Bojkot? Na razie sygnał...
Doskonale zdaję sobie sprawę, że środowisko jest skłócone, ale może niebawem pójdzie po rozum do głowy i zjednoczy swoje siły - mówi prezes Wojasa Podhala Nowy Targ, Andrzej Podgórski.
Relacje działaczy klubowych z hokejową centralą, najdelikatniej ujmując, do sielskich nie należą. Iskrzyłoniewiele dni po wyborach władz, a oliwy do ognia dolano podczas zmianregulaminów oraz podwyższenia opłat związkowych w letniej przerwie.Wielu prezesów klubów nie może się pogodzić z faktem, że związek, ichzdaniem, nie pomaga w trudnej sytuacji, lecz powiększa problemy. Wminiony piątek w swojej siedzibie PZHL zaplanował spotkanie z szefamiklubów. Rada Prezesów, bo taką nazwę nosi to ciało, miała zapoznać sięz tym, co do tej pory zrobiono oraz zrobić plany na przyszłość. Naradaodbyła się, jednak w mocno uszczuplonym składzie, bo zabrakło na nimszefów wszystkich sześciu zespołów rywalizujących w grupie silniejszej!
Czyżby był to bojkot prezesa Zdzisława Ingielewicza oraz jego najbliższych współpracowników? -To za mocne słowo, ale moja nieobecność to delikatny sygnał, że wzwiązku dzieje się źle - wyjaśnia prezes Wojasa Podhala, AndrzejPodgórski. - Termin spotkania był niefortunnie ustalony, wszak w tymdniu odbywała się kolejka ligowa i trudno sobie wyobrazić, bym w tymczasie nie był w klubie. Z reguły wtedy dzieje się wiele ważnych sprawi moja obecność jest obowiązkowa. Mamy choćby okazję do rozmowy zesponsorami, a przecież związek nie zapewni nam utrzymania.
Decyzją zarządu Rafał Wysocki, wiceprezes związku, zostałprzewodniczącym nowoutworzonego Wydziału ds. Polskiej Ligi Hokejowej ima stworzyć grupę ludzi, która na bieżąco będzie rozwiązywałanajpilniejsze problemy.
- Mamy morze problemów, które są spychane na dalszy plan -dodaje prezes Podgórski. - Taki kalendarz ligowy, który po części samistworzyliśmy, i teraz musimy cierpieć. O problemach sędziowskich czyreprezentacji nawet nie wspominam. Bierność działaczy związkowych jestprzerażająca, wciąż popiera się określone grupy ludzi. Doskonale zdajęsobie sprawę, że środowisko jest skłócone, ale może niebawem pójdzie porozum do głowy i zjednoczy swoje siły? Czas dyktatu mamy już za sobą, aprezes związku jakby o tym zapomniał.
PZHL zatrudnił firmę,która opracowała strategię marketingową dla rodzimego hokeja.Analizowała możliwości klubów oraz związku i na tej podstawieopracowała plan.
- Szkoda, że niektórzy prezesi nie mogli się ztym zaznajomić, wszak to niezwykle ciekawy dokument - przekonujesekretarz generalny PZHL, Marek Bykowski. - Prezentacja i dyskusjatrwały ponad trzy godziny i to już świadczy, że warto było się z tymzapoznać. By znaleźć sponsorów, trzeba działać profesjonalnie i właśniew tym kierunku zmierzamy.
- Już wcześniej sygnalizowałem, że termin spotkania jest nieodpowiedni - wyjaśnia prezes GKS Tychy, Andrzej Skowroński. - Barbórka to rzecz święta imoja obecność na Śląsku była obowiązkowa. Podobno moja osoba byłaprzedmiotem komentarza pana prezesa. Jeżeli tak było, to chciałbymusłyszeć te słowa bezpośrednio.
- Czy w sytuacji, w jakiej sięznajdujemy, miałem opuścić spotkanie ze sponsorem i wyjechać doWarszawy? - pyta retorycznie prezes Akuny Naprzodu Janów, JanuszGrycner. - W klubie jest garstka zapaleńców i wiceprezes Jarek Nowok,odpowiedzialny za organizację meczów. I jak tu w takiej sytuacji jechaćna spotkanie? Na dzielenie się opłatkiem chyba jest za wcześnie.
Nieobecność szefów ważnych klubów jest znamienna i powinna dać wiele domyślenia działaczom związkowym, zwłaszcza prezesowi Ingielewiczowi.Kolejna konfrontacja jeszcze w tym roku, wszak w Tychach będzierozegrany finałowy turniej Pucharu Polski, na którym pojawić siępowinni wszyscy ważni tego związku. Może wreszcie dojdzie do istotnychustaleń. W przeciwnym razie obie strony będą patrzyły na siebie wilkiem.
Komentarze