Sam na sam z... Andrzejem Banaszczakiem
O "karze" za zmianę barw klubowych, o dinozaurach z polskiej ligi, a także o cechach, które pozwoliły zadebiutować w reprezentacji Polski, w kolejnym odcinku cyklu portalu www.hokej.net zatytułowanym "Sam na sam z...", opowiada Andrzej Banaszczak, obrońca Polonii Bytom.
Zaczniemy, jak zawsze, od kilku szybkich wyborów. Ciężka praca czy talent?
Ciężka praca.
Szybki strzał czy zaskakujące podanie?
Zaskakujące podanie.
Trening czy odnowa biologiczna?
Trening. Choć jedno i drugie jest ważne.
Ławka rezerwowych czy ławka kar?
Nikt nie lubi siedzieć na rezerwie, także wybieram ławkę kar.
Co jest bardziej przydatne dla obrońcy szybkość czy technika?
Myślę, że szybkość. Mi by się przydała (śmiech). Z wiekiem jest coraz gorzej, ale jeszcze jakoś daje radę (śmiech).
Z kim gra się Panu lub grało najlepiej?
Bardzo dużo nauczyłem się od Janusza Syposza, z którym grałem w jednej parze, gdy wchodziłem do pierwszej drużyny. Dobrze wspominam jednak współpracę z każdym partnerem, z którym było mi dane grać.
Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który pozostał Panu w pamięci?
Powiem może o swoim przypadku. Kilka lat temu, gdy zdecydowałem się zmienić Polonię Bytom na Zagłębie Sosnowiec, to już w pierwszym meczu przeciwko Polonii, chyba za karę, złamałem szczękę. To był typowy strzał z klepy. Trafił mnie Sebastian Owczarek. Bozia mnie pokarała za decyzję o zmianie klubu (śmiech). Żartuję oczywiście, ale później nie było zbyt fajnie. To był mój najgorszy wypadek. Przez sześć tygodni miałem zadrutowaną szczękę. Ogółem mówiąc, przez dwa miesiące jadłem papki przez rurkę.
Najtrudniejszy moment w karierze?
...w przygodzie, bo karierą tego nazwać nie można (śmiech). Najtrudniej chyba jest teraz, po kontuzji z czerwca ubiegłego roku. Podczas meczu charytatywnego w piłkę nożną złamałem kość strzałkową, więzozrost i więzadła. To jest najtrudniejszy moment, bo - wiadomo - nie jestem już młodzieniaszkiem. Dojście do formy, bez przygotowania letniego, po tak długiej przerwie, jest bardzo trudne.
W Pana karierze - wciąż będę się upierał przy tym stwierdzeniu - nie brakowało kontuzji. Część z nich wynikała z Pana ambitnego stylu gry, rzucania się pod krążki...
Można tak powiedzieć, choć tu nie chodzi tylko o ten styl, gdyż hokej sam w sobie jest kontuzjogenny. Jeśli spojrzymy na mnie, to przeszedłem już urazy obu barków, kolan, kręgosłupa, szczęki i tej nieszczęsnej kostki, choć w tym przypadku urazu nabawiłem się podczas gry w piłkę nożną.
Co uznaje Pan za swój największy sukces w karierze?
Może to, że jeszcze gram w hokeja (śmiech). Mało już nas zostało, takich dinozaurów. Cieszy mnie to, że jeszcze daję radę młodzieży. Patrząc pod kątem sportowym to muszę powiedzieć, że zdobyłem tylko jeden medal. Ten brąz mistrzostw Polski i udział w mistrzostwach świata, które odbyły się w Toruniu, to moje sukcesy.
Podczas wspomnianego turnieju w Toruniu debiutował Pan w kadrze. Tym samym stał się Pan jednym z najstarszych debiutantów w reprezentacji.
Może chociaż z tej strony kibice będą mnie pamiętać (śmiech). Tak się zdarzyło, że trener Ekroth wypatrzył mnie podczas jednego z meczów ligowych. Spodobała się jemu moja ofiarna gra w obronie i wziął mnie po to - co zresztą później sam mi powiedział - żeby pokazać innym, że hokej jednak tak bardzo nie boli.
Był więc Pan wzorem nie tylko dla ówczesnych, ale i obecnych kadrowiczów.
Kilku chłopaków z tamtej ekipy rzeczywiście wciąż gra w reprezentacji. Trudno powiedzieć, że byłem wzorem. Trener chciał pokazać, że można grać z większym poświęceniem w obronie. To chyba poskutkowało, bo ta gra obronna wyglądała naprawdę dobrze.
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
Motywuje. Mnie zawsze motywowała.
Który zawodnik z Pana drużyny posiada największe umiejętności?
Wymienię dwóch. To Drew Akins i Branisław Fabry. To dwaj obcokrajowcy. Widać po nich, że ich szkoły są lepsze, niż nasze. Mają lepszą technikę, lepiej jeżdżą na łyżwach. Oni robią różnicę.
Kto najczęściej żartuje sobie w szatni?
Nieliczna grupa bytomska, która została w Polonii. Mogę wymienić Artura Wieczorka, Sebastiana Owczarka, Bartka Stępnia i Sebastiana Kłaczyńskiego.
Najciekawszy żart, jaki Pan pamięta?
Nasza szatnia nie różni się niczym od innych. Wiadomo, klasykami są żarty hokejowe, jak chowanie sobie ciężarków w torby, czy ubieranie kukły w sprzęt. Czasem się też dostawia miotłę do kiji. Klasyka hokejowych żartów.
Przejdźmy do kolejnych pytań. Kto jest według Pana najbardziej niedocenianym polskim hokeistą?
Nie wiem. Mogę odnieść się tylko do mojego klubu. Myślę, że Sebastian Owczarek.
Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?
Większą karierę, niż do tej pory, zrobić powinien Aron Chmielewski. On ma papiery na granie za granicą. Dobrze punktuje w tym sezonie. Droga na Zachód powinna być przed nim otwarta.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
Powiem Leszek Laszkiewicz, aczkolwiek jest teraz kontuzjowany. Jeśli nie on, to nie wiem kto. Jest kilku innych dobrych graczy, ale trudno mi wymienić kogokolwiek z nazwiska.
Napastnik, którego najtrudniej powstrzymać?
Uważam, że to Mikołaj Łopuski. To silny zawodnik, który potrafi przytrzymać krążek. Potrafi sprawić sporo problemów.
Największy młody talent w Polsce?
Aron Chmielewski.
Największy twardziel w lidze?
Jest takich paru. Jest Rąpała, jest Dutka.
Proszę dokończyć zdanie. Polski hokej to...
Może powiedziałbym inaczej - polski hokej jest na najszybszej drodze do upadku.
Największe głupstwo, które kiedykolwiek Pan słyszał?
Dla mnie głupotą jest to, że ludzie wypominają brak zaangażowania hokeistom, nie wiedząc ile to kosztuje zdrowia i poświęcenia.
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszał Pan na swój temat?
Nie mam raczej wrogów, więc - szczerze mówiąc - nie słyszałem nic na swój temat.
Co robi Pan w wolnym czasie?
Oprócz tego, że gram w hokeja to pracuję jeszcze jako strażnik miejski. Łączę pracę zawodową z grą.
Czego najbardziej się Pan boi?
Tego, że nie będę mógł stworzyć dobrych warunków bytowych mojej rodzinie, moim dzieciom do nauki. Niestety, taka jest sytuacja w Polsce, w polskim hokeju również. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie.
Największe marzenie Andrzeja Banaszczaka?
Podczas tej rozmowy jestem na treningu swojego młodszego syna, który trenuje judo. Chciałbym zobaczyć go na igrzyskach olimpijskich.
Jak często się denerwujesz?
Prawie wcale. Jestem oazą spokoju (śmiech). Bardzo rzadko się denerwuję.
I na koniec, jaki inny talent niż granie w hokeja posiada Andrzej Banaszczak?
Andrzej Banaszczak nigdy nie miał talentu do hokeja (śmiech). Andrzej to, co osiągnął, to tylko ciężką pracą. Oprócz hokeja myślę, że jestem bardzo dobrym wędkarzem. Spektakularnych sukcesów w tej dziedzinie nie mam, ale sandacze zdarzały się konkretne. Tato mnie w to wciągnął i teraz razem jeździmy na ryby.
Komentarze