Zdecyduje pierwiastek szczęścia?
Historia tworzy się na naszych oczach. Jeszcze nigdy w finale Polskiej Ligi Hokejowej nie zdarzyło się, by drużyna prowadząca w serii 3:0 zanotowała trzy porażki z rzędu...
– Taki jest właśnie sport. Ja już taką chwilę przeżyłem, gdy byłem trenerem Slezanu Opavy i graliśmy ze Znojmem w barażu o ekstraligę. Też przegrywaliśmy 0:3, ale ostatecznie wygraliśmy tę rywalizację – powiedział opiekun JKH GKS Jastrzębie Jirzi Reżnar. Z dziennikarskiego obowiązku dodamy, że miało to miejsce w sezonie 1997/1998. Drużyna z Opavy przegrała trzy spotkania (1:4, 1:2, 2:3), by w końcu podnieść się z kolan i pokonać rywali w kolejnych czterech (4:1, 6:3, 3:2 d., 6:0).
Potwierdziły się także słowa Rudolfa Rohaczka, który na konferencji prasowej po pierwszym meczu stwierdził, że finałowa rywalizacja na pewno będzie długa i ciężka. Na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami czeski szkoleniowiec nie chciał wracać myślami do czwartej konfrontacji, w której jego zespół po pierwszej tercji wygrywał 3:1 i miał rywali na widelcu.
– Nie interesuje mnie to, co było. Ważne jest tylko to, co wydarzy się w przyszłości, a konkretnie w piątek. To będzie na pewno ciekawy mecz, a ja lubię takie pojedynki – przekonywał szkoleniowiec Pasów.
Zapytany o to, jak zamierza dotrzeć do zawodników, po trzech porażkach z rzędu, odpowiedział: – Moi zawodnicy grali już setki ważnych meczów i na ostatnią batalię w Jastrzębiu nie będę musiał nikogo specjalnie mobilizować. Szansę oceniam 50 na 50, ba, wydaje mi się, że mistrzem zostanie zespół, który będzie miał więcej szczęścia.
Podobnego zdania był także opiekun JKH GKS Jastrzębie Jirzi Reżnar. – Bez tego pierwiastka nie da się przecież wygrywać. Przekonał się o tym każdy z zawodników i każdy z trenerów – zaznaczył.
Komentarze