Rzeszutko: Musimy ambitnie walczyć
O fazie play-off, mocnych stronach najbliższego rywala i chęci powrotu do reprezentacji Polski rozmawiamy z Jarosławem Rzeszutką, środkowym GKS-u Tychy.
HOKEJ.NET: - W sobotę sezon zasadniczy odejdzie w niepamięć. Przed Wami play-off, czyli najważniejsza faza rozgrywek. W ćwierćfinale zmierzycie się z Unią Oświęcim.
Jarosław Rzeszutko: - Dokładnie. To, co było do tej pory, nie ma już teraz najmniejszego znaczenia. Nie pozostaje nam nic innego, jak ambitnie walczyć od pierwszego wznowienia i wygrać z oświęcimianami trzy spotkania.
W sezonie zasadniczym pokonaliście Unię aż sześciokrotnie. Raz do wyłonienia zwycięzcy niezbędna okazała się dogrywka. Przewaga psychologiczna jest zatem po Waszej stronie.
- Owszem, ale do każdego meczu musimy przystąpić niesamowicie skoncentrowani i grać jako drużyna. Wzajemnie się wspierać, walczyć i dążyć do postawionych sobie celów.
Jeśli porównamy budżety i kadry obu zespołów, to dojdziemy do prostej konkluzji: jesteście murowanym faworytem tej rywalizacji.
- Wszędzie, gdzie do tej pory grałem, nie oglądałem się na sprawy budżetowe poszczególnych drużyn. Nigdy nie opierałem na tym prawdziwej wartości drużyny, tym bardziej w play-off. Tutaj liczy się zaangażowanie, determinacja i chęć dążenia do celu, dlatego zdarzają się niespodzianki. Podczas każdej zmiany trzeba będzie udowodnić, że to właśnie nam należy się zwycięstwo.
Co Twoim zdaniem jest najmocniejszą stroną Unii?
- Na pewno mocną stroną Unii są bramkarze. Michal Fikrt i Przemek Witek znakomicie znają się na swoim fachu. Myślę, że Unia jest zespołem zgranym i potrafiącym wyzwolić dodatkowe pokłady energii w trudnych sytuacjach.
A najsłabszą?
- Nie będę się wypowiadać na ten temat (śmiech). Oczywiście postaramy się je wykorzystać w najbliższych spotkaniach.
Miałeś okazję występować w Unii, jak zatem zapatrujesz się na ten pojedynek? Mobilizujesz się na te spotkania w dodatkowy sposób?
- Nie ma dodatkowej mobilizacji. Może gdybym miał złe wspomnienia związane z grą w Oświęcimiu albo chciał niektórym osobom coś udowodnić, to może te pojedynki dodatkowo by mnie „nakręcały”. Gra w grodzie nad Sołą była dla mnie świetną przygodą. Jedyne czego w niej zabrakło, to drużynowego sukcesu. I to zapewne najbardziej rzutuje na ten okres. Oczywiście nie zmienia to faktu, że teraz zrobię wszystko co w mojej mocy, by to GKS był górą w tym starciu.
Jak powiedziałeś Waszym celem jest pokonanie rywali w jak najmniejszej liczbie meczów. Przetarcie z Unią będzie dobrą próbą sił przed przedwczesnym finałem, czyli starciem z Sanokiem?
- Wierzę, że pokonamy Unię, choć na pewno łatwo nie będzie. W pewnym sensie może to być pozytywny impuls do dalszej fazy rozgrywek. W play-offach często zdarza się tak, że im trudniejszy rywal na początek, tym później gra się znacznie łatwiej.
Jednak z drugiej strony, na razie nie myślimy o Sanoku. Staramy się jak najlepiej skupić na pierwszym zadaniu.
Występujesz w formacji z Kacprem Guzikiem i Jurijem Kuzinem. Jeśli popatrzymy na ostatnie spotkania, to dojdziemy do prostego wniosku - jesteście jednymi z najbardziej produktywnych graczy tyszan, mając więcej punktów niż rozegranych spotkań. Widać, ze Wasza współpraca z każdym meczem układa się coraz lepiej.
- To prawda. Myślę, że bardzo dobrze się rozumiemy i nasza gra wygląda coraz lepiej. Można by rzec, że czas pracuje na naszą korzyść. Na początku miałem jednak sporo obaw, jak to będzie wyglądało, szczególnie z mojej strony. Jak wiadomo, po tak długiej kontuzji nie jest łatwo dojść do dobrej dyspozycji w tak krótkim czasie.
Ze swojej dyspozycji w ostatnich meczach możesz być chyba zadowolony. Mówiłeś wiele razy, że Twoim celem jest odbudowanie formy na fazę play-off. I to Ci się udało.
- Taki był mój cel. Myślę, że dobrze wykorzystałem ten czas, ale wiem, że to właśnie teraz przyjdzie prawdziwy sprawdzian. Cieszę się, ale chciałbym grać jeszcze lepiej.
Powiało perfekcjonizmem.
- Tak, jestem perfekcjonistą. Wiem, że zawsze mógłbym coś zrobić lepiej. Na tym właśnie powinien polegać sport.
Play-off to także świetna okazja do tego, aby pokazać się selekcjonerom kadry, którzy ostatnio nie widzieli dla Ciebie miejsca w reprezentacji.
- Dla mnie to trochę dziwna sytuacja. Odkąd wróciłem do Polski, nie dostałem ani jednej szansy pokazania się w meczu reprezentacji. Co więcej nie dostałem powołania na żadną akcję szkoleniową. Z początku myślałem, że trenerzy bazują tylko na czterech głównych drużynach, a zawodnicy z innych zespołów, w tym z Unii, w której wówczas grałem, po prostu ich nie interesują. Jak się okazało później - żyłem w błędzie. Najbardziej zabolał mnie fakt ogłoszenia przez szkoleniowców powołań przed zeszłorocznymi mistrzostwami. Na liście znaleźli się nawet zawodnicy z pierwszej ligi lub tacy, którzy nie grali regularnie w swoich klubach. Mojego nazwiska zabrakło. Po prostu ktoś bez podania przyczyny mnie skreślił.
Teraz zatem jesteś podwójnie zmotywowany, by wrócić do kadry.
- Oczywiście. Nie poddaję się i wierzę, że jeszcze kiedyś zagram z orzełkiem na piersi. Wierzę, że dobra gra w klubie coś znaczy dla szkoleniowców. Ze swojej strony mogę zapewnić, że w każdym spotkaniu zostawię serce na lodzie. Zrobię wszystko, by GKS w końcu odzyskał koronę.
Play-off to również przesądy. Przyjęło się, że na najważniejszą część sezonu zawodnicy odkładają maszynki do golenia i zapuszczają brody.
- Jeszcze oficjalnie o tym nie rozmawialiśmy, ale myślę, że ta tradycja zostanie u nas podtrzymana. Ostanie golenie przypadnie zatem na piątek, 27 lutego. Ja, z uwagi na słaby i mniej widoczny zarost, nie golę się już od trzech tygodni (śmiech).
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze