Patryk Wronka: Czas rozliczeń przyjdzie po sezonie
O różnicach między EBEL a PHL, celach na sezon 2017/2018 i smykałce do różnych sportów rozmawiamy z Patrykiem Wronką, napastnikiem Tauronu KH GKS-u Katowice.
HOKEJ.NET: - Jak Twoje samopoczucie?
Patryk Wronka, napastnik Tauronu KH GKS Katowice: - Wszystko dobrze, trening jak co dzień. Teraz jakiś obiad, odpoczynek i mała siesta.
Na pewno się przyda, bo za wami dość trudny okres. Da się odczuć, że Katowice żyją hokejem? Graliście już derbowe mecze z Janowem, Tychami. Frekwencja w „Satelicie” kręci się koło tysiąca widzów. Czujesz się rozpoznawalny, bo byłeś chyba na co drugim autobusie?
- Rzeczywiście fajnie to wygląda, ludzie interesują się tym hokejem. Ta nasza hala nie jest duża, ale jak przyjdzie te tysiąc ludzi to się zapełnia i zawsze lepiej gra się przy pełnych trybunach. Katowice zrobiły się właśnie takie medialne pod względem hokejowym i dla nas zawodników jest to coś dobrego.
Jak odnajdujesz się w nowym klubie? Te pierwsze poważne mecze was zweryfikowały, bo oczekiwania przed sezonem były wysokie - klub miał nawiązywać do swoich największych sukcesów. Wiadomo faza play-off dopiero przyjdzie, a ona wszystko zweryfikuje...
- Jestem spokojny, mamy taki zespół, że z każdym możemy wygrać, ale też z każdym przegrać. Tak naprawdę to czas gra na naszą korzyść, bo każdy dzień czy to na treningu czy poza nim jest czymś pozytywnym. Wiadomo, że Cracovia i Tychy grają ze sobą od dłuższego czasu i mają nad nami przewagę zgrania, ale czas rozliczeń przyjdzie po sezonie, bo wtedy będzie najważniejszy okres.
Jaka jest różnica pomiędzy Podhalem Nowy Targ a wielosekcyjnym GKS-em Katowice? Które warunki są lepsze do rozwoju? Zorientowanie na jedną dyscyplinę czy rozbicie na wiele różnych?
- Nowy Targ jest miastem hokeja i nie ma nawet o czym gadać. Jest on tam bardzo popularny, więc ciężko porównywać te dwa ośrodki. Warunki, które mamy w Katowicach są na wysokim poziomie i jestem z nich zadowolony. W Podhalu zresztą było podobnie, chociaż tu jest większa medialność i zasięg.
Jak wielka różnica dzieli EBEL i PHL?
- W EBEL każda drużyna jest na podobnym poziomie. Są zawodnicy, którzy grali w KHL i NHL, jest też dużo Kanadyjczyków. Jeśli chodzi o styl, to jest dużo wrzutek, walki o krążek. Szybkie decyzje to podstawa, żeby tam dobrze wyglądać.
A kultura gry? Moim zdaniem w Polsce takim zawodnikom technicznym jak Ty powinno być trudniej, choćby ze względu na styl gry, który u nas panuje.
- Ja jakoś specjalnie tego nie odczułem. Każdy stara się grać tak, jak umie najlepiej. Jedni są od takiej roboty, że muszą trafić ciałem i zatrzymać cię czym tylko mogą, a inni są od wyprowadzania gumy, minięcia 1 na 1. W każdej lidze wygląda to podobnie, tak naprawdę nie próbuje się nikomu zrobić krzywdy, ale jest to część gry i nie czuję, żeby w Polsce było inaczej.
Czym różniło się życie w Znojmie od tego w Katowicach?
- Jest podobnie. Zawsze rano mamy trening, potem siłownia i od połowy dnia jesteś wolny, chyba że czasami zdarzają się dwa treningi i nie ma na nic czasu. Ja mam taki styl, że w tym czasie staram się odpoczywać lub czasami gdzieś wyjść, a Katowice są bardzo ładne. Jest gdzie usiąść i napić się kawy.
A jakaś dodatkowa szkoła lub na przykład nauka języków?
- Póki co staram się w stu procentach skupić na grze.
W Znojmie grałeś z Liborem Šulákiem, który w tym roku podpisał kontrakt z Detroit Red Wings. Zapowiadało się na to?
- Wyróżniał się, ma duży talent. Był pracowitym obrońcą, miał to coś i dobry sezon. Zdobył dużo punktów i trafił z formą na reprezentację, co było kluczowe. Ale i tak było widać, że jest ponad innymi.
A od Tomka Plihala czegoś się nauczyłeś? Trochę pograł w NHL i AHL.
- Tak, graliśmy długo w jednej formacji, było widać jego mądrość i doświadczenie. Od innych zawodników też można było się uczyć. Dla mnie było to ciekawe przeżycie.
To co Twoim zdaniem poprawiłeś przez ten rok?
- Inaczej myślę na lodzie, zobaczyłem trochę innego hokeja. Kolejna rzecz - podejmowane decyzji, już nie ma takich głupich zagrań, ale jeszcze daleka droga przede mną.
Wiele osób widzi w Tobie nadzieję polskiego hokeja. Przeglądając niektóre materiały można odnieść wrażenie, że ludzie mają Ci za złe powrót do Polski. Jak Ty to czujesz? Czerkawski dla przykładu w swojej książce pisał, że przed wyjazdem do Szwecji mógł zostać tu i bić rekordy, ale nie była to dla niego najlepsza droga rozwoju. Czujesz, że to jeszcze nie jest ten moment?
- Taką podjąłem decyzję i jej nie żałuję. Zobaczymy, co będzie dalej. Mam podpisaną umowę z agentem i wiem, że jeśli pojawi się coś dobrego, to da mi znać. Ale wszystko i tak będzie zależeć od mojej gry tu czy gdzie indziej i pracy, jaką będę w to wkładał.
A te wszystkie negatywne komentarze demotywują Cię czy wręcz odwrotnie? Nakręcają do jeszcze cięższej pracy na każdym treningu?
- Tak naprawdę negatywne komentarze innych ludzi zupełnie mnie nie obchodzą. Mamy specyficzny kraj, w którym ludzie uwielbiają, jak coś komuś nie wyjdzie. Wtedy robią się strasznie aktywni. Dla mnie liczą się słowa mojego trenera, rodziny i znajomych, a póki co ciągle pracuję na lodzie. Czuję sie dobrze, zaraz czeka mnie kolejne zgrupowanie reprezentacji i każdego dnia tych pozytywów jest coraz więcej!
Czyli wszystko zweryfikuje lodowisko?
- Dokładnie.
Przejdźmy na chwilę do korzeni. Pochodzisz z hokejowej rodziny, patrząc na Twoje rozterki związane z innymi dyscyplinami o czym za chwilę porozmawiamy, to że dzisiaj grasz w hokej łączy się z tym, że Twój tata i dziadek grali w ten sport?
- Myślę, że tak. Zawsze u nas w domu się o tym rozmawiało, od małego pojawiał się temat hokeja. Wszyscy chcieli żebym też grał, ale przede wszystkim to mnie miało cieszyć, żebym za tym poszedł. No i to się udało. Gram na jakimś poziomie i staram się być coraz lepszy.
Czyli śmieją się, że dziadek grał na olimpiadzie, a Wy teraz bijecie się po niższych dywizjach?
- Wiadomo! Jeszcze jednak wiele lat gry przede mną, więc zobaczymy jak to będzie.
Wracając do Twoich rozterek. Ostatnio miałeś okazję zaprezentować się szerszemu gronu kibiców w ramach akcji "Cała GieKSa razem". W związku z czym brałeś udział w treningu z drużyną kobiet. Patrząc, jak tam się poruszałeś można odnieść wrażenie, że Piotr Mandrysz , trener piłkarskiej sekcji, powinien po Ciebie zadzwonić, bo chłopaki przespali początek sezonu. Ty trochę tej piłki liznąłeś, bo byłeś przecież na testach w Hiszpanii. Opowiesz coś więcej?
- Co tu dużo mówić, w piłkę dawno już nie grałem, czasami gdzieś z kolegami się coś pokopię, ale żeby na poważnie do tego podchodzić, to już długo długo nie. Ale wiadomo coś tam się pamięta i pograło za młodu. Trudno mi ocenić, jak wyglądałbym na tle piłkarzy, oni też codziennie trenują, ale ten trening z dziewczynami był przyjemnością.
Dobra, a Ty jako zawodnik jak zapatrujesz się na tego typu akcje marketingowe? Fajny pomysł? Za naszą południową granicą hokeiści z Trzyńca np. po sezonie regularnie grają meczy w piłkę w ościennych miastach, gdzie kibice mają okazję ich bliżej poznać i zebrać autografy.
- Uważam, że to jest ogólnie ciekawe dla kibiców, jak wiedzą co się w klubie dzieje i jak wyglądają na co dzień zawodnicy, którym kibicują. Tak to powinno funkcjonować. Czechy to jednak zupełnie inny poziom sportowy i medialny. Idą w to, bo chcą, żeby jak najwięcej kibiców przychodziło na mecze, dlatego takie programy to strzał w „10”. Tak naprawdę im więcej robi się dla kibiców, tym lepiej.
Sam jako zawodnik uprawiałeś wiele dyscyplin z powodzeniem, bo grałeś przecież w kadrze Polski w unihokeju, debiutowałeś w seniorach w piłkę nożną, a do tego ciągle był hokej. Jakie te wszystkie sporty mają przełożenie na lód? Kiedyś każdy potrafił grać we wszystko, dzisiaj od małego mamy wąskie specjalizacje i nakierowanie na poszczególne elementy. Co Twoim zdaniem jest lepsze?
- Trudno ocenić. Ja tak na prawdę starałem się robić wszystko to, co mnie cieszyło. Niektóre ruchy, zwinność wykształciły się w piłce i w unihokeju i myślę, że w dużym stopniu mi pomogły, że teraz wyglądam jakoś tam nieźle na tym lodzie. Wiadomo, że jeśli myślisz o graniu w hokeja, to treningi tej dyscypliny najwięcej Ci dają. Ale każdy dodatkowy jest pomocny i nie ma w tym nic, co mogłoby zaszkodzić.
Uważasz, że podejścia Poruby do naszej ligi mógłby działać bardziej na + czy -? Dla kibiców mógłby to być ciekawy czynnik, który weryfikowałby poziom, bo przecież często gracie z nimi sparingi przed sezonem. Mogliby odświeżyć te naszą ligę i ściągnąć więcej widzów niż na przykład SMS.
- Ja też jestem za tym. Dla mnie nie byłby to problem, chłopaki też myślą podobnie. Zawsze to jest coś nowego. Przyjechaliby do nas, my do nich. No, ale my możemy się tylko przyglądać z boku to nie my podejmujemy decyzje. No i zobaczymy, co będzie. Najważniejsze jest to, żeby PZHL działał tak, aby wszystko szło do przodu.
Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś w Katowicach był pomysł, żeby dołączyć do EBEL. Prezes, który siedział przed "cyferkami" wyliczył, że ma bliżej do Wiednia niż nad morze. Do tego pojawił się problem z zagospodarowaniem dużej hali Spodka. Myślisz, że byłoby to realne w Katowicach?
- Myślę, że Katowice są na tyle dużym miastem, że spokojnie mogłyby dołączyć, o tym decydują względy finansowe. Musi być zapewniony odpowiedni budżet i dobrana drużyna, bo ta liga na prawdę jest dobra. Grałem tam i kluby funkcjonują z powodzeniem w dużo mniejszych miastach.
Cele na ten sezon?
- My chcemy z meczu na mecz zdobywać trzy punkty. Wiemy, że jesteśmy w stanie z Tychami i Cracovią wygrać, chociaż na papierze to oni są lepszą drużyną i faworytem. Lód zweryfikuje wszystko. My z kolei będziemy walczyć o to, żeby w każdym meczu odnieść zwycięstwo.
A Twoje? Odbudować się?
- Dokładnie. Odbudować się i pomóc drużynie osiągnąć jak najwięcej. Zobaczymy co będzie.
Rozmawiał Patryk Polczyk
Komentarze