Prezes MH Automatyki: Trener Marek Ziętara kluczem do play-off
- Zmiany w przepisach dotyczących obcokrajowców, pokrzyżowały nam plany na sezon i w trakcie rozgrywek musieliśmy wprowadzić korekty w składzie. Kluczem do upragnionego awansu do play-off był jednak angaż trenera Marka Ziętary, który doskonale zna realia naszej ligi - uważa Bartosz Purzyński. Prezes hokeistów MH Automatyki liczy na to, że gdańszczanie w ćwierćfinale postawią się obecnym mistrzom Polski. Serię do czterech zwycięstw rozpoczną 16 lutego na wyjeździe.
Rafał Sumowski: Dopiero za trzecim podejściem wywalczyliście awans do play-off Polskiej Hokej Ligi. Co w tym sezonie zrobiliście lepiej niż w poprzednich, że znaleźliście się w czołowej ósemce?
Bartosz Purzyński: Myślę, że kluczem do osiągnięcia celu w tym sezonie było zatrudnienie trenera Marka Ziętary. To szkoleniowiec, który zna ligę od podszewki. Ma rozeznanie dotyczące zawodników występujących w lidze, trenerów, działaczy, ich charaktery, mentalność. Proces jego aklimatyzacji w drużynie i zidentyfikowanie jej bolączek oraz mocnych stron był zdecydowanie krótszy niż w przypadku trenera z poza Polski, na co zresztą mocno liczyliśmy. Przypomnę, że skład na ten sezon mieliśmy skompletowany w zasadzie już w czerwcu. Następnie zostaliśmy ukarani za zaradność przez władze PHL lipcową zmianą przepisów dotyczącą zasad zatrudniania obcokrajowców. Ta pozwoliła włączyć się do gry takim klubom jak Energa Toruń, Unia Oświęcim, Orlik Opole czy Zagłębie, które nie miały realnych szans na pozyskanie wartościowych graczy przy starych przepisach.
Trochę wam to pokrzyżowało plany? Pod koniec listopada sytuacja w tabeli nie wyglądała dla was zbyt ciekawie. Roszady w składzie były nieuniknione?
Zburzyło to nasz plan na sezon i zmusiło do wprowadzenia korekt w składzie drużyny. Odeszliśmy od koncepcji dwóch równorzędnych rywalizujących ze sobą bramkarzy, na rzecz mocnej, pewnej jedynki na tej pozycji. Kolejne zmiany dały nam to, czego brakowało przez cały sezon, czyli skuteczność w ataku. Przypomnę tylko, że jesteśmy trzecią drużyną w klasyfikacji oddanych strzałów, a dopiero ósmą, w rankingu zdobytych bramek. Zmiany w składzie spowodowały zdecydowaną poprawę wyników, dość powiedzieć, że za ostatnie dwadzieścia kolejek plasujemy się na czwartym miejscu w tabeli, a analizując ostatnie pięć jesteśmy liderem. Dziś zawodnicy skupiają się już tylko na grze, a ich profesjonalne podejście do swoich obowiązków odzwierciedla się w wynikach. To ludzie którzy chcą rozwijać się jako hokeiści i wiążą swoją przyszłość z tym sportem. Mamy w tej chwili świetną atmosferę, wszyscy się wspierają i dążą do wspólnego celu.
Z jakimi celami wchodzicie do play-off? Nikt was nie stawia w roli faworytów. Czy to nie jest tak, że każda wygrana z GKS Tychy będzie sukcesem?
Udało nam się zrealizować cel na ten sezon. To zdejmuje z zawodników presję, która towarzyszyła im przez całą rundę zasadniczą, a szczególne w styczniu. W tym miesiącu drużyna wspięła się na wyżyny swoich możliwości i przekroczyła własne granice, regularnie wygrywając z wyżej notowanymi zespołami w domu oraz na wyjeździe. Dzięki ciężkiej pracy nasz los ligowy do końca spoczywał w naszych rękach i nie musieliśmy oglądać się na rezultaty innych drużyn. Drużyna pokazała, że stać ją naprawdę na wiele. Jesteśmy po serii dziewięciu zwycięstw z rzędu i z pozytywną energią przystąpimy do rywalizacji z urzędującym mistrzem Polski.
Przegraliście z nimi w tym sezonie wszystkie cztery mecze, choć raz po dogrywce.
To jest sport, wszystko może się zdarzyć. Chcemy dostarczyć naszym kibicom jak najwięcej emocji i mamy nadzieję, na wyrównaną rywalizację. Format tegorocznych rozgrywek, w którym gramy na zmianę w domu oraz na wyjedzie nam sprzyja. Postaramy się o niespodziankę. Zawodnicy, trener oraz wszyscy w klubie mocno w to wierzymy, choć oczywiście jesteśmy świadomi, że GKS Tychy to ekipa budowana do gry o mistrzostwo Polski. Mają w składzie reprezentantów kraju popartych wysokiej klasy obcokrajowcami i mocnym bramkarzem.
Ostatnie play-off w hokejowej elicie dla Gdańska to również pojedynek z tyszanami. W ćwierćfinale sezonu 2010/11 GKS pokonał w ćwierćfinale GKS Stoczniowca. Symbolicznie?
Mecze w Hali Olivia cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem i mam nadzieję, że podobnie będzie i tym razem. Co ciekawe, w barwach gdańskiej drużyny występowali w tamtych meczach nasi obecni zawodnicy - Jan Steber, Maciej Rompkowski i Szymon Marzec, a po stronie GKS Tychy Josef Vitek. Będzie to dla nich na pewno podróż sentymentalna.
Czy tegoroczny wynik może umocnić waszą pozycję na tyle, że w kolejnym sezonie plan minimum będzie wymagał więcej niż udział w play-off?
Jesteśmy klubem o bardzo skromnych możliwościach finansowych i drużyna, którą udało nam się zbudować w tym roku jest naprawę przykładem maksymalnego wykorzystania środków, którymi dysponujemy. Oczywiście, że w klimacie sukcesów sportowych dużo łatwiej jest namówić do współpracy kolejne firmy, czego przykład mieliśmy w ubiegłym sezonie ale również teraz, gdy na decydującą fazę, dołączyło do nas Lotto, Auto-gum oraz Pomorska Grupa Informatyczna, a pracujemy nad tym, żeby grono naszych partnerów poszerzyć jeszcze przed rozpoczęciem fazy play off. Na bazie dobrych wyników niektóre firmy zdecydowały się na podwyższenie kwoty zaangażowania w zamian za dodatkowe usługi marketingowe.
Jest szansa na realny wzrost budżetu w kolejnym sezonie?
Marzy nam się zwiększenie budżetu. Mamy w planach poprawę potencjału finansowego do poziomu umożliwiającego stały postęp sportowy, ale również organizacyjny klubu. Czy te plany będą możliwe do realizacji? Dowiemy się zapewne w ciągu dwóch miesięcy. Tymczasem w dobrych nastrojach przystępujemy do pierwszej w historii klubu rywalizacji w play-off. Liczymy na duże wsparcie naszych kibiców oraz ogromne emocje, ale o to się nie martwię. Jesteśmy specjalistami w tym zakresie.
Rafał Sumowski - trojmiasto.pl
Komentarze