Wyświetleń: 6661
Tego chyba jeszcze nie było w najnowszej historii polskiego hokeja. To efekt działań prezesa Podhala Mirosława Mrugały, który tylko w chwilach walki z centralą o prawo gry w PLH szanował media. Wtedy nie potrzeba było akredytacji. Wtedy skomlał, by pomóc mu w walce z betonowym murem. To dobitnie pokazuje prawdziwe oblicze prezesa, bo teraz zamyka przed mediami drzwi, nie wydaje akredytacji (m.in. największemu hokejowemu portalowi – hokej.net; To skandal!!!), zamyka usta zawodnikom, którym nie wolno udzielać wywiadów.
Dziennikarze tak zbyt długo znosili upokorzenia. Aż trzy miesiące, ale miarka się przebrała. Warunki do pracy mamy urągające. Problemy były z dostępem do internetu, brakiem strefy do rozmów z hokeistami, nie mówiąc już o pomieszczeniu, by w spokoju można był napisać relację i ją wysłać. Zdobycie nominacji do „Złotego Kija” również graniczy wręcz z cudem. Konferencje prasowe to jedna żenada. Nikt ich nie prowadzi, a prezes opiera się o krzesła trenerów i kontroluje (chyba) co też Jacek Szopiński powie. To się nazywa wolność słowa. Widocznie jeszcze nie zdążył się zadomowić w nowej epoce. Wątpliwości nie mam, że prezes Mrugała nie jest prezesem skrojonym na wielkość swojego garnituru. Co rusz, potyka się o własne nogi. „Wojas wróć!!” – to wołanie coraz częściej słychać w kuluarach MHL, bo nie tylko pismaki narzekają na prawdziwie góralską gościnność prezesa Mrugały i jego profesjonalność.