawno pewny pierwszego miejsca po sezonie zasadniczym. Gospodarze wyprowadzili aż 92 próby strzałów. 45 dotarło w światło bramki, 24 goście zablokowali, a 23 były niecelne. "Habs" wygrali także 35 z 57 wznowień. W tym elemencie błyszczał zwłaszcza Phillip Danault, który mógł się pochwalić bilansem 16-5.
Ale nawet ten świetny występ nie pozwolił drużynie Claude'a Juliena awansować na miejsce premiowane "dziką kartą" do play-offów w konferencji wschodniej. Mają teraz 94 punkty i zrównali się w tej klasyfikacji z zajmującymi drugą pozycję Columbus Blue Jackets. Sami są na miejscu trzecim. Zrównanie się to jednak dla nich za mało. Ekipę z Columbus muszą wyprzedzić liczbą punktów, bo ta wygrała o trzy mecze więcej w regulaminowym czasie i po dogrywkach, a do końca rozgrywek pozostały obu zespołom tylko dwa spotkania. W wyścigu po dwie "dzikie karty" w konferencji wschodniej prowadzą Carolina Hurricanes, którzy zdobyli o jedno "oczko" więcej".
Trener Canadiens Claude Julien mówił po meczu, że chce, by jego już teraz czuli się jak w play-offach, choć pewnie wolałby, żeby na tym ich "play-offowa" rywalizacja się w tym sezonie nie skończyła. - Podoba mi się ten czas. To jest jak play-offy i powiedziałem zawodnikom, żeby się tym cieszyli - skomentował. - Doświadczenia nie można kupić, a moi chłopcy w ten sposób nabierają doświadczenia.
Tymczasem Lightning mają 124 punkty i ciągle jeszcze szansę na wyrównanie rekordu 62 zwycięstw w jednym sezonie zasadniczym, ustanowionego w rozgrywkach 1995-96 przez Detroit Red Wings. W ich bramce stał wczoraj nominalny trzeci aktualnie bramkarz Edward Pasquale, który dopiero po raz drugi w NHL rozpoczął mecz między słupkami. Numer 1, Andriej Wasilewski, odpoczywał na ławce, a jego zmienniki Louis Domingue jest kontuzjowany. Trudno jednak było obwinić Pasquale'ego o porażkę. Wręcz przeciwnie - między słupkami dwoił się i troił, co zaowocowało zaliczeniem 41 obron. Trenerowi gości Jnie spodobał się fakt, że po meczu wybierająca trzy gwiazdy spotkania francuskojęzyczna stacja telewizyjna RDS nie umieściła jego bramkarza wśród wyróżnionych graczy. - Nie wiem, kto wybiera trzy gwiazdy, ale nasz bramkarz był znakomity - powiedział Cooper. - Szkoda, że zawodnicy przed nim nie zagrali lepiej, bo dzięki niemu ten wynik był do końca taki wyrównany. Ewidentnie było widać, że Canadiens mieli o co grać i byli zdesperowani. Grali twardo, szybko, a my nie potrafiliśmy im dorównać.
Montréal Canadiens - Tampa Bay Lightning 4:2 (1:1, 1:1, 2:0)
0:1 Stamkos 02:28
1:1 Thompson - Byron - Benn 12:23
1:2 Paquette - Erne - Černák 24:18
2:2 Armia - Tatar - Danault 27:32
3:2 Lehkonen - Mete - Shaw 47:47
4:2 Domi - Lehkonen - Benn 50:08
Strzały: 45-24.
Minuty kar: 2-6.
Widzów: 21 302.
Nashville Predators wrócili na drugie miejsce w dywizji centralnej i zrównali się punktami z prowadzącymi w niej Winnipeg Jets. Gol Ryana Johansena z trzeciej tercji przesądził o zwycięstwie drużyny z Nashville 3:2 nad wyeliminowanymi już z walki o play-offy Buffalo Sabres. 5 z jego 13 trafień w tym sezonie dało "Drapieżnikom" zwycięstwa. Wcześniej P.K. Subban sam strzelił dla zwycięzców gola i zaliczył asystę przy bramce Craiga Smitha. Predators wygrali w Buffalo ósmy mecz z rzędu. Zwycięstwo dało im 96 punktów i drugie miejsce w dywizji, które oznacza przewagę własnej tafli w rywalizacji pierwszej rundy play-offów z jej trzecim zespołem. W tej chwili trzecich St. Louis Blues wyprzedzają o dwa punkty, ale mają rozegrany o jeden mecz więcej. Z kolei z prowadzącymi w dywizji Jets przy tej samej liczbie meczów i równym dorobku punktowym przegrywają, ponieważ wygrali mniej meczów po 60 minutach i dogrywkach.
Columbus Blue Jackets stracili prowadzenie w walce o dwie "dzikie karty" w konferencji wschodniej, ponieważ ulegli Boston Bruins 2:6. Zaczęli wczoraj strzelać dopiero, gdy przegrywali już 0:5. Dla Bruins Jake DeBrusk strzelił dwa gole i zaliczył asystę, a Brad Marchand uzyskał bramkę i asystę, co pozwoliło mu osiągnąć 100 punktów w sezonie po raz pierwszy w karierze. Został także pierwszym graczem Bruins z takim wynikiem od 16 lat. Również gola i asystę miał wczoraj Karson Kuhlman, a na liście strzelców w zwycięskim zespole znaleźli się także: Marcus Johansson i David Pastrňák. Kuriozalny był otwierający wynik gol DeBruska. Krążek podbity przez niego poleciał wysokim łukiem, odbił się od siatki na bramce, następnie od pleców bramkarza Blue Jackets Siergieja Bobrowskiego i wpadł do bramki. Drużyna z Bostonu dzięki zwycięstwu zapewniła sobie przewagę własnej tafli w pierwszej rundzie play-offów przeciwko Toronto Maple Leafs. 105 punktów daje jej już pewne drugie miejsce w dywizji atlantyckiej.
Przypadkowy gol Jake'a DeBruska
Carolina Hurricanes wykorzystali porażkę Blue Jackets i wrócili na prowadzenie w wyścigu po "dziką kartę" w konferencji wschodniej. Podopieczni Roda Brind'Amoura pokonali 4:1 Toronto Maple Leafs, którzy dzień wcześniej zapewnili sobie awans do play-offów. Dougie Hamilton strzelił dwa gole, Jordan Staal zaliczył bramkę i asystę, a na liście strzelców znalazł się także Justin Williams. Do tego 23 strzały obronił czeski bramkarz "Huraganów" Petr Mrázek, który odniósł setne zwycięstwo w NHL. Hamilton strzelił już w tym sezonie 18 goli i pobił swój rekord kariery z poprzednich rozgrywek, gdy trafiał do siatki 17 razy. Jest drugim najlepszym strzelcem NHL wśród obrońców. Jego zespół ma 95 punktów i o jeden wyprzedza zajmujące dwa kolejne miejsca w klasyfikacji "dzikiej karty" ekipy Blue Jackets i Canadiens. Jednocześnie tylko dwa "oczka" dzielą go od premiowanego automatycznym awansem do play-offów trzeciego miejsca w dywizji metropolitalnej. Hurricanes nie grali o Puchar Stanleya od 10 lat. To najdłuższa trwająca przerwa ze wszystkich klubów NHL. Maple Leafs mają 99 punktów i już na pewno skończą rozgrywki zasadnicze na trzecim miejscu w dywizji atlantyckiej.
Pittsburgh Penguins nie wykorzystali szansy zapewnienia sobie awansu do play-offów i ulegli 1:4 grającym już tylko o honor Detroit Red Wings. Grające wciąż bez kontuzjowanych Krisa Letanga i Jewgienija Małkina "Pingwiny" oddały aż 39 strzałów na bramkę rywali, ale Jimmy Howard zatrzymał 38 z nich. Penguins mają 97 punktów i ciągle zajmują trzecie miejsce w dywizji metropolitalnej, a przed kolejną szansą przypieczętowania awansu do play-offów staną jutro w rewanżowym meczu z Red Wings, tym razem przed własną publicznością. Drużyna z Pittsburgha grała w play-offach w 12 ostatnich sezonach, co jest najdłuższą trwającą serią w NHL i najdłuższą w historii klubu. Żaden inny zespół nie ma aktualnie takiej passy dłuższej niż pięć sezonów.
Oficjalnie wyeliminowany z walki o play-offy został tej nocy zespół Minnesota Wild. I to, mimo że pokonał 5:1 prowadzących w dywizji centralnej Winnipeg Jets. Zach Parise strzelił dla zwycięzców dwa gole, a po jednym zaliczyli: Victor Rask, Joel Eriksson Ek i Marcus Foligno. 32 strzały obronił zaś Devan Dubnyk. Dziwne były zwłaszcza okoliczności pierwszego gola Parise'ego. Krążek podbity po jego zagraniu przez obrońcę rywali Tylera Myersa poszybował w górę i spadł do bramki idealnie dla Wild, odbijając się jeszcze od pleców bramkarza Jets Erica Comrie'ego. Zwycięstwo nic już "Dzikim" nie dało, bo jeszcze tego samego wieczoru o ich wyeliminowaniu z walki o "dziką kartę" na Zachodzie przesądziła wygrana Colorado Avalanche nad Edmonton Oilers. Wild mają teraz 83 punkty i na dwa mecze przed końcem sezonu zasadniczego tracą już pięć do pozycji Avalanche. Jets w play-offach zagrają, ale atmosfera w Winnipeg jest daleka od radosnej. Wszystko przez to, że zespół przegrał cztery z ostatnich pięciu meczów i może jeszcze stracić pierwsze miejsce w dywizji. Obecnie ma 96 punktów i legitymujących się identycznym dorobkiem Predators wyprzedza tylko dzięki większej liczbie wygranych po 60 minutach i dogrywkach. Po wczorajszym meczu zawodnicy i trenerzy "Odrzutowców" mieli w szatni spotkanie za zamkniętymi drzwiami.
Szczęśliwy gol Zacha Parise'ego
Pierwszą w tym sezonie "dziką kartę" do play-offów zdobyli tej nocy Dallas Stars. "Gwiazdy" pokonały Philadelphia Flyers 6:2 i mając już 91 punktów zapewniły sobie awans z tej klasyfikacji. Aleksandr Radułow strzelił dwa gole i zaliczył dwie asysty, Esa Lindell skończył mecz z bramką i asystą, podobnie jak Jason Dickinson, a swoje trafienia dla zwycięzców zaliczyli także: Tyler Pitlick i Blake Comeau. 32 strzały wyeliminowanych już z walki o play-offy rywali obronił Anton Chudobin, bo Stars ciągle grają bez kontuzjowanego bramkarza numer 1 Bena Bishopa. Drużyna z Dallas wraca do play-offów po trzech latach. W ostatnich 10 sezonach grała w nich tylko dwa razy.
Bardzo blisko zdobycia drugiej "dzikiej karty" na Zachodzie są Colorado Avalanche, którzy tej nocy pokonali wyeliminowanych już Edmonton Oilers 6:2, mimo że po pierwszej tercji przegrywali 0:2. Alexander Kerfoot strzelił dla "Lawiny" dwa gole, Tyson Barrie zaliczył bramkę, asystę i do tego aż +5 w statystyce +/-, a trafiali także: Nathan MacKinnon, Colin Wilson i Sven Andrighetto. Dla MacKinnona był to 40. gol w tym sezonie i punkt nr 400 w NHL. Zdobył go po pięknej indywidualnej akcji, w której "wkręcił w lód" Oscara Klefboma. Barrie był na lodzie przy wszystkich golach swojej drużyny. Nie zaliczył +6, ponieważ pierwszy padł w przewadze, ale wynik, który uzyskał i tak jest najlepszy w jego karierze w NHL. Drugi gol Kerfoota został uznany dopiero po "challenge'u" trenera Jareda Bednara. Sędziowie po analizie na wideo zgodzili się ze szkoleniowcem, że bramkarz Oilers nie miał jeszcze krążka pod kontrolą, gdy gracz "Lawiny" zagrał go do bramki. Zespół Avalanche strzelił cztery gole w odstępie zaledwie 7 minut i 8 sekund w drugiej tercji. Obecnie ma już 88 punktów i w walce o drugą "dziką kartę" na Zachodzie wyprzedza Arizona Coyotes o cztery "oczka". Obu drużynom pozostały do rozegrania tylko po dwa mecze, co oznacza, że jeśli nawet "Kojoty" oba swoje wygrają, to "Avs" do awansu do play-offów wystarczy zdobycie jednego punktu.
Gol Nathana MacKinnona po pięknej indywidualnej akcji
San Jose Sharks zagrają w play-offach, ale nie wyglądają na zespół do tego gotowy. "Rekiny" tym razem uległy 2:4 grającym już tylko o prestiż Vancouver Canucks, tracąc trzy gole w trzeciej tercji. Ogółem przegrały 9 z ostatnich 10 meczów. Wśród nielicznych dobrych informacji dla kibiców drużyny z San Jose były: powrót do gry kapitana Joe Pavelskiego, który z powodu kontuzji nie grał w siedmiu ostatnich spotkaniach, ale wczoraj strzelił gola oraz dwie asysty Joe Thorntona. "Jumbo Joe" ma już 1 063 asysty w NHL, co pozwoliło mu się zrównać na ósmym miejscu na liście wszech czasów ze Steve'em Yzerman. Thornton ma najwięcej punktowych podań ze wszystkich obecnie występujących w NHL zawodników, ale prowadzący w historycznej klasyfikacji Wayne Gretzky uzyskał ich dokładnie o 900 więcej. 97 punktów daje "Rekinom" pewne już drugie miejsce w dywizji Pacyfiku. W pierwszej rundzie play-offów z przewagą własnej tafli zmierzą się z Vegas Golden Knights, którym ulegli w półfinale konferencji zachodniej przed rokiem.
Wygląda na to, że nie będzie pierwszych od siedmiu lat play-offów NHL dla Arizona Coyotes. Podopieczni Ricka Toccheta niemal ostatecznie pogrzebali swoje szanse na to, przegrywając wczoraj 1:3 z najsłabszym zespołem konferencji zachodniej, Los Angeles Kings. "Kojoty" próbowały zagrać twardo - ataku ciałem statystycy nie zaliczyli tylko jednemu z ich graczy z pola - i oddały aż 50 strzałów. Prowadziły 1:0 po golu Brada Richardsona, ale później straciły gola wyrównującego w ostatniej sekundzie drugiej tercji, by w trzeciej stracić jeszcze dwa. Bramkarz rywali Jack Campbell obronił aż 49 uderzeń. Do tego drużyna z Glendale w bardzo niebezpiecznym incydencie w trzeciej odsłonie straciła swojego bramkarza Darcy'ego Kuempera. Przy drugim golu jego strzelec Trevor Lewis trafił Kuempera łopatką kija przez maskę w okolice oka. Do bramki wszedł Calvin Pickard, ale ten incydent trudno uznać za punkt zwrotny meczu, bo zmiennik Kuempera był bezbłędny i obronił wszystkie pięć strzałów. Coyotes mają 84 punkty i ciągle jeszcze matematyczne szanse na play-offy. Musieliby jednak wygrać oba swoje pozostałe spotkania, w tym przynajmniej jedno po 60 minutach lub dogrywce i liczyć na to, że Avalanche oba swoje przegrają w normalnym czasie.
Kontuza uderzonego kijem w twarz przez maskę Darcy'ego Kuempera
Drużyny pewne awansu do play-offów:
Konferencja wschodnia: Tampa Bay Lightning, Boston Bruins, Washington Capitals, Toronto Maple Leafs, New York Islanders.
Konferencja zachodnia: Calgary Flames, San Jose Sharks, Winnipeg Jets, Nashville Predators, St. Louis Blues, Vegas Golden Knights, Dallas Stars.
Komentarze